Przyjmowanie pochwał i relaks a poczucie wstydu

written by Renata Rusnak 17 września 2014

Czytałam jakiś czas temu o dziewczynie, która przeprowadziła eksperyment, codziennie mówiąc na ulicy nieznanej osobie coś miłego. Sprawdziłam ten eksperyment, przechodząc obok bardzo interesująco ubranej dziewczyny, która stała przed witryną jednego z luksusowych sklepów na Rynku. Ubrana w czarną dość wąską suknię, wysokie buty i  i odlotowe, puchate, wściekle różowe futerko z jakiejś dzianiny, trzymała w dłoni pojemnik z obiadem, zjadając go z wielką pasją.

Pomyślałam, że musi być odważna, skoro na tle tak nudnego ubioru naszych rodaków wyskakuje w czymś takim na ulicę. Powiedziałam: “Świetne masz to futerko”. Spojrzała osłupiała po sobie, a potem nie bardzo potrafiąc przyjąć komplement, rzuciła za odchodzącą mną: “To właściwie jest sweterek”…

Od razu przypomniało mi się, jak drugiego dnia na urodzinach Koziarni, staliśmy lekko zmarnowani po dobie jedzenia i picia, kiedy nagle Kuba rzucił: “Świetną masz koszulę, bardzo piękna, co to jest, taki dawny wzór ceramiczny”. Zaraz potem wszyscy ryknęli śmiechem, bo podobno spojrzałam na swoją koszulę ze sporym zaskoczeniem, jakbym sprawdzała, czy na pewno jest taka ładna.

A przecież wiem, że mam ładne koszule, w końcu po to je kupuję, żeby były ładne. To niemal mój jedyny ciuchowy fetysz, a jednak zdumiało mnie, że Kuba chwali którąś z moich koszul: ta, którą nosiłam dnia poprzedniego wydawała mi się ładniejsza.

Parę dni temu rozmawiałam ze znajomą o blogach, o kolorach i innych zmianach, jakie powinnam wprowadzić. Pomiędzy techniczną wymianą informacji, usłyszałam niespodziewane i szczere komplementy odnośnie mojej osoby i kompletnie zgłupiałam. Całkiem, jakbym na nie nigdy nie zasługiwała.

Tak się nad tym zastanawiam już od dłuższego czasu. Kiedy mój sąsiad zza płotu, ledwie znający moje imię, mówi, że jego zdaniem nic nie robię całymi dniami (sic!), zamiast go olać, przejmuję się, co o mnie pomyśli następny raz, kiedy w środku dnia położę się na tarasie. Latami przejmowałam się, że nie podobają mu się moje wysokie drzewa, które chce uciąć w pół, albo kiedy uważa, że powinnam wezwać strażaków do likwidacji gniazda szerszeni. Przejmuję się nim, pomimo iż on sam mieszka w czymś, co bardziej przypomina siedlisko trolli, raczej o nic nie ma pretensji do siebie, a jego żonie buzia się nigdy nie zamyka. Podobnie było w moim Papuamu, przeczytaj.

Marta Frej, Każdy mówi co innego.

Marta Frej, Każdy mówi co innego.

Całkiem jakbym uważała, że ludzie, którzy nie mając do mnie żadnego stosunku, mają prawo wypowiadać się lekceważąco na mój temat, ale jakby powiedzenie o mnie czegoś z uznaniem i szacunkiem jest niewłaściwe, jakbym nie była godna, lub nie zasługiwała. Sądząc po różowym futerku, nie ja jedna.

Dlaczego tak bardzo ulegamy presji otoczenia, że choć każda nieuzasadniona przygana wchodzi w nas jak w masełko, to nie umiemy przyjąć zasłużonej pochwały?

Bardzo dużo czasu mi zajęło, żeby zamiast tonąć w nerwowym skręcie wstydu z rzekomego “nic nie robię”, wyluzować się na tyle, by podążać za swoimi potrzebami i za tym, czego domaga się mój organizm. Normalnie, tak piękne dnie późnego lata, jak teraz, siedziałabym zamknięta przed swoim kompem, miotając się pomiędzy tym, co jeszcze powinnam zrobić, napisać, przeczytać, nauczyć się, dowiedzieć, lub z czego mam się wywiązać. Wszystko jedno zresztą z jakiego powodu, siedziałabym po prostu cała w nerwach, że mocniej, szybciej, więcej. Bolałaby mnie głowa, męczył kręgosłup i notoryczne migreny, byłabym pewnie nawet całkiem głodna. Choć pewnie żadnej z tych rzeczy nawet bym nie zauważyła, dopóki nie poruszyłabym się w fotelu i nie spróbowała wstać.

A przecież, kiedy w końcu pozwalam sobie na ten relaks w południe, który tak bardzo drażni mojego sąsiada, na taras, na to słonko, kiedy odrzucam poczucie winy, o ile lepiej mi się pracuje! Znacznie wydajniej, niż to bywało w czasach, w których nie stać mnie było na ten “wstydliwy” stan, jakim jest wypoczynek w ciągu dnia. A teraz, choć zwolniłam i wyleguję się w cieple, na ogół zresztą z książką, moja wydolność intelektualna jest znacznie wyższa niż kiedykolwiek wcześniej.

Po co mi więc ten wstyd, ta presja, ten stres i to zmęczenie przez cały dzień, skoro i tak w pierwszej jego połowie wyrabiam jakieś trzy normy? Nawet leżąc pół dnia na słonku zdążę od rana opublikować tekst, przygotować ze dwa szkice, zaplanować jeszcze jakiś i obrobić zdjęcia do nich. Pomimo iż zawsze i ze wszystkim szybko pracowałam, kiedy ktoś powie mi komplement, nie umiem go przyjąć inaczej niż z migreną.

Dlaczego mam się bardziej kierować oczekiwaniami innych, odnośnie tego, co mam robić i jaka być, niż własnym dobrem. To by chyba było głupie, prawda? Zdecydowanie pożyteczniejsze będzie nastawienie się na zgodę ze sobą, przyjmowanie komplementów i dbanie o psychiczny komfort życia. Nikt tego za nas przecież nie zrobi.

Jak ten prosty temat jest złożony świadczy fakt, iż pisałam ten tekst prawie cały tydzień, przepisując, edytując, tnąc i zmieniając codziennie po kilka razy.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz