Wczoraj zaczęły się Targi Gastronomiczne Horeca i targi winiarskie EnoExpo. W piątek wieczór rozpoczynają się targi slowfoodowe ze świetnym programem Festiwal Terra Madre. Nie chcę się specjalnie rozpisywać ani recenzji robić nie będę, podzielę się jednak swoim spostrzeżeniem, dlaczego warto takie miejsca odwiedzać.
Żadna to Wielka Ameryka, ot zwykła uwaga na marginesie – warto, bo można się naprawdę wiele nauczyć i dowiedzieć.
Sprawa jest prosta – na targi branżowe przyjeżdżają firmy, które od dawna już wiedzą, co robią, takie, które dopiero zaczynają i te (dla mnie najciekawsze), które chcą wprowadzić na rynek nowy produkt, albo markę. Jeśli ktoś wybierze się na takie targi, będzie miał szansę na odkrycie dla siebie produktu czy firmy w bezpośredni i namacalny sposób, a nie poprzez media czy reklamę. Niezależnie zresztą od dziedziny, bo równie dobrze mogą to być targi motoryzacyjne, IT, czy dowolne inne.
Chodzi o możliwość przetestowania, sprawdzenia, spróbowania, dotknięcia produktu, porozmawiania, postawienia nawet niewygodnych pytań, który tym samy zyskuje lub traci na wiarygodności.
Raz, że na targach wystawia się wielu producentów podobnych produktów – można poszukać tego z odpowiedniej półki cenowej, albo jakościowej. Na niszowych targach można znaleźć to, co prawie na pewno nie pojawi się w telewizji czy gazecie, jest to więc doskonała okazja do przetestowania czy spróbowania kilku podobnych do siebie produktów i to na ogół za darmo.
Bardzo oszczędza też czas odwiedzenie jednego dnia X stoisk o podobnym profilu, zamiast szukania firm i jeżdżenia po całym mieście, czy czasem kraju.
Regularne bywanie na targach z branży, jaka nas interesuje to też potężna dawna edukacji. Raz, że właściwie każde targi opracowują szereg bardzo interesujących wykładów, pokazów, warsztatów, czy degustacji, z których większość jest nieodpłatna i wymaga tylko wcześniejszych zapisów, to jeszcze np. na targach jedzeniowych można popróbować rozmaitych produktów. Im więcej się testuje, próbuje, tym szerszą zdobywa się wiedzę, obycie, tym lepiej rozumie się mechanizmy, czy procedury wytwarzania lub funkcjonowania czegoś.
Targi to również znakomita okazja do bezpośredniego porozmawiania z producentami. Oni naprawdę bardzo często są wielkimi pasjonatami tego, co robią, i o ile nie zasypie się ich pytaniami poniżej normy głupimi, to bardzo radośnie opowiedzą “o so chozi”. Oni tam naprawdę po to stoją cały dzień, by rozmawiać z klientami, są tam dla nas właśnie. Polecam zainteresowanie się nimi jako ludźmi, ich pasjami, tym, co robią. To wciąga i pasjonuje, a przede wszystkim dostarcza wrażeń i wspomnień na długie tygodnie.
Ja z oczywistych względów bywam na targach okołojedzeniowych i szczerze mówiąc już sobie nie wyobrażam swojego życia bez targów. Z każdych zwożę nie tylko rzeczoną masę wrażeń, ale i wizytówek, kontaktów, bezcennej wiedzy. Każdy kolejny rok, edycja, to nowe, głębsze doświadczenia. Uczę się, jakie firmy eliminować z pola uwagi, wyrabiam sobie nos na wyłapywanie szczególnych okazji, wyjątkowych ludzi, wybitnych produktów. Nikt nie rodzi się z tą całą wiedzą i umiejętnościami, każdy musi je zdobywać i szlifować z roku na rok.
Nie chodzi o to, że wszyscy nagle poinni stać specjalistami od wszystkiego, ale dobrze jest wpisać sobie do swojego lifestylowego kalendarza ze dwa, trzy targi rocznie z tej dziedziny, która kogoś pasjonuje i ruszenie się na nie, choćby i nie były we własnym mieście.
Czy warto? Warto jak cholera, choćby po to, by stać się świadomym, wyedukowanym konsumentem.
Nie musimy całego życia spędzać w pośpiechu na zbieraniu resztek z cudzego stołu, z którego jakaś bardziej krzykliwa reklama lub przedstawiciel handlowy wepchnie wam w ręce swoje dobrze opakowane śmieci. Sami możemy decydować o swoim życiu, a tutaj jest świetna okazja do zdobycia wiedzy, w dodatku w formie rozrywki.
No bo targi to przecież piękna rozrywka dla zwiedzających!
Że nie wspomnę o możliwości spotkania znajomych i zadzierzgnięcia nowych znajomości. Często na lata. Wystarczy wziąć namiary, wizytówkę, stronę, fejsa i z czasem zakolegować się z kimś spotkanym na targach. Wystarczy chodzić z uśmiechem na twarzy, patrzeć na ludzi i wdawać się w drobne small talki. Nie zliczę, ilu fajnych, sympatycznych znajomych poznałam właśnie na targach i degustacjach. To się przecież tak zaczyna…
No i przyjemny bonus – na targach najczęściej kupuje się od producenta lub importera, jest więc szansa na super ceny!
Warto skorzystać z tych paru najbliższych dni na targach. Dobrze jest na EnoExpo zrobić sobie rundkę po krakowskich winebarach, sklepach i importerach, żeby porównać oferty i wybrać coś dla siebie. Każdy mały importer to własna, oryginalna paleta smaków, która może pasować, albo nie poszczególnym osobom. Dobrze jest się trochę tego popróbować, by wiedzieć, na co potem wydawać pieniądze. Nikt nie oczekuje szczegółowej analizy bukietu i palety danego wina; wystarczy stwierdzić “smakuje mi to, a to nie”. Jest okazja!
Druga okazja – również na EnoExpo to możliwość zapoznania się z polskimi winnicami i potestowania szczepów winogron, które rosną u nas. Fajna zabawa!
Horeca Gasrofood to możliwość kupienia lub znalezieniu fajnego sprzętu do kuchni, albo, co oczywiste do knajpy.
A mój numer jeden to oczywiście targi Slow Foodu Terra Madre! To nie tylko okazja wzięcia udziału w laboratoriach smaku z top chefami polskich kulinariów! To również niepowtarzalna szansa na zakupy najlepszej jakości serów, wędlin, produktów, opatrzonych znaczkiem Slow Food, będących zaprzeczeniem wszystkiego, co reprezentuje sobą Fast Food. To idealna szansa na poznanie – obok włoskich i innych zagranicznych wystawców – polskiego, lokalnego rynku i małych wytwórców, których u nas też nie brakuje.
Bonusem do Terra Madre jest bardzo interesujący program Slow Warsztatów dla dzieci, które sama układałam. Polecam bardzo gorąco i zapraszam jednocześnie, będzie się działo nad wyraz dużo przyjemnego, smacznego i pozytywnego! Przyjdźcie z uśmiechem i życzliwością i wdzięcznością, a Matka Ziemia na pewno obdaruje was najlepszymi darami swoimi i rąk swoich dzieci…