Czy sadzisz kabaczki, śliwy, czy krzaki winne, praca w polu, to praca w polu. Zimno czy ciepło, z obowiązku czy z wyboru, w znoju czy z przyjemnością – twoja ręka dotyka ziemi. A kiedy już dotknie, coś spod tej ręki zawsze wyjdzie. Co – zależy tylko od ciebie i od ziemi, z którą się zwiążesz. Przekonałam się, że najlepsze dobra wychodzą, kiedy ekologiczny rolnik dotknie ekologicznej ziemi…
Mam takiego rolnika ekologicznego, Adama Suska, którego bardzo lubię i cenię za pozytywne nastawienie do świata i duże wsparcie, jakiego nikomu (mnie przynajmniej) nie szczędzi. Kiedyś zaopatrywał moją knajpę i grupę moich przyjaciół, którzy chcieli jeść organicznie.
Trzy czy cztery miesiące po zamknięciu Papuamu ogarnięta istną rozpaczą, zadzwoniłam do niego prawie szlochając w słuchawkę: Adam, nie obchodzi mnie, czy ci się opłaca czy nie opłaca jeździć do Krakowa, nie mam co jeść, źle się czuję, musisz do mnie jeździć do domu…
Adam przyjeżdżał i nawet mu się to opłacało, bo znowu kilka moich przyjaciółek brało jego jedzenie. Potem zaczął się sezon, Adam zasuwał w polu i w handlu, pojawił się Targ Pietruszkowy i znowu ze cztery miesiące nie jadłam jego produktów. Teraz jest jesień, czas na przetwory, zadzwoniłam znowu, trochę jak zdrajca pietruszkowy:
“Adam, potrzebne mi te cudne pomidory, co rok temu robiłam i jedliśmy je do wszystkiego”… “Ni ma sprawy”, rzekł jednakowo wesoły i pełen energii, jakbyśmy się dopiero co wczoraj widzieli. “A to wrzuć mi jeszcze śliwki, jabłka te dobre, jajka i sałatę”…
Ano wrzucił. I ummm… Zobaczyłam te jajka, tę sałatę, te pomidory, te jabłka i te śliwki i zrozumiałam, jak BARDZO za nimi tęskniłam… Bo co? Bo można jeść pyszne pomidory i pyszną sałatę i pyszne jabłka, ale jednak coś jest w ręce człowieka, który je uprawia. Coś ten człowiek wkłada w swoje jedzenie, w swoją pracę, nawet w to, jak traktuje produkty, jak je układa w skrzynkach, jak przechowuje, jak transportuje.
Adam był górnikiem. Przepracował wiele lat w kopalni i, jak mówi, przy zdrowych zmysłach trzymało go tylko jedno marzenie – skończy, wyjdzie na słońce, kupi ziemię i zostanie rolnikiem. Adam ma uzdrawiający dotyk; leczył ludzi jako bioenergoterapeuta. Teraz – wiem to – leczy ich jedzeniem.
Czuję za każdym razem, jak po dłuższej przerwie przychodzi ze swoimi kapustami, sałatami, ogórkami, czy nawet kurami, rośnie we mnie na ich widok taka czysta, organiczna, cielesna błogość. Wszystko się we mnie śmieje na widok tego, co przynosi. Nie wyobrażacie sobie tej pieczy, z jaką chowam każdą roślinę do lodówki, jak starannie je układam i pakuję, by się nie pogniotły, nie psuły, nie marnowały… I z jaką radością je potem wsuwam.
Bo Adam kocha to, co robi. Podobnie jak kilka innych osób, które coś swojego hodują, pielęgnują i przywożą to na Targ Pietruszkowy czy niekiedy na zwykłe hale targowe. Jak parę osób w gastronomii, jak artyści-winiarze, jak niektórzy mali producenci, jak małe palarnie kawy.
Wszystko musi wynikać z miłości i z pasji. Nie może być bezduszne, bezpłciowe, pozbawione troski, jak to obrabiane maszynami, lane chemią i nawrzucane w wielkich stosach jedzenie z hipermarketów. Nasze jedzenie żyje i daje nam swoje życie, swoją energię w prezencie.
Twój ekologiczny rolnik z pewnością będzie to wiedział. Dobrze, jeśli i ty będziesz tego świadom i uważnie wybierzesz to co jesz. Bo to nas przecież buduje, z tego czerpiemy naszą siłę i pozytywną wibrację.
Gud enerdżija, sister, jak mawia jeden zapalony winiarz. Gud enerdżija…
2 komentarze
Jeeeej… Jak ciepło to napisane… Balsam dla duszy… Także dla mnie… Bo tacy ludzie, którzy prowadzą własną jakąś tam działalność, to często cisi pasjonaci tematu… I też serce w swoją pracę wlewają 🙂
Dziękuję! Dla mnie takie jedzenie to i balsam dla duszy i lekarstwo dla ciała :))