Kupowałam wczoraj na Lipowej 6F czysty sok z rokitnika w obecności czterech panów, którzy przyjęli ten fakt zgodnym buczeniem i fujczeniem, że rokitnik jak farba olejna, wstrętny i nie do picia. Nie dałam się jednak zwieść i wzięłam. Kiedy oni pili swoje kawy i inne, ja potestowałam sok na czysto, czyli solo. Smak faktycznie okazał się być dość trudny, ale nie odpychający, ani nie niemożliwy do wypicia. Trochę jak kwaskowe lekarstwo z lekkim posmakiem chemikaliów. Niedopitą butelkę zabrałam do domu z absolutną pewnością, że jeszcze będzie z niej użytek.
Cały dzień spędziłam na mieście, ale nigdzie nie udało mi się zjeść sałaty, więc zmodziłam ją na szybko w domu “z tego co miałam w lodówce” (wiecie, co mam w lodówce i że się nie domyka od zielonego). Opcjonalnie można użyć cokolwiek, byleby było zielone i najlepiej ekologiczne.
- sałata rzymska, sałata masłowa, sałata lodowa, szpinak, kalarepa, fenkuł, rzodkiewki, papryka, cebula czerwona, dynia, jabłko, migdały, kumkwat.
Kumkwata wkroiłam bo tak. Ciężko go zdobyć, lepiej więc potraktować go opcjonalnie i zapamiętać na przyszłość. W niedużych ilościach w sałatce smakuje świetnie i naprawdę można już przestać myśleć o nim wyłącznie w kategoriach nalewek!
Potem właściwie bez specjalnego zastanawiania się postanowiłam dressing zrobić właśnie z tego rokitnika. Kwasowy, intensywny, lekko ściągający (tak się nazywał ten smak zanim się zrobiła moda na nazywanie go umami). Złączyłam z awokado, sycylijską pomarańczą moro i organicznymi niesiarkowanymi daktylami i… wyszło rewelacyjne! Interesująco, bogato, głęboko w smaku i posmaku i właściwie na każdym poziomie gryzienia (i mlaskania). Nie mówiąc już jak zdrowo (wszystko o właściwościach rokitnika przeczytacie u niestrudzonej Klaudyny Hebdy).
- 2 łyżki niesłodzonego soku z rokitnika
- 1 zmiażdżone awokado
- 1 słodka, aromatyczna pomarańcza
- odrobina soli
- drobno posiekane daktyle (można całość zblendować).
Dziś powtórzyłam eksperyment i smakuje mi równie dobrze, a nawet lepiej, bo poprawiłam proporcje. Ormiański sok, a właściwie przecier Yan Organic jest nie tylko certyfikowany ekologicznie (czyli na brak pestycydów), ale też wyciskany na zimno i oczywiście bez cukru ani żadnych dodatków. Na Lipowej kosztuje 9 zł za małą buteleczkę i to moim zdaniem nie jest zbyt wiele.
Moi męscy przyjaciele najwyraźniej są cieniasami i brakuje im wyobraźni innej niż mięsna. Rokitnik jest super, nie dajcie sobie wmówić, że jest inaczej.
Nawiasem, mięso też zamarynowałabym w tym przecierze, a potem udusiła w słodkich warzywach. Byłoby co najmniej interesujące.