No to co, eksperymentujemy dalej? Dziś miałam więcej cierpliwości i wyszło na tyle dobrze, że mój własny jedynorodny powiedział z całą powagą, że fasolowe szaleństwo pierwszy raz naprawdę mu smakowało.
Dobrze, że choć raz się doczekałam, ale może faktycznie osiągam jakieś wyniki. Choć jednocześnie zaczynam dochodzić do wniosku, że powoli staję się mistrzynią brązowego jedzenia! Mniej więcej cała moja kuchnia wychodzi w różnych odcieniach brązu. No cóż, normalne prawo fizyki, czy może innej chemii, albo plastyki – jeśli stosuje się tyle różnych kolorystycznych składników na raz. Mi się to już dawno temu zaczęło podobać.
Potrzeba:
- 1 miarka (objętość młynka do kawy) zmielonej fasolki urid (lub jakiejkolwiek drobnej),
- 2 miarki zmielonej kaszy jaglanej,
- 2 jajka,
- ok. 30 ml soku z granatów,
- 2 łyżki borówek (można zastąpić i malinami i truskawkami),
- 2 łyżeczki miodu,
- 2 liście sałaty,
- ekstrakt waniliowy lub prawdziwa wanilia,
- opcjonalnie sól,
- lokalna domowa ricotta,
- lokalna konfitura winogronowa (można użyć innej, ale gdzie tu fan?).
Wykonanie podam nieco inaczej niż sama zrobiłam, czyli masa nie będzie wyglądała jak na zdjęciu powyżej. Modyfikuję na czuja, ale powinno się udać.
- Zmieloną mąkę z fasolki zalać miodem rozpuszczonym w soku z granatów i odstawić na 10 minut. Nie ma co przyspieszać, niech fasola trochę napęcznieje.
- Dodać borówki, dobrze wymieszać (można rozgniatać owoce). Jeśli macie mrożone (o tej porze ja mam jeszcze jakieś resztki, a nie chciało mi się iść do sklepu), dodajcie razem z sokiem, który się wydziela po rozmrożeniu. Jeśli masa jest za sucha, trzeba dolać soku z granatów.
- Posiekać drobno sałatę.
- Ubić jajka; jak się komuś chce, można klasycznie białą pianę na sztywno. Ja roztrzepałam tylko trochę całe jajka. Jak nie to wystarczy i zbełtać widelcem. Olać ceregiele.
- Do jajek dodać wanilię wg gustu i w zależności od tego, co się ma.
- Do masy fasolowej dodać mąkę jaglaną, sałatę i ubite jajka, dokładnie wymieszać; można trzepaczką.
- Jeśli masa jest za sucha, dolać kroplę soku z granatów.
- Minimalnie posolić.
- Smażyć klasycznie na patelni i na maśle pod przykryciem, choć ciągle wydaje mi się, że z piekarnika byłoby lepsze. Ogień średni, bo ciasto musi dojść do środka, a jest dość wilgotne.
Miałam dosłownie resztkę fajnej ricotty od Lorków, której bardzo już należało się zmiłowanie, bo wyschła i zaczęła leciutko tchnąć. Otwarłam do niej słoiczek konfitury z lubuskiej Winnicy Kinga. Zmieszałam, rozcierając grudki sera – położone na gorący placek ładnie się stopiły i rozlały, ale to jeszcze nic.
Smakowo ricotta od Lorków idealnie skomponowała się z bardzo słodką konfiturą winogronową od Kingi.
Świetne i bardzo ciekawe połączenie, jeszcze raz wskazujące na to, że lokalne produkty dobrej jakości mogą ze sobą zagrać niejedną melodię.
Najważniejsze według moich standardów kryterium – samopoczucie – po zjedzeniu połowy dużego omleta, również zdane. Czuję się w porządku, o wiele lżej niż by się można spodziewać po tak sycącym daniu.