Przywiózł mi Marcin Makiato świeżo paloną kawusię do Papuamu od Javy, mieszanka do ekspresu 02. Właśnie degustuję – przyjemna, bogata w aromaty i smaki kawa. Jutro, pojutrze dojedzie aeropress i organiczna Javowa nówka jednorodna z Peru. Będziemy mieć więc kawy gotowane i “pressowane”, czyli przeciskane przez wielką strzykawę.
Marcin zapowiada kawowego bloga. Widziałam kilka pokazów i wykładów, jeden w Papamu – ten facet ma sporo wartościowych rzeczy do powiedzenia. Czekam zatem.
Rozmawialiśmy (jak zawsze) o jakości kawy, kulturze picia kawy, oraz ogólnej świadomości kawowej w Polsce i w Krakowie. Wspomniałam z pewną trwogą Hotel Intercontinental w Warszawie, gdzie jakieś 3 tyg temu byłam na śniadaniu – 160 zł od osoby; pierwszą kawę wyplułam, drugiej nie dopiłam – ta sama okropna kawa z dwóch różnych ekspresów.
Jak ktoś ma ubogie wyposażenie własnej knajpy, ale towar najwyższej jakości, to po czasie zapomina, że produkty z wypasionych sprzętowo i pieniężnie miejsc mogą być tak niesmaczne. Pewien standard, który się trzyma, nawet kosztem zarobku, pracy czy ogólnie wysiłku nie pozwala posądzać innych, których na ten standard stać bez mrugnięcia okiem o to, że mogą tak zwyczajnie nie zadbać o podstawy. Jeśli zaś samemu trzyma się wewnętrzny poziom tego, co się zjada i wypija, po pewnym czasie coś się w zmysłach przestawia na tyle, że powrót do niskich standardów przestaje być możliwy.
Picie niedobrej kawy po tym, jak się przywykło do dobrej jest nieznośne.
Podobnie zresztą rzecz ma się ze wszystkim, co człowiek rozpozna jako pewien swój własny standard, poziom. Kwestia nie tylko kawy, czy jedzenia, ani nawet ogólnego poziomu używanych na co dzień przedmiotów. Żyjąc w określony sposób przywyka się również do pewnych standardów relacji, komunikacji, do ich jakości. Ciężko zrezygnować z czegoś, co uznaje się za właściwe i słuszne. Pewnie dlatego dobrze jest, kiedy wszyscy dążymy do poprawy ogólnej jakości życia – nie tylko rozumianej materialnie, ale i etycznie.
Marcin z Miszą Szackim na pokazowym parzeniu kawy w ibriku (gotowanej na piasku). Foto Aga Wojtuń