Wraca facet do domu i zastaje żonę nad potężnym garem grochówki: “Kochanie, mamy gości?”. “Nie!”. “To dlaczego gotujesz tak dużo grochówki?”. “BO TAK!”.
To nie tak, że mam permanentny okres i w kółko gotuję zupy w dużych garnkach. Ani nawet nie tak, że cierpię na całomiesięczny PSM – ten na szczęście opuścił mnie zupełnie po przejściu na nowoczesne odżywianie roślinne. Ale faktycznie gotuję zupy “Bo tak!”.
Bo je po prostu lubię. Bo są wygodne, łatwe, szybkie, pełne, wartościowe, dają poczucie satysfakcji, zawsze smakują inaczej i można się z ich budową bawić do końca świata. Smakują na gorąco, na ciepło i na zimno i można je jeść o każdej porze dnia i nocy. Można je zapakować do słoika i wziąć na drogę, można zapasteryzować i mieć na zapas. Można przechowywać w lodówce 3, czasem 4 dni i się nie psują. Do tych gęstszych można dokroić surowej kapusty i czegoś zielonego i mieć surówkę ze świetnym dresingiem. Bo wystarczy dosolić i smakują nawet tym, którzy zwykle nie tkną nic zdrowego. Bo sprawiają radość i napełniają optymizmem. Bo dożywiają lecz nie tuczą i nie kosztują wiele. Bo nic się nie marnuje.
Jasne, że pomiędzy zupami jadam też co innego. Gotuję kasze, warzywa, jem surówki i sporo owoców, robię też pasty ze strączków i warzyw, choć niewiele, bo nie jadam chleba z powodu nietolerancji glutenu. Sporadycznie przyrządzam nawet jakiś organiczny drób. Uwielbiam testować nowe smaki i połączenia, sprawdzać jakość produktów, więc często kupuję niestandardowe jedzenie. Równie często wychodzę na miasto i jadam w knajpach, choć moje wybory zwykle zaskakują pracowników. Uwielbiam sprawdzać dania, których nie znam. Jednak co intuicyjna zupa to intuicyjna zupa! Nie zamienię na nic innego. A kto już raz połknie tego bakcyla, przepadł na wieki 🙂
A oto przepis na zupę, od której wszystko się zaczęło!
Sławna Antyrakowa Zupa Dr Fuhrmana, minimalnie przeze mnie zmodyfikowana i rozpisana. Szalenie swego czasu popularna w Papuamu. Proporcje też są “przemysłowe”, jak twierdzą niektórzy, ale Fuhrmanowie mają piątkę dzieci! 🙂
- szklanka fasoli albo połówek grochu (najlepiej mi smakuje z fasolą mung),
- 4 szklanki wody,
- 4 średnie cebule,
- 6 średnich cukinii,
- 3 pory (2, jeśli macie całe z zielonymi końcami),
- 2 gałęzie jarmużu (kapusty pekińskiej, sałaty strzępiastej, zielonej papryki albo innej zieleniny),
- 4 szklanki świeżego soku z marchewki (można kupić w 5 L bag-in-boxach organiczne soki bez dodatków, albo wycisnąć przez sokowirówkę czy wyciskarkę), lub 0,5 kg marchewki.
- 2 szklanki soku z selera naciowego (średnio z 2 całych), albo 1/2 selera naciowego,
- 1 szklanka orzechów nerkowca, albo włoskich,
- 0,25 kg świeżych grzybów (shitake, albo inne).
Wykonanie:
- Nastaw wcześniej namoczoną fasolę z wodą w dużym garnku. Ureguluj czas w zależności od rodzaju fasoli. Mung gotuj 20 minut, większe fasolki 30-40 minut.
- Dodaj drobno posiekany jarmuż (bez łodyżek), albo inne zielone,
- Dodaj przekrojone na pół cukinie i cebule oraz pora w dużych kawałkach, gotuj 15 minut. Jeśli nie masz gotowego soku ani wyciskarki, dodaj obraną marchew i seler naciowy.
- Cedzakiem wyjmij z garnka całą cukinię, cebule i pora (marchew i seler), upewnij się, żeby część fasoli i jarmużu/sałaty w nim została.
- Przełóż do blendera razem z chochlą wywaru z zupy.
- Dosyp połowę orzechów do blendera i zblenduj całość. Dolej wywaru, jeśli blender ciężko chodzi.
- Wlej kremowa zawartość blendera znowu do zupy.
- Jeśli masz – dolej teraz sok z marchwi i selera naciowego. Jeśli nie, dodaj wody.
- Dodaj pozostałą część orzechów, posiekanych w średnie kawałki,
- Dodaj pokrojone grzyby i gotuj wszystko razem 15 minut.
- Możesz na talerzu doprawić nacią pietruszki.
Konsystencja tej zupy jest świetna – kremowa, ale z fasolą, orzechami i zieleniną do zgryzienia. Gotując wieloskładnikowe zupy, zgapiam ten pomysł i często blenduję część składników, a cześć nie. Sekret polega na tym, żeby te, które pozostają nie zblendowana nadal były dość chrupkie, czyli nie rozgotowane. Zwróć uwagę, że fasola w tym daniu powinna być miękka. Uważaj na mung, bo lubi się rozpadać. Jeśli nie masz wprawy w ocenie długości gotowania – możesz ją ugotować prawie do miękkości osobno w małej ilości wody i złączyć dopiero pod koniec (razem z wodą).
Zupa smakuje zaskakująco dobrze, szczególnie, jeśli gotujesz ją na soku. Nie zawiera soli, a mimo to jest bardzo pełna. Jeśli nie wytrzymasz bez soli, posól, ale spróbuj zjeść kilka łyżek bez soli. Usta bardzo szybko się przyzwyczajają i z każdą łyżką zaczynają coraz bardziej doceniać bogactwo doznań.
To właśnie Fuhrman (czy jego żona?) nakierował mnie na gotowanie intuicyjne. Spróbowałam kilku jego przepisów, a potem poszło. Chciałabym, żeby tak samo było z wami – żebyście spróbowali kilku moich przepisów, zapamiętali podstawowe zasady nowoczesnego zdrowego odżywiania i poszli własną ścieżką.
Powodzenia!
4 komentarze
Zrobię kolejne podejście, bo za pierwszym razem, gdy robiłam z przepisu w książce nie wyszło. Zdecydowanie lepiej mi wychodzi gotowanie na oko. No i ilość muszę zmniejszyć, bo w przepisie mamy m. in. 6-8 cukinii i 3 łodygi pora, co daje wielki gar zupy, a dla 2 osób za dużo.
A pasteryzować nie umiem. Możesz kiedyś coś na ten temat skrobnąć.
oj, musiało cię ominąć, bo wpis jest już od dłuższego czasu, zobacz http://renatarusnak.com//?p=5471
co do zupy, nie zniechęcaj się. tam nawet lekka zmiana wielkości warzyw wpływa na smak. właśnie lepiej na oko to wszystko zrównoważyć. Co do proporcji, jak pisałam, oni mają 5 dzieci :)) To jest duży gar, robiliśmy z tych proporcji w Papuamu. Podałam jednak tak jak w oryginale.
i jeszcze – jeśli jest nie tak, to zmniejsz ilość selera naciowego o połowę, albo zastąp go sokiem ze zwykłego selera.
O mamo! Tej jeszcze nie jadłem :D. Będę musiał spróbować ją zrobić!
Tak przy okazji gotowania intuicyjnego ostatnio stałym bywalcem w mojej zupie stał się burak. Już mi się nie kojarzy tylko z czerwonym barszczem.
o, ja dziś przyszalałam z burakami 🙂 jutro wpis 🙂