Bardzo ucieszyła mnie wiadomość, że w przepięknej biodynamicznie uprawianej Winnicy Wieliczka, gdzie zaplanowałam nasze warsztaty chwastingu, żywej wody i medytacji środka, pojawiły się ule z Pasieki Wiewióra. Wspieram pszczoły całą sobą, a gdy nadarzyła się okazja, by prawdziwy pszczelarz opowiedział coś o nich – skorzystałam z okazji i zaprosiłam Marka Janika do współpracy.
Dwie godziny spotkania minęły nam na słuchaniu opowieści o hodowli pszczół z prawdziwymi wypiekami na twarzy. Poznaliśmy nie tylko techniczną stronę hodowli, łącznie z takimi detalami jak budowa ula, czy warunki, konieczne do pozyskania nowej matki, ale przede wszystkim zetknęliśmy się ze szczerą, głęboką, wzbudzającą podziw i szacunek więzią pszczelarza z jego podopiecznymi. “Moje dziewczyny”, tak mówi Janik o swoich pszczołach.
Żywy kontakt z pszczołami
Janik w bardzo przystępny i zarazem interesujący sposób potrafi podzielić się swoją pasją. Najciekawsze wydało mi się to, jak dużo trudu i troski wkłada w harmonijną współpracę swoich “dziewczyny” z człowiekiem-opiekunem. W ten sposób hoduje i selekcjonuje matki, by pszczoły z jej roju nie przejawiały agresji i nie żądliły ludzi.
Na warsztatach wywiązała się szczera dyskusja o tym, czy należy pozbawiać te, ważne dla zapylania i naszego bezpieczeństwa żywnościowego, owady ich naturalnego instynktu obrony? Padły przykłady hodowli na Wyspach Brytyjskich, gdzie pszczelarze koncentrują się na przetrwaniu pszczół za wszelką cenę. Tamtejsza filozofia mówi o tworzeniu jak najbardziej sprzyjającego środowiska i ochronie z jak najmniejszą ingerencją człowieka w ule.
Jest mi to podejście dość bliskie, Janik jednak wyznaje zupełnie inną filozofię. Dopuszcza sporą ingerencję w życie pasieki, byleby tylko dało się utrzymać ule w bezpośrednim sąsiedztwie człowieka. Po przemyśleniu ta wizja wydała mi się całkiem niezłą alternatywą dla pozostawienia spraw wyłącznie w rękach Matki Natury.
Gęsta zabudowa i aktywność związana ze zwykłym życiem ludzi, drażni pszczoły. Kosiarka za płotem sąsiadów normalnie wzbudza potrzebę ochrony ula i prowokuje owady do żądlenia. Pszczoły Janika ignorują dźwięki maszyn, podobnie jak większość aktywności ludzkiej. Biegające dzieci to żaden dla nich problem. Oczywiście zdarzy się wypadek, kiedy jakaś pracownica poczuje się zagrożona i użądli, ale Janik eliminuje z dalszej hodowli te matki, z których uli wychodzi kilka użądleń.
Idealny materiał pod Urban Gardening
Żyjemy w miastach i zachwycamy się możliwością mikro upraw w oknie, na balkonie czy na dachu budynków. Ściąganie pszczół do miasta, gdzie mogłyby żądlić osoby alergiczne, wzbudza silne kontrowersje. Ale co z pszczołami, które da się pogłaskać? Rok temu Kraków jako pierwsze miasto w Polsce zdecydował się na postawienie miejskich pasiek na swoich terenach. Projekt został bardzo przyjaźnie przyjęty przez mieszkańców, nieżądlące ule byłyby lubiane pewnie jeszcze bardziej.
Marek Janik sam ma alergię na jad pszczół – stąd też jego wysiłki idą w stronę przyjaznej współpracy z owadami. Prawdziwy pszczelarz zapewnia im maksymalną opiekę, one zaś produkują przepyszny miód. Mimo selekcji pod kątem agresji, która poniekąd zmienia ich naturalne instynkty, pszczoły z pasieki Janika nadal dzielą się swoim miodem i są w tym wydajne.
Tu znowu musiałam się zastanowić nad ingerencją człowieka z Naturę, ale żyjemy w czasach, w których nic już nie jest oczywiste. Zmiany klimatyczne, zatrucie gleb i wód są w tej chwili na tak zaawansowanym poziomie, że odliczamy dni do chwili, gdy kolejne gatunki zwierząt i roślin bezpowrotnie wymrą. Być może więc taka sztuczna ewolucja, koniecznych do zapylania pszczół, jest niezbędna, żeby w ogóle przetrwały?
Pszczoły żyjące w stanie dzikim tylko częściowo mają możliwość przetrwania w opryskanym chemicznie lub ulokowanym zbyt blisko nadajników terenie. Albo się zgubią, albo otrują, same swojego ula nie przeniosą w inny teren. A prawdziwy pszczelarz, skoncentrowany na przeżyciu swojej pasieki, będzie woził ule na czyste pożytki (czyli pola i uprawy, z których pszczoły zbierają miód), z dala od mylących je nadajników.
Oczywiście w idealnym świecie istnieją idealne warunki ekologiczne, do których powinniśmy dążyć. Wystarczy się jednak rozejrzeć wokół, poczuć klimat na własnej skórze, żeby przestać udawać. Działalność człowieka to nadal pochyła prosto w dół. W tym momencie tak wiele zależy od nas, że każda pasieka ma znaczenie, nawet ta w środku miasta czy zaludnionej wsi.
Prawdziwy pszczelarz od małego
Pamiętam swoje prawdziwe zdumienie, kiedy po raz pierwszy dowiedziałam się, że w Królestwie Bhutanu wybieranie miodu pszczołom jest właściwie zakazane. Z szacunku dla ich trudu i pracy. Wydało mi się to na tyle fascynujące, że wplotłam wątek pszczół do swojej książki Sto siedemdziesiąta pierwsza podróż Bazylii von Wilchek. Rozdział Ogrody Wangchena są właśnie podobnymi rozważaniami na temat ekologii i szacunku do Matki Natury.
Buddyjski mnich Wangchen sprzecza się z Polą o tradycję i nowoczesność w uprawach. Pola upiera się przy rozsądnym wykorzystaniu technologii, on przy ścisłym trzymaniu się tradycyjnego porządku. Moim zdaniem droga wyjścia leży dokładnie pośrodku. Takim środkiem wydaje mi się właśnie hodowla pszczół, które nie będą zagrażały zdrowiu i nawet życiu osób silnie uczulonych na pszczeli jad, przy jednoczesnym podmiotowym traktowaniu owadów.
Wcale więc nie zdziwiła mnie informacja, że Marek Janik nie wszystkim sprzedaje swoje matki. Ani ta, że po ich przekazaniu, wydzwania do nowego adoptującego. Jak prawdziwy opiekun zwierząt, dopytuje się o warunki trzymania pszczół – o karmienie, leczenie, terminowe czyszczenie ula. Czy wszystko jest zgodne z grafikiem i potrzebami “dziewczyn”.
Wydaje mi się jednak, że łagodność tych pszczół nie wynika wyłącznie z selekcji matek. Janik okazuje swoim pszczołom ogromną czułość i postępuje z nimi nadzwyczaj delikatnie. Nie używa siły, nie rani ich. Kiedy wyjmuje ramki z ula, pszczoły, które na nich zostają strząsa… bażancim piórem. Bo czy tobie spodobałoby się, gdyby ktoś zdmuchnął cię i przytruł wielką dmuchawą ze spalinami? – pyta. Raczej nie, a w przemysłowej hodowli pszczół tak właśnie się postępuje.
Zapadło mi w serce to, że Marek Janik potrafi utożsamić się z maleńką pszczółką. Myśli o tym, co czują, czego pragną i czego się boją. Tym właśnie zdobył mój szacunek. “Oto jest prawdziwy pszczelarz”, pomyślałam. Najbardziej jednak zaciekawiła mnie historia tego, jak Janik został pszczelarzem. Otóż dostał pusty ul po dziadku, postawił go w ogrodzie i jakiś czas potem pszczoły same się w nim osiedliły. To więc pszczoły wybrały Marka na swojego opiekuna, a ja im wierzę.
2 komentarze
Ale fajna historia! Nigdy nie widziałam nic ciekawego, ani romantycznego w hodowli pszczół. A tu proszę, tak pięknie piszesz o pszczołach. ?
Edyta, mój dziadek hodował pszczoły, bardzo je kochał i zabiegał o ich względy, mam sentyment 😉