Kupiłam na Targu Pietruszkowym ogromną wiecheć bazylii. Była bardzo świeża i “mocna”, lekko kwitnąca, z daleka się ją czuło. Połowę pęczka wsadziłam w szklance z wodą do lodówki, połowę zawiesiłam do góry nogami, żeby wysuszyć. Ale tak mnie jakoś do niej namiętnie ciągnęło, tak mi się chciało coś z tymi kwiatostanami na czubkach zrobić… I wtedy przypomniałam sobie, czego się niedawno nauczyłam na Chwast’ingu. Głównym przykazaniem, z jakim zostawiła mnie Basia Styczeń było – rób co czujesz, rośliny cię poprowadzą. Tak powstała moja pierwsza bazylia w oleju.
Przemówiła do mnie siła roślin!
Zrobiłam tak, jak mnie prowadziło. Oberwałam wszystkie czubki bazylii, kwiaty razem z kilkoma górnymi listkami, i zapakowałam do słoika. Dorzuciłam dwa czubki już lekko podsuszonej melisy z poprzedniego targu (to samo eko gospodarstwo Gorzkowskich, tak samo mocna melisa) i zalałam tłoczonym olejem słonecznikowym.
Olej ten przyciągnęłam jesienią z biodynamicznej Winnicy Wieliczka, gdzie wpadłam pomóc przy winobraniu. Stał sobie i stał, bo w swojej kuchni stosunkowo mało tłuszczów używam. Padło na niego, choć wydawało mi się, że całość nadal tak będzie sobie stać.
Nic bardziej mylnego! Bazylia z melisą plus ten olej niespodzianie zrobiły mi tydzień jedzenia. Po prostu pożarłam całą tę butelkę oleju w kilka dni. Dodawałam do wszystkiego, a jak nie było do czego, to moczyłam w nim wafle kukurydziane, które chętnie podjadam w ramach chipsów. Przepyszny!
Intuicja do eksperymentów
Latem prawie nie jadam cięższych rzeczy i nawet z jajkami mi nie po drodze, cóż kiedy w lecie kury niosą jak szalone i zawsze coś przywiozę od mamy. Stały mi więc i jajka w lodówce, aż wreszcie zrobiłam jajecznicę na tym bazyliowym oleju. I wtedy zaczęło mnie skręcać na myśl o omlecie. Omlet, omlet, omlet.
Z mąkami w moich szafkach zwykle panuje deficyt, więc pomiędzy mąką z cieciorki a ziemniaczaną, wybór padł na tę z amarantusa. Amarantus potrafi mieć silny, ziemisty smak, ale zazwyczaj dobrze się łączy z innymi składnikami i nie dysharmonizuje potraw. Robiłam już wcześniej omlety z soczewic, fasol czy gryki, to czemu by nie spróbować amarantusa?
Sprawdziłam raz i wyszedł smaczny. Zjadłam z pesto z czosnku niedźwiedziego. A potem zrobiłam jeszcze raz i wyszedł jeszcze pyszniej. A to dlatego, że lekko nawodniłam mąkę świeżymi borówkami (jagodą leśną). Przywiozłam ze wsi, razem z kilkoma słoiczkami dżemu, który z nich ugotowałam (z dodatkiem goździków). Świetny pomysł, i te borówki w cieście i na cieście, i pesto z czosnku niedźwiedziego też.
Bazylia w oleju i przepis na omlet

Omlet z amarantusa, bazylia w oleju, pesto z czosnku niedźwiedziego, borówki z goździkami, patera od Andrzeja Mędrka.
Bazylia w oleju:
- Kupić dobrą, aromatyczną bazylię, rosnącą w polu. Liście i – jeśli jest – kwiatostan oberwać i opłukać, potem osuszyć papierowym ręcznikiem, lub zostawić do wyschnięcia na sitku (niezbyt długo, żeby nie straciła aromatów).
- Upchać do słoika tyle, ile chce się uzyskać wyraźnego smaku (ja miałam do połowy).
- Zalać nierafinowanym tłoczonym olejem (to najzdrowsza i najbardziej wartościowa wersja olejów). Użyłam słonecznikowego, ale mogą być też inne oleje. Jeśli chce się uzyskać smak ziół, lepiej wybrać niezbyt intensywny smak oleju, ale np. dobra oliwa w połączeniu z bazylią da świetną opcję. O ile komuś nie szkoda dobrej oliwy “psuć” bazylią.
Do bazylii dodałam odrobinę melisy, ale dobrze skomponują się inne zioła z grupy “prowansalskie” – wszystko zależy od efektu, jaki chce się uzyskać. Jeśli nie bazylia, to można spróbować innych ziół, które się akurat ma.
Omlet:
- 3 jajka rozbić i roztrzepać w misce.
- Dodać 3 łyżki przesianej mąki z amarantusa, wymieszać żeby nie było grudek.
- Dodać kopiastą łyżkę (niedużą garść) borówek (jagoda leśna), ugnieść je niezbyt dokładnie, wymieszać.
- Dodać szczyptę nieoczyszczonej soli (szara czy różowa).
- Można całość zostawić na kilka minut, żeby mąka lepiej nasiąknęła.
- Dużą patelnię polać lekko olejem, położyć kilka liści bazylii z oleju, rozgrzać, ale nie spalić.
- Wylać równomiernie masę na patelnię, przykryć i zmniejszyć ogień.
- Odwrócić i też pod przykryciem smażyć na lekkim ogniu. Jeśli jest potrzeba to minimalnie podlać olejem. Ja zwykle tego nie robię.
- Gotowe jest oczywiście wtedy, gdy się przyrumieni.
Jak pisałam, świetnie skomponuje się z wytrawnym pesto – na przykład z czosnku niedźwiedziego, albo na średnio słodko – w moim przypadku był to dżem borówkowy (jagodowy) z niedużą ilością goździków. Smacznego!
Jeśli chcesz dowiedzieć się więcej o filozofii Chwast’ingu Barbary Styczeń, o podążaniu za wegetacją roślin, intuicyjnym ich przetwarzaniu, przygotowywaniu na zimę i gotowaniu, zapraszam na bardzo ciekawe warsztaty – tutaj informacje i zapisy.