Parę sztuczek dla poprawy zdrowia dzieciaka, jeśli nie bardzo chce jadać konieczne w jego rozwoju warzywa i owoce. Dwa teksty wprowadzające znajdują się tutaj i tutaj, warto się z nimi zapoznać.
Znam takie trudne i uparte w żywieniu dzieciaki; możesz stanąć na uszach w najlepszych intencjach i trosce, a one na złość tobie odmrożą sobie uszka. Zdarzało się, że podłamane i zrezygnowane mamy przychodziły do Papuamu, czasem prosząc, żeby coś ukryć w daniu, a czasem nawet nic nie zamawiając pociesze, bo i tak by nie zjadła. Sama też przeszłam podobną drogę przez mękę ze swoim synem.
Mój jakieś warzywa jadł, i ogólnie coś jadł, ale był w tym potwornie monotematyczny, a kiedy do naszego domu wprowadziłam pełnowartościowe zdrowe odżywianie, przeszliśmy właściwie w stan żywieniowej walki, którą w końcu oddałam walkowerem. A potem jakoś mu się odmieniło, o czym pisałam tutaj; dziś jada pół na pół, trochę mojego, trochę swojego, szczęśliwie jednak dość świadomie i bez przesadzania ze śmieciami. Jest silnym, szczupłym młodym człowiekiem, który od paru lat praktycznie nie choruje i co ważniejsze, ma świadomość tego, jak wpływa na jego kondycję, samopoczucie i (a jakże) wygląd niezdrowa żywność.
Na obcych niejadkach wypróbowałam parę sztuczek, na które wpadłam dopiero po zmianie stylu jedzenia, kiedy mój własny syn miał już jakieś piętnaście lat (pierwsze zmiany w domowym odżywianiu wprowadziłam jak był już dziesięciolatkiem, do tego zrobiłam to niewłaściwie).
Numer 1 – przegłodzić! To jest zdrowsze niż karmienie dziecka przekąskami i słodyczami. Nie karmić, kiedy się drze, że nie zje nic zdrowego. Najskuteczniejszy głód pojawia się po wysiłku fizycznym, dlatego aktywne zabawy, basen, biegi są świetnym nauczycielem przy stole. Po basenie głód jest niesamowity i dopada natychmiast, dlatego dobrze jest brać ze sobą coś zdrowego.
Numer 2 – odciąć w miarę możliwości od osób (i swoich wyrzutów sumienia), które dają dzieciom niezdrowe jedzenie. Jest to trudne w przedszkolach, ale przy odrobinie wysiłku, uda się znaleźć takie, w którym szklanka kompotu nie zawiera 3 łyżeczek cukru. Nawet jeśli jest dalej od domu, zaoszczędzi się czas na opiekowaniu chorego dziecka.
Numer 3 – blendować. Wszystko, czego dzieci nie zjedzą z wyglądu można ukryć w kremie, koktajlu albo sosie (szukaj przepisów na blogu, polecam zwłaszcza zdrowe lody). Prawie nie da się spotkać dzieciaka, który nie połakomiłby się na koktajl z bananem, sałatą i młodym szpinakiem, doprawiony daktylami, orzechami i jeszcze jakimś owocem, zwłaszcza w postaci lodów. Większość dzieci równie chętnie zje krem zamiast zupy, szczególnie jeśli nie będzie widziało, co wchodzi w jego skład. Jeśli dziecko nie lubi kremu, można zrobić taką zupę, jaką jada, nawet rosół, lecz dodać odrobinę dosłownie zblendowanych warzyw zamiast tradycyjnej zagęszczającej mąki lub śmietany. Można robić pyszne zielone sosy i dresingi – doprawione tym, co dziecko lubi i podane z makaronem raczej na pewno powinny zniknąć. (Tu przepis na jogurt roślinny, mój syn go bardzo lubi).
Numer 4 – nie zmuszać (patrz poprzedni wpis), zwłaszcza maleńkich dzieci. Szanować ich przestrzeń i karmić, kiedy proszą. Niemowlaki karmić piersią, tworząc jak najbardziej stabilną i bezpieczną sytuację i, co ważne – jeść bardzo różnorodnie! Matki zapominają, że smak i skład ich mleka jest bardzo zależny od tego, co same jedzą.
Numer 5 – świecić przykładem i zamiast litanii i pogadanek inscenizować teatralne objadanie się pysznymi zdrowymi smakołykami. Niekiedy pomaga “odmawianie” dzieciom podzielenia się czymś, czego jeszcze nie znają. Dzieci są też dość stadne i powielają zachowania innych – warto czasem zaprosić do domu dzieciaka, który pałaszuje bez oporów. Muszą się oczywiście lubić, żeby przykład był atrakcyjny. Najlepiej działają dzieciaki trochę starsze od naszego. Zawsze warto zabierać dziecko do zdrowo jedzących znajomych i do restauracji z jakościowym bądź zdrowym jedzeniem. Nawet, jeśli dzieciak nic nie zje, to niech się opatrzy i owącha.
Numer 6 – w jedzeniu niezwykle ważny jest zmysł powonienia – trzeba tak doprawiać, żeby pachniało dobrze dla dziecka, jakimś jego ulubionym zapachem, ale też tworzyć miłe skojarzenia behawioralne – zapach plus miła sytuacja, żeby w dziecku nie uruchamiały się reakcje obronne.
Numer 7 – słuchać czujnie, o co dzieci proszą i starać się dawać im zdrowe zamienniki. Jeśli chcą słodyczy, udostępnić słodkie, bardzo dojrzałe owoce, albo suszone daktyle czy niesiarkowane morele i rodzynki. Jeśli proszą o mięso, podać zamiennie trochę fasoli (mung jest dość słodka) czy soczewicy (czerwona jest ulubiona przez dzieci). Jeśli chcą chipsy, pomyśleć o warzywach bogatych w minerały, lub nawet niekiedy posolić coś najlepszej jakości szarą, nierafinowaną solą morską, bogatą w minerały, albo używać do potraw miso i wysokiej jakości sos sojowy. Można spróbować zrobić pizzę razową z warzywami, lub polaną sosem ze zblendowanych warzyw. Można też dodawać trochę takich warzyw do ciasta na kluski i ogółem sporo ukrywać tego, co dziecko nie je w tym, co je.
Numer 8 – nie podawać antybiotyków i unikać lekarzy, za to stosować tyle naturalnych metod wspierających zdrowie i poprawę samopoczucia w chorobie dziecka, jak to tylko jest możliwe. Antybiotyki i lekarstwa zmieniają naturalną florę bakteryjną organizmu, co wywołuje silny toksyczny głód i nie sprzyja łaknieniu zdrowia. Oczywiście zachowajcie przy tym rozum – doprowadzenie dziecka do skrajnego stanu lub nawet przypadkowej śmierci w imię ideałów jest przestępstwem.
Numer 9 – nie przesadzać z ilościami – u parolatka jeden kwiat brokuła, pół liścia kapusty czy liść sałaty, albo kilka jagód to wystarczająca objętościowo ilość.
Numer 10 (albo 1) – usunąć z domu wszystko, co niewłaściwe i niezdrowe, zamienić na pełnowartościowe zamienniki i nie stwarzać sytuacji, w których dziecko jest narażane na pokusy. Ono ma słabą wolę i niską świadomość, dlaczego ma sobie radzić z tym, z czym nie radzą sobie dorośli?
Warto też wspomnieć, że jeśli dziecko jada pełnowartościowe, razowe makarony, chleby i naleśniki, to niech jada. Nic się nie dzieje, jeśli będzie się żywiło głównie ziemniakami, byleby to nie były frytki ani chipsy. Warto też zadbać o dobrą i bogatą dawną odmianę ziemniaków, nie nowoczesne jałowe krzyżówki, zwłaszcza napromieniowane radioaktywnie, a jeszcze lepiej jest zamienić ziemniaki na bataty – są znacznie wartościowsze.
Nie oszczędzajmy na jakości produktów żywnościowych dla naszych dzieci! Wszystko, co wydacie na jakościowe jedzenie, zaoszczędzicie na lekarzach, a wszystko, co zaoszczędzicie na jedzeniu, wydacie na leczenie. To jest pewne.
Ważne jest, żeby wprowadzając zdrowe warzywa w nowej formie, nie powielić dawnych błędów, czyli nie zmuszać, a raczej zaciekawić i zaoferować. Naprawdę świetnie działa na dziecko prośba o powąchanie: co czujesz? Banana? Lubisz banana? Lubisz pomidora? Lubisz ziemniaki?…
I łyżka, dwie, łyk, dwa, kęs, naprawdę nie zmuszajcie na siłę. Nie działa. Wiem, bo sprawdziłam. Można się matczynej nerwicy nabawić, a po co, skoro to naprawdę może głęboko i na długo popsuć relacje z dzieckiem. W skrajnych przypadkach może również doprowadzić u niego do alergii, nietolerancji lub zaburzeń łaknienia.
Ciekawe, bardzo zdrowe i proste i smaczne przepisy znajdziesz w książce Joela Fuhrmana Zdrowe dzieciaki. Polub i podziel się linkiem, jeśli uważasz ten tekst za wartościowy.
UWAGA: komentarz od mojego syna, baaardzo prawdziwy:
11 – Podsuwać pod nos, kiedy dziecko ogląda film; zdarza się, że zje przez nieuwagę.
9 komentarzy
Artykul dobry tylko te angielskie slowa ….brrrr… dresing, zblendowane…
Przeciez sa polskie odpowiedniki !
Dziękuję! Zapewne słuszna uwaga, cóż jednak, skoro funkcjonuje w języku gastronomicznym 🙂 Dresing to nie to samo co sos, zaś blender to nie to samo co mikser ani malakser. Pozdrawiam 🙂
Świetny artykuł, wypróbuję
Radioaktywne ziemniaki? Proszę…. Obok tych ziemniaków rośnie marchewka, salata itd. To tez sa radioaktywne? To już jest pierwszy krok żeby popaść w paranoje. Pozdrawiam
napromieniowywanie żywności w celu przedłużenia jej zdatności do spożycia, jest dość powszechnie stosowane w przemyśle spożywczym. jest to całkowicie dozwolone i legalne 🙂
https://pl.wikipedia.org/wiki/Radiacyjne_utrwalanie_%C5%BCywno%C5%9Bci
Nie jestem zwolenniczką takiego traktowania żywności, ale jedak nie można powiedzieć, że po tym zabiegu są one “radioaktywne” . To nadużycie.
“Irradiation (…) does not make food radioactive, and the food is shown to be safe, but it does cause chemical reactions that alter the food and therefore alters the chemical makeup, nutritional content, and the sensory qualities of the food. (też z Wiki)
A wiec nie sprawia, że stają sie radioaktywne, ale faktycznie wpływa na zmianę właściwości chemicznych żywności.
jest to oczywiście uproszczenie, ale i tak lepiej nazwać rzeczy dosadnie, niż ukrywać to, jakim procesom poddaje się żywność, aby jej producenci na tym zyskali 😉
Moj maluch jak tylko wyczuje w buzi warzywo to od razu wypluwa. Ma tez problem z gryzieniem. Czasem uda mi sie podac cos zmiksowanego ale warzywa traca przez to na wartosci…Caly dzien jadlby jogury i mleko…Postaram sie pare pani porad wdrozyc w życie.
Proszę zwrócić uwagę, że mleko i jogurty to jest substytut mleka matki, czyli być może odstawienie od piersi przebiegało zbyt dla malucha stresująco, albo zbyt wcześnie, albo w jakichś okolicznościach, kiedy poczuł niepokój, że brakuje mu mamy (mleka mamy). Próbuje to nadrobić, żeby zapewnić sobie bezpieczeństwo. Trochę psychologiczna sztuczka na podświadomość – proszę spróbować mówić do niego, kiedy śpi. Opowiedzieć mu sytuację z odstawieniem/pokarmem, zapewnić o bliskości mimo mleka, bezpieczeństwie i miłości. Ale bardzo ważne jest to, żeby się pani też przy tym czuła prawdziwie. Warto najpierw usiąść i spisać sobie na kartce wszelkie obawy o dziecko, jego rozwój i samo karmienie. Czy jako matka czuję się wystarczająco dobra dla mojego dziecka=uświadomić sobie, że kocham i daję tyle, ile mogę maksymalnie, zrezygnować z katowania się wyrzutami sumienia, że coś robię źle. Spisać strachy w stylu “co jeśli”… Spalić, zastanowić się nad rozwiązaniami no i przede wszystkim poczuć, że daje się dziecku wszystko co najlepsze. A potem opowiedzieć to, co się zrozumiało. Chodzi o taką podświadomą więź z mamą. Jak mama się odpręży w sferze, w której odczuwa napięcie i stres, to u dziecka też puści. I obserwować zmiany chorobowe, jak wiążą się ze stresem mamy albo taty. Powodzenia!