Zadzwoniła znajoma mama czterolatki z pytaniem, co robić, gdy córeczka w ogóle nie chce jeść warzyw. Żadnych. Jada wyłącznie kluski, makarony i mięso, nawet owoców nie lubi poza jabłkiem i bananem. Jest za to wychowana w slowfoodowym domu, rośnie więc na produktach naprawdę dobrej jakości, a co ważniejsze – na pełnowartościowych i pełnoziarnistych zbożach. Nawet naleśniki czy kluski mama robi jej z razowych mąk, albo z gryki czy prosa (jaglane).
Dodatkowo nie je słodyczy, co w ogóle jest współczesnym żywieniowym hitem!
Tymczasem mamie bardzo zależy na tym, żeby dziecko nabrało właściwych nawyków żywieniowych, oczywiście, by było zdrowe, oraz żeby w przyszłości wyrosło na śmiałą, otwartą oraz ciekawą świata osobę.
Rozwinęłam na Jest temat etapów rozwoju dziecka, zdecydowanie zerknij do nich, gdyż tworzą wstęp do tego, co chcę powiedzieć poniżej. Otóż moja rada jest taka, żeby nie za bardzo przejmować się takimi rzeczami, jak otwieranie dziecka na nowe smaki i doświadczenia zwłaszcza, jeśli ma się to odbywać za wcześnie i na siłę.
Prawidłowe nawyki żywieniowe, jak to by wynikało z faz rozwoju, utrwalają się dopiero po siódmym roku życia; przed natomiast wydaje się ważniejsze, żeby dziecko zapoznało się z szeroką gamą doznań smakowych i zapachowych.
Nie oznacza to, że regularnie musi zjadać wielkie porcje wszystkiego; wystarczy jeśli pozna smak w ustach, nawet na koniuszku łyżeczki czy tylko jednym kęsem lub nawet liźnięciem. Wydaje się – stawiam tu tezy, bo nie znam żadnych badań, które by to opracowały – że ważniejsze będzie pokazywanie dziecku własnego przykładu i proponowanie mu uczestniczenia w pewnych czynnościach jak zdrowe zakupy, lepienie zdrowego ciasta, przygotowywanie sałatki, niż samo zmuszanie go do jedzenia. Powinniśmy przy dziecku degustować, próbować, oceniać jakość posiłków, nawet wypowiadać przy nim opinie, ale jeśli ono sukcesywnie odmawia towarzyszenia nam przy posiłkach, nie zmuszajmy go; w swoim czasie dojrzeje i do tego.
Uwaga: powyższe nie oznacza, że możemy w dziecku kształtować szkodliwe nawyki żywieniowe oraz karmić je śmieciowym jedzeniem niskiej jakości tylko dlatego, że nic więcej nie je.
Znam masę dzieciaków, które wrzaskiem wymuszają na swoich skołowanych rodzicach lody, chipsy i wysokoprzetworzone, słodkie płatki ze sztucznym mlekiem, albo McDonaldsa i KFC. Bo NIC innego nie jedzą!
Nic z tych rzeczy – jeśli dziecko nie chce jeść tego, co mu dajemy zdrowego, nawet w postaci razowego makaronu czy kromki chleba, albo wyłącznie zagrodowego kurczaka z pary, albo jednego prostego owocu, znaczy to, że nie jest głodne. I koniec dyskusji.
Nie spotkałam jeszcze dziecka, które do wieczora nie zjadłoby czegoś zdrowego, czego odmówiło rano, jeśli po drodze nie udało mu się zjeść żadnego śmiecia. Głód działa cuda, a uwierzcie, lekkie głodówki są bardzo pożyteczne dla zdrowia, pożyteczniejsze niż zjadanie śmieci. Kwestia tylko, żeby się nie złamać strachem albo wyrzutami sumienia, i żeby w otoczeniu nie było żadnego zdrajcy, który poda dziecku coś szkodliwego.
Wracając jednak do kształtowania podatnego gruntu pod przyszłe nawyki żywieniowe; kiedy myślimy o jedzeniu, myślimy o zmyśle smaku, tymczasem w odbiorze jedzenia i czerpaniu z niego przyjemności o wiele ważniejszy jest przecież zapach! Każdy z nas pamięta zapachy swojego dzieciństwa, i to właśnie one determinują nasze dalsze żywieniowe wybory i przede wszystkim poczucie wewnętrznego komfortu. Im więcej dziecko powącha, dotknie, zobaczy, tym bardziej będzie przystosowane do odkrywania i degustowania nowych smaków w przyszłości. Wiecie dobrze, że niekiedy wystarczy coś raz polizać, żeby zapamiętać i skojarzyć smak na całe życie. Jeśli więc chcemy wychować dzieci na świadomych jakości konsumentów – bardziej niż zmuszaniem ich do jedzenia, budujmy pozytywne, przyjazne i dobre skojarzenia z jak najszerszą gamą smaków i zapachów poprzez zabawę i doświadczenia.
Ciepła mama, z którą w tym wieku uwałkuje się ciasto, albo pokroi warzywa do sałatki, włączy blender ze zdrowym sosem, albo zrobi dobre zakupy będzie bardziej otwierająca na przyszłe doznania i odwagę kulinarną, niż cokolwiek innego.
A już na pewno niż znerwicowana mama, która wpycha na siłę szantażem lub przemocą “jeszcze jedną łyżeczkę za Pana Bucka i ciocię Bogusię”…
Stwórzcie swoim dzieciom bezpieczną bazę, rozbudźcie ich ciekawość, a wtedy z pewnością doczekacie się momentu, w którym wasze dziecko niespodziewanie zaskoczy was i umiejętnościami kulinarnymi i zdolnościami degustacyjnymi. Ułatwianie, stwarzanie okazji i umożliwianie, zamiast przymuszania, wyłudzania i stresu – to dewiza na kulinarny sukces rodzicielski. Przy założeniu, że nie wciskacie dzieciom ściemy, i sami jadacie świadomie i odpowiedzialnie. Dzieci widzą, dzieci robią.
Jutro pojawi się wpis z kilkoma sztuczkami jedzeniowymi. Postaw lajk i udostępnij, jeśli chcesz, żeby twoi znajomi też przeczytali.