Przebiegałam w ostatnich dniach kilka razy przez nowy Dworzec Główny w Krakowie. Dość mi się podoba, bo jest w prosty sposób funkcjonalny, ale serce mi pęka na wspomnienie najstarszego przejścia podziemnego pod torami. Przez lata stały tam rzędy używanych książek. Nigdy nie umiałam sobie wyobrazić, jak wyglądałoby to przejście bez antykwarycznej ściany – czy jak kolejna półka komercyjnego butiku, czy jak salon z automatami Coca Coli?
W końcu nie to okazało się istotne. Przestrzeń tunelu “Magda” po prostu się oczyściła. Stała się nowa, łysa i zupełnie pusta. Nie daje już tej miłej możliwości pobuszowania po używanych tytułach, ilekroć trzeba poczekać na pociąg. Teraz ciąg sprzedażowy przeniósł się do drugiego, nowocześniejszego tunelu i na górę do hali dworca. Jest to całkiem w porządku, poza tym jednym sentymentalnym drobiazgiem – kolejny kawałek dawnego świata zniknął.
Nie jest tak, że płaczę widząc jak zamykają się kolejne antykwariaty i księgarnie. Zbyt często korzystam z księgarni i antykwariatów internetowych, jednak z każdym ich fizycznym zniknięciem jest mi jakby odrobinę smutniej.
Sentymenty w Tunelu Magda
Kto choć raz przemykał tym zawalonym po sufit książkami przejściem pod torami dworca, wie co mam na myśli. Nie mogę powiedzieć, że bezkrytycznie uwielbiałam ciągnące się wzdłuż ścian, sklecone byle jak stoiska, bo tak nie było. W większości stali tam handlarze byle jaką makulaturą, ale wśród rozmaitego chłamu trafiały się naprawdę piękne perełki. Nie wszystkie w dobrej cenie, ale jak człowiek chciał coś dla siebie znaleźć, to i znalazł. Nie raz czuł się tam człowiek jak w bezcennej kopalni odkrywkowej.
Jestem trochę rozpięta pomiędzy światami – i uwielbiam nowe technologie z ich możliwościami rozwoju, i hołubię w sercu niektóre fragmenty dawnego życia. Zna to wielu z nas – emocjonalne przywiązanie do dawnego świata, jak choćby w podbijających ekrany Strażnikach Galaktyki. Niby nieograniczone możliwości kosmiczne, ale muzyka z lat 80. na kasecie.
Jestem więc z tych, co wciąż jeszcze kupują papierowe książki. Kocham papier po prostu z sentymentu i z hołdu dawnej swojej pracy, z szacunku do słowa pisanego, jakiego zostałam nauczona. I z miłości do wszystkich ludzi literatury, którzy tak wiele mi dali.
Strażnik ukrytych skarbów
Z tego przejścia najbardziej pamiętam jednego sprzedawcę fantastyki. Zatrzymałam się kiedyś przy jego stoisku i spytałam, co by mi polecił z fantastyki. Skrzywił się tylko i odparł niechętnie, że z fantastyki to jest sporo, ale czego ja właściwie chcę? Wyglądał na kogoś, kto bardzo nie chce sprzedawać fantastyki.
Pogadaliśmy i już po chwili połapał się, że coś tam czytałam, coś wiem. Mina mu się nieco poprawiła. Mi też, bo zrozumiałam, że trafiłam na pasjonata, który nie oddaje swoich skarbów byle komu. Użyłam tego jej cechy w opisie bohatera-antykwariusza w mojej powieści Tatiana i pan Wogelkow. Na wieść o tym, że ja jednak bardziej SF niż fantasy, w dodatku takie do myślenia, sprzedawca literatury cały aż się rozpromienił i ożywił.
Filozofia w porządnym SF
Niespodziewanie sprzedawca literatury zaczął wygrzebywać z regału coraz to nowe, skrywane skrzętnie przed przypadkowymi przechodniami pozycje. Opowiadał o nich z prawdziwym zapałem. Potem nam zeszło na to, jak głębokie potrafią być analizy społeczno-filozoficzno-psychologiczne w porządnym SF i jak wiele z tego w klasyce literatury pięknej po prostu się nie znajdzie.
Ten temat natychmiast człowieka uskrzydlił; zaczął opowiadać niezwykłe historie z życia i twórczości niektórych autorów. Kazał mi zanotować ołówkiem nazwiska na okładce książki Wnuka-Lipińskiego, Zajdla i Snerg Wśniewskiego, których książek aktualnie nie posiadał. Następnie podyktował mi swój email, wymuszając obietnicę, że koniecznie do niego napiszę własne opinie o tym, co czytałam. Na koniec zobowiązał się wyszukać specjalnie pod moje zainteresowania pozycje, o których miał mnie informować, jeśli pojawią się w jego ofercie.
Prawdziwy sprzedawca literatury
Zafascynowała mnie obserwacja tego, jak sprzedawca literatury z odburkującego półgębkiem, szorstkiego i zazdrosnego strażnika ulubionych pozycji, które krył na zapleczu lub zasłaniał innymi tytułami, przemienia się w pełnego ognia i zapału pasjonata książek, którymi koniecznie chce się podzielić. Ożywienie, z jakimi opowiadał o literaturze, na której się wychował, były godne podziwu i zdecydowanie zaraźliwe.
Wspomniał też o interesującej dla mnie rzeczy, że najważniejsze pozycje światowej fantastyki zostały przełożone na polski w “tamtych czasach za komuny”, bo o tym okresie boomu na fantastykę w Polsce mówiliśmy. Całą tę klasykę SF tłumaczyli wielcy pasjonaci, naukowcy i specjaliści, którzy znali się na problematyce (miał na uwadze fantastykę naukową, naukę), fizycy i socjologowie, którym chciało się to robić.
Dobra cena dla pasjonatki
Z kilkunastu książek, które wtedy wyciągnął, odsialiśmy ponad połowę, a na sześć, które wybrałam dostałam zniżkę aż 38 zł. Jak już się pożegnaliśmy gorącym uściskiem dłoni, sprzedawca literatury strzelił palcami i poleciał na “zaplecze”. Wyciągnął z tylnych regałów jeszcze jakieś zeszytowe opowiadanie i wręczył mi je gratis: “Dla pani”.
Mam to wszystko zapisane “z tyłu na okładce”. Nigdy nie napisałam żadnego maila do tego człowieka, za to teraz piszę tę notatkę – w hołdzie strażnikom dawnej książkowej galaktyki, której świat znika jak za mgłami Avalonu…
Za okrągłą stówę po zniżce (38 zł!) kupiłam: Żuka w mrowisku Strugackich, Szachowisko Kuttnera, Stwory światła i ciemności Żelaznego, Ostatni dzień stworzenia Jeschke, Świt 2250 Nortona i Kroniki marsjańskie Bradburego. W ramach gratisu otrzymałam Sezon ogórkowy Kornblutha (kimkolwiek by nie był).

Moja ulubiona biblioteka książek używanych mieści się w mieszkaniu znakomitej tłumaczki literatury, Małgorzaty Buchalik. Pewnej nocy o piątej nad ranem, po wielu godzinach przemyśleń doszła ona do wniosku, że musi zakończyć terror wielkich dzieł i nazwisk, i obróciła całą bibliotekę tyłem w przód. Wchodzisz do jej mieszkania i ani do głowy ci przyjdzie zawiesić się na tytułach, świadczących bądź nie o wspólnocie ducha czy intelektu. Metafizyka tej przestrzeni zawsze mnie powala…

Ta sama kolekcja na nowych regałach i komentarz Małgorzaty: “Ze trzy dni śmiałam się ze swojej dawnej wiary, że filozofia jest w książkach. I żałowałam bardzo wielu obiadów, które krakowskie antykwariaty zjadły zamiast mnie”.
Czy ktoś jeszcze czyta SF?