Coraz częściej mówi się o tym, że smartfony zagrażają komunikacji międzyludzkiej. Tej prawdziwej, realnej. Właśnie przeczytałam tekst Basi Stawarz o nowojorczykach uwiązanych do smyczy swoich telefonów i chyba skrystalizowała mi się teoria, że smartfony jednak niczemu nie zagrażają. One po prostu zmieniają i uzupełniają komunikację, tak jak zmienił ją prąd, telewizor czy samochód. Choć sama tyle samo korzystam ze smartfona to, podobnie jak na autorce, na mnie też ogromne wrażenie zrobili liczeni w setkach tysięcy turyści w Pradze, z których każdy, niezależnie od kraju pochodzenia i wieku, biegał z telefonem i robił sobie selfie. To było na tyle frapujące, że z bombonierkowej Pragi przywiozłam prawie wyłącznie zdjęcia z selfiemanami, ale też świadomość tego, że świat się zmienił. Nie uważam, że na gorsze; po prostu na inne.
Do tej pory zauważyłam jedną ważną zasadę korzystania ze smartfonu podczas rozmowy – mogę z niego swobodnie korzystać, dopóki jestem w towarzystwie ludzi z telefonem w ręku. W niczym to wtedy nie przeszkadza, bo oprócz tego, że jesteśmy obok siebie “w trybie live”, to w tym samym stopniu jesteśmy jednocześnie ze sobą połączeni online. Bo kogo z waszych realnych przyjaciół nie macie na swoim fejsie? Czy nie wyłącznie tych, którzy fejsa nie mają? Kiedy siedzimy w grupie przyjaciół i gadamy, w ramach tej samej konwersacji również do siebie piszemy czy coś sobie nawzajem pokazujemy. Nie ma tutaj spadku jakości rozmowy ani kontaktu, wprost przeciwnie – jest szansa na zobaczenie i podzielenie się większą ilością rzeczy, które gdzieś tam nas wspólnie interesują. Często się zdarza, że siedząc w grupie puszczamy jakąś muzykę, czy film/YouTube, albo coś jemy/robimy i od razu ktoś to wrzuca do sieci, a minutę później cała reszta komentuje i lajkuje. Śmiejemy się przy tym i bawimy, a im więcej przyjaciół się włącza, tym szersze kręgi zatacza spotkanie. Mi sprawia ogromną przyjemność dołączenie się wirtualne do kogoś, kto siedzi po drugiej stronie kraju czy kontynentu i właśnie się bawi z kilkorgiem innych znajomych w realu i wrzuca to do sieci. Albo się nie bawi – może mówić o poważnych rzeczach czy smutnych, zależy od kontekstu.
To jest właściwie to samo, co dyskutowanie podczas meczu, wyjścia, oglądania TV czy robienia czegokolwiek innego wspólnie. Telefon też jest wspólny i wspólne jest to co w nim się znajduje. To po prostu jeszcze jedna forma i płaszczyzna komunikacji. Wykluczeni z niej i osamotnieni czują się tylko ci, którzy jeszcze nie zdecydowali się podłączyć telefonu do sieci. To właśnie jest ten jedyny przypadek, kiedy zaglądanie do smartfona przeszkadza w towarzystwie. Oczywiście pomijając sytuacje oficjalne, dyplomatyczne, poważne i podobne, ale to wiadomo. Tylko osoby od sieci odłączone, które nie rozumieją takiego zachowania mogą się poczuć obrażone lub zlekceważone przez to, że w rozmowie nie patrzysz wyłącznie na nich. W tych sytuacjach staram się być offline; w innych sieć jest po prostu elementem codzienności. Najbardziej normalne jest za to używanie jej, kiedy stoi się samemu na ulicy czy gdzie indziej.
Bo teraz pytanie, czy obcy sobie ludzie, stojący na przystanku obok siebie kiedykolwiek ze sobą rozmawiali, albo patrzyli na siebie? Wątpię. Jak wiecie poruszam się niemal wyłącznie komunikacją publiczną i ogromnie dużo chodzę na piechotę, więc stale znajduję się pomiędzy nieznajomymi. Ile razy przed epoką smartfona, którego używam dopiero trzeci rok zagadnęłam do kogoś nieznajomego na ulicy? Z cała pewnością nie częściej niż obecnie. Owszem, zawsze – i kiedyś i teraz – rozglądam się po ludziach jakieś 3 minuty po wejściu do tramwaju, ale potem już tylko patrzę w okno. Kiedyś czytywałam papierowe gazety lub książki, ostatnio przeglądam to samo w telefonie. O ile nikt nie oburzałby się widząc mnie w kawiarni czy metrze z książką w ręku, o tyle oburzające jest “gapienie się w telefon”. Tyle, że akurat ten czas podczas podróży, picia kawy, albo przechodzenia przez ulicę jest najczęściej jedynym, w którym mogę coś dodatkowego przeczytać, albo zobaczyć.
Mimo wszystko nieładne jest długie gapienie się na obcych ludzi. Ja sama nie przepadam za tym, a w Stanach patrzenie na innych jest wręcz wrogo odbierane, jako “not your business”. Pamiętam taką sytuację z 2004 roku, kiedy wracaliśmy z imprezy nocną taksówką. Na sąsiednim pasie jechała rasowa młoda gangstera, z dudniącym na cały regulator rapem. Patrzyłam na nich z uśmiechem, bo to był mój pierwszy kontakt z takimi ludźmi. Jeden z nich wychylił głowę z auta i mocno agresywnie spytał na co się patrzę. Kierowca natychmiast go przeprosił ogromnie przerażony, zasunął szybę i zwolnił, mówiąc, że nie mogę się tak patrzeć na innych. Potem amerykański kolega powiedział, że tamten mógł mnie zastrzelić. Bardzo szybko nauczyłam się odróżniać amerykańskie przyjazne “hello, how are you today” od wpatrywania się w innych. W nowojorskim metrze zdecydowanie tego nie lubią. W Nowym Jorku żyje przecież kilkanaście milionów ludzi. Ilu z nich tak naprawdę się zna na ulicy, ilu pochodzi z tego samego kraju albo kręgu kulturowego, ilu łączą te same sprawy? Ba, ilu z nich urodziło się w tej samej dzielnicy, które jak wiadomo są ogromnie zróżnicowane. W sieci jest prościej. Sieć niczego nie odbiera, a w metrze nie musisz gapić się w ścianę. Jeśli chcesz poznać ludzi, idź nie do kawiarni, gdzie wszyscy pracują, nie zagaduj na ulicy, na której każdy biegnie między tysiącem swoich prac, lecz do knajpy wieczorem. Tam jest inny code, tam się ludzi poznaje bardzo łatwo, o wiele łatwiej niż w naszych polskich barach, gdzie prawie każdy, do kogo zagadasz potraktuje cię z góry i raczej mało przyjaźnie. Bo u nas najczęściej przychodzi się stadami i funkcjonuje w klikach. Spróbuj z ulicy wbić do kręgu, który cię nie zna. Z telefonem jest znacznie łatwiej i o wiele mniej samotnie i nie jest to obciążenie. Bez telefonów bylibyśmy o wiele bardziej skazani na mniej dopasowanych znajomych, z którymi krzyżują się nasze codzienne fizyczne ścieżki i spędzalibyśmy czas na mniej ciekawych informacjach i sposobach rozrywki niż teraz. O dostępnie do wiedzy nie wspomnę.
Być może więc wcale nie jest dziwne (albo wbrew naturze człowieka) to, że ludzie używają smartfonów. Może tylko na razie nie przywykliśmy do skali, w jakiej te telefony funkcjonują na świecie? Nawet w hejtach na uchodźców Syryjskich, wyrzuty o posiadanie telefonu w ręce były jednymi z najczęstszych. Ale czy to nie jest podobne do tego, że kiedyś ludzi dziwiło posiadanie w każdym mieszkaniu prądu, albo toalety, albo lodówki czy telewizora? Wchodzimy w erę cyfrową a smartfon jest tylko jej markerem. Nie sądzę, żeby on coś zepsuł w samej komunikacji; raczej ją zmienił, zajął i wypełnił czas, który do tej pory spędzaliśmy na patrzenie w przestrzeń i myślenie o swoich sprawach. Zmienia się po prostu pewna obyczajowość i mam wrażenie, że nie warto się jej przeciwstawiać. Rozsądniej byłoby nauczyć się korzystać z nowego zasobu w jak najlepszy, najmądrzejszy sposób.
Lajki zwiększą widoczność postu.
12 komentarzy
Realnych przyjaciół faktycznie mam wśród znajomych na fejsie. Ale osobistego męża już nie 😀
No mąż to mąż, na odległość żaden związek nie ma zbyt wielkiego sensu 😉
Przeczytalam wpis Basi Stawarz i obejrzalam jej zdjecia ze znanych mi niezle miejsc – NYC. Musze powiedziec, ze niezupelnie sie z nia zgadzam co do tego uwiazania Nowojorczykow do smyczy swoich telefonow. Nie zgadzam sie z powodu bardzo prostego; obserwuje to spolecznstwo od ponad 25-lat przebywajac 5 dni w tygodniu na Manhattanie. Poniewaz pracuje tam ale nie mieszkam, korzystam wiele ze srodkow publicznej komunikacji (kto by jezdzil do NYC do pracy samochodem). Smartfon jest telefonem, interentem and music playerem w jednym. Wiecej niz polowa ludzi slucha muzyki a nie bezmyslnie przeglada interent. A co maja robic jak czekaja na przystanku/stacji metra/autobusu czy czekaja na pociag? Przed era smartfonow, tez w sluchawkach, sluchali muzy iplayerow, z CD playerow a jeszcze wczesniej z odtwarzaczy kaset magnetofonowych. Zmienil sie tylko sprzet. Zwyczaje sa podobne. Mniej za to ludzi z ksiazkami czy czasopismami/gazetami w reku. Wszystko mozna przeczytac w smatrfonie czy na tablecie wiec ich uzywaja Czy mniej czytamy? Chyba nie. Wielopoziomowa ksiegarnia Barnes & Noble na Union Square jak pekala tak peka w szwach. Czy tekstuja? Pewnie, ze tak. Wraz z rozwojem smartfonow tekstowanie przezylo swoj renesans. Nigdy tutaj nie przyjelo sie tekstowanie, jak np. W Polsce, na telefonach sprzez smartfonowej ery. Dopiero teraz tekstuja ale nie przesadzajmy. Nie robia tego wiecej niz gdzie indziej. Nie wlaza tekstujac pod samochody chociaz widzialam raz dziewczyne, ktora czytajac i idac przewrocila sie “spadajac” z kraweznika. Widzialam jeden raz, na taka mase ludzi, ktora sie tutaj dziennie przelewa. Tak, ze…nie przesadzajmy z tymi zagrozeniami komunikacji.
mi się też tak wydaje. natomiast może to uderzać, jeśli po raz pierwszy zwróci się uwagę na wszechobecność smartfonów. kiedyś ich tylu nie było, teraz ma każdy, biedny czy bogaty.
Hm, Renata, i się zgadzam i jednak coś mnie niepokoi. Mamy taki przywilej że już jesteśmy w epoce wysokotechnologicznej, ale też jest tak, że często sami nie wiemy czym to dla nas jest i co to znaczy. Nasz mózg dopiero przestawia się na inny tryb działania. Myślę że jeszcze nie wykształciliśmy takiej swoistej etyki korzystania ze smartfonów i z dostępnych nam nowych środków komunikacji. Pamiętam jak wrzucałaś film swojej znajomej o pokoleniu Z chyba? Jak tamte dzieci mówiły – że zdają sobie sprawę z zagrożeń jakie niosą technologie i wiedzą jak z nich korzystać, bo dla nich to jest naturalne. A dla nas nie zawsze. Zastanowiłam się czy mam jakieś negatywne przykłady korzystania ze smartfonów, no i chyba nie mam, chociaż parę razy zdarzyło mi się wkurzyć, bo przy stole czy podczas rozmowy ktoś przesadnie dużo korzystał z internetu w smartfonie. Czasem sama czuję, że zamiast tego żeby przeżyć chwilę próbuję ją zadokumentować, podzielić się z kimś (co jest piękne jeśli to jest ktoś, kto podziela zainteresowania/jest bardzo bliski, ale czasami bez sensu, kiedy robisz to już automatycznie żeby zarobić nic nie znaczące polubienia). Czytam i słucham ostatnio dużo o tym, co robić z nadmiarem informacji ponieważ zaczęło mnie męczyć zrozumienie tego, jak mało mam czasu i jak dużo opcji dookoła, samo selekcjonowanie których zajmuje dość dużo czasu – widzę że wielu ludzi boryka się z tym problemem. Czytałam tekst neurobiolożki, która opowiada jakie zagrożenia niosą technologie dla naszego mózgu, a później mówiła że rezygnacja wcale nie jest opcją (oczywiście) 🙂 Słuchałam filozofa-stoika i jego opowieści o mediaascezie (! jest nawet coś takiego). Wychodzi na to, że na razie mamy zbyt mało rozsądnych opcji jak sobie radzić z rozwijającą technologią i myślę że jeśli tak pójdzie dalej to coraz więcej ludzi będzie przyjmować postawę rezygnacji (haha, bo co raz częstsze myślenie tylko w binarnych kategoriach TAK/NIE – to jest też coś co zawdzięczamy zerojedynkowemu światu nowych technologii, na który powoli przestawia się nasz mózg). Więc o co mi chodzi, chodzi mi o to, że bardziej czekałabym na tekst nie o tym czy dobre czy złe (bo wiadomo że dobre, ale…), ale o taki w którym byłyby jakieś propozycje zrównoważenia, nieuzależnienia się, nie wiem, świadomego korzystania z wiedzą co jak i dlaczego i jakie są zagrożenia, no bo na pewno są :), może kiedyś się skusisz na coś takiego?
Wiera, co ja mam z tobą i za jakie grzechy? 🙂 Skąd mam wiedzieć, co robić? Jestem dwa razy starsza niż ty, czyli komputer jest dla mnie dwa razy mniej normalny niż dla ciebie 😀 Ja robię tak, że używam internetu nie do głupot, tylko do rozwoju, i sporadycznie do rozrywki (która i tak jest w jakimś sensie rozwijająca, bo inaczej się nudzę). Czułam ostatnio coraz częściej, że wrzucam wpisy bardziej pod wpływem presji (“muszę pracować”), niż z przyjemności, więc zmniejszyłam ilość tekstów, rzadziej wrzucam, nieco krócej, najczęściej na Instagram. Dla mnie to jest ok. nie czuję, żeby mnie internet wyniszczał lub uzależniał, choć jest mi w tej chwili niezbędny i tego nie ukrywam. Poza tym go lubię, albo nawet uwielbiam 😀 Ale potrafię się też bez bólu odłączyć, zwłaszcza jeśli dzieje się coś ważnego, albo ciekawego 😉
oj tam za grzechy, rozwinęłam trochę temat 🙂
poza tym lubisz komentarze 🙂
tak <3
prawda 😉
Chyba pierwszy raz natknęłam się na artykuł, który w taki rozsądny sposób mówi o “erze smartfonów”. Kiedys o komputerach mówiło się, że są szkodliwe (choć i teraz jeszcze są takie głosy), a teraz dzieci mają w szkole informatykę. No i okazuje się, że mogą służyć nie tylko do grania:) I też doceniam to, że mogę w każdej chwili przesłać swojej Siostrze, która mieszka na drugim końcu Polski, zdjęcie moich córeczek, a ona mi swoich. Albo pokazać się na żywo w nowej sukience i spytać, jak leży. Taka namiastka tego, jak by było, gdybyśmy mieszkały blisko siebie.
Dziękuję! Bardzo staram się być rozsądna i patrzeć na problemy ze wszystkich stron 🙂
Wydaje mi się, że jesteśmy już tak zaawansowanym cyfrowo społeczeństwem (światem), że nie ma od niego odwrotu. To coś jak rewolucja przemysłowa, która wtargnęła w życia ludzi równie niespodziewanie. Kwestia tego, jak ją oswoić, jak ją zhumanizować i jak nie zrobić powtórki z rozrywki, jaką przyniosła ludzkości era przemysłu, która u swego szczytu skończyła się tak krwawymi wojnami. Więc po prostu korzystajmy z tego narzędzia z głową, a to wystarczy 🙂
Wszystko jest dobre, ale w umiarze. Wyobraźcie sobie scenkę… wracacie z roboty do domu. Wasz partner tez niedawno przyszedl. Pytasz co slychac, jak minąl dzien i slyszysz tylko dobrze, dobrze. Potem główną rolę odgrywa tv i internet na smartfonie. Po co rozmawiac twarzą w twarz… lepiej przeglądać inernet i miec w dupie swojego rozmówcę.
Mi się już nie chce rozmawiać z tą osobą. Nawet juz nie mam o czym z nia rozmawiać. O nowym kolorze neonail? A moze ile laikow bylo na facebooku… jak ktos przesadza z korzystaniem ze smartfona to staje sie jego wiezniem.