Ciasteczka amarantusowe do kawy

written by Renata Rusnak 8 stycznia 2012

Zmodyfikowany przepis z bardzo fajnej książki Good to the Grain Kim Boyce z powodu remanentu w Papuamu i odnalezienia mąki amarantusowej, kupionej w celach eksperymentalnych, nigdy nie wykorzystanej 🙂

  1. 0,25 dkg mąki amarantusowej,
  2. ok  100 gr mąki razowej pszennej,
  3. 3/4 kostki masła,
  4. ćwierć kubka śmietany (niehomogenizowanej, bo to w 100% niestrawne!),
  5. jakieś 100 gr zmielonych orzechów laskowych (Boyce podaje przepis jak przygotować całe laskowe, które będą wartościowsze, ale których teraz nie posiadam),
  6. jeden krążek cukru palmowego, około 6cm średnicy (Boyce daje zwykły nierafinowany cukier),
  7. szczypta nierafinowanej soli.
Tutaj ciastko amarantusowe z polewą z surowego kakaa.

Tutaj duże ciastko amarantusowe z polewą z surowego kakaa. Po tym pierwszym razie w kółko piekliśmy ciastka amarantusowe w bardzo różnych konfiguracjach. Pod koniec w wersji zdrowej, czyli bez śmietany i masła.

Trzeba to ugnieść. Tak jak pisze Boyce, ciasto ledwie się trzyma kupy (u niej jest tylko masło, cukier i mąki, z tym że w odwrotnych proporcjach) i nie należy się tym przejmować. Jak masło jest już dobrze rozgniecione i wyrobione, ciasto wałkujemy. Warto pamiętać o posypaniu cienką warstwą mąki blatu, powierzchni ciasta i samego wałka. Kiedy ciasto się kruszy i rozpada, po prostu złożyć je na pół, pognieść chwilę i dalej wałkować, aż się “uwałkuje” na powiedzmy 0,5 cm grubości.

Bierzemy wtedy jakąś szklankę, kieliszek czy formę o cienkich brzegach i wycinamy krążki. Resztę zwijamy i znowu wałkujemy…

Blachę wykładamy papierem, smarujemy masłem i do piekarnika na jakieś 20-25 minut na 180 C. Trzeba kontrolować, żeby się krążki nie sfajczyły. Powinny być przybrązowione, twardawe, ale nie spalone i nie twarde na śmierć.

W tym czasie obcieramy skórkę cytryny (wg Boyce pomarańczy), rozpuszczamy jakieś dobre dwie łyżki miodu z łyżeczką kardamonu mielonego i tą skórką. Boyce jeszcze mówi o wodzie z kwiatów pomarańczy, u nas zupełnie nie do dostania.

Jak ciasteczka są gotowe po prostu wyjmujemy je z blachy i smarujemy tą miodową glazurą. Glazurę warto sobie zapamiętać, bo jest dziecinnie prosta, a smakuje wybornie.

Voila! 🙂

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz