Ludzie, którzy nie boją się żyć i pracować z pasją

written by Renata Rusnak 21 lutego 2014

Ciekawość świata i smaków to coś, co mnie napędza od zawsze. Nie boję się wsadzić do buzi czegoś, czego nie znam, chyba że wygląda lub śmierdzi naprawdę obrzydliwie. Jest to jeden z powodów, dla których lubię chodzić na degustacje, nawet jeśli karmią tam lub poją czymś, czego nie tykam na co dzień.

Odkąd tylko na moim ulubionym Zabłociu otwarł się Krako Slow Wine, bar z winami naturalnymi przy Lipowej 6, zaczęły się w nim cykliczne spotkania, które dobrze wróżą temu miejscu.

Oczywiście trzymam kciuki! Nie tylko dlatego, że uwielbiam Lipową; Paweł Woźniak, współwłaściciel Wine Baru i właściciel znajdującego się za ścianą sklepu z winami z Gruzji i Europy Środkowo-Wschodniej stworzył tam sympatyczny zakątek dla miłośników bardzo tradycyjnych win, wytwarzanych naturalnymi metodami. Jest to selekcja, którą albo się pokocha albo nie, na pewno jednak jest to uczciwa selekcja. Znaczy się, siary tu nie dostaniecie.

Lipowa 6F, Gieno Mientkiewicz i Mariusz Kapczyński

Lipowa 6F, Gieno Mientkiewicz i Mariusz Kapczyński

Dla mnie osobiście sporo z tych win jest za ciężkich takim specyficznym ciężarem życia, nie pasują do mojego jedzenia, ale wiele z nich pijam na miejscu i w towarzystwie z ochotą. No i nie zdarza mi się jednak po nich chorować. Są pod tym względem czyste, a sporo z nich jest produkowanych w ogóle bez użycia sztucznych metod, środków czy chemii. Mają swój wyraźny charakter i zdobywają coraz więcej wiernych wyznawców. Dość dobrze pasują do naszej mięsnej kuchni.

Lubię tu bywać – kiedy jest tłoczno, atmosfera robi się naprawdę świetna. Nie tylko dlatego, że jest luźna i niezobowiązująca, ale po prostu wymusza integrację. Wysokie stoły i hockery zachęcają do zmiany miejsca, poruszania się, przemieszczania, gadania przez ramię, wpadania na siebie, machania do siebie. Nie bardzo duży metraż dzięki temu, że pozbawiony jest w dolnej sali siedzeń, mieści sporo osób, pomiędzy którymi przestrzeń siłą rzeczy się zmniejsza. Jest to wręcz wymarzone miejsce pod imprezy w stylu urodziny, czy zakładowe after work parties. Klimat łapie się już w wejściu.

To jedno. Drugie, co bardzo lubię w tym miejscu, to cykliczne spotkania, prowadzone przez Mariusza Kapczyńskiego. O winie i Slow Foodzie.

Gieno Mientkiewicz i Mariusz Kapczyński

Mariusz ma taką niezobowiązującą manierę bycia chłopakiem na luzie. Przyłazi w jakimś kapeluszu, sadza gościa po drugiej stronie baru i gada sobie z nim o wszystkim i o niczym. Nie ma żadnych pytań z kartki z cyklu “dziesięć pytań do”. Siada naprzeciw kogoś, kogo najczęściej zna, i pozwala mu mówić i opowiadać, a ponieważ sprowadza na spotkania wyłącznie wielkich pasjonatów, ci sypią niesamowitymi anegdotami jak z rękawa.

Myślę, że na tym właśnie polega największa zaleta tych spotkań – że ma się okazję zobaczyć i usłyszeć prawdziwych ludzi, poczuć ich pasję, wczuć się w ich przygody, zobaczyć, że nic, co fajnego osiągnęli w życiu nie spadło z nieba, tylko powstało dzięki ich zaangażowaniu i nieustępliwości, dzięki temu, że coś w życiu pokochali i oddali się temu w pełni.

Śledzę Slow Food od lat, sporo czytuję, sporo wiem. Gdybym miała chodzić na te spotkania po to, żeby usłyszeć po raz n-ty te same rzeczy, nie chodziłabym. Nienawidzę słuchać o tym, co już wiem. Dzięki temu jednak, że Mariusz nie prowadzi poważnych dysput o faktach, mam okazję dowiedzieć się nie tylko nowych niuansów od kuchni, ale i dostać dwie godziny szczerego uśmiechu, zaciekawienia i zaintrygowania. I to jest super.

Marcin Lorek z Koziarni i Wawrzyniec Maziejuk z Figi

Marcin Lorek z Koziarni i Wawrzyniec Maziejuk z Figi

Na wczorajszym spotkaniu gościem był główny facet od serów zagrodowych czyli Gieno Mientkiewicz. Nie trzeba było słyszeć opowieści w offie z pływania na statkach po południowych oceanach, żeby wczuć się w klimat; dość było usłyszeć w części oficjalnej jak jeździł po pipidówach w poszukiwaniu maleńkich gospodarstw, produkujących świetne sery.

Ten facet zdecydowanie przedkłada przygodę ponad wszystko, ponad zniechęcenie ciężką pracą i wyzwaniami. Bierze życie za rogi i nie wygląda na to, by bał się je przeżyć na swoich warunkach. Takich opowieści uwielbiam słuchać – a jakich, to wam nie powiem, bo kto nie był ten trąba.

Bożena Sokołowska i jej świetne kozie Sery Łomnickie

Bożena Sokołowska i jej świetne kozie Sery Łomnickie

Oprócz Giena była jeszcze p. Bożena Sokołowska z Serów Łomnickich i Wawrzyniec Maziejuk z Figi. Przyjechali nie tylko ze swoimi serami, których można było kupić do domu, ale też z workiem opowieści o tym, jak powstawały ich gospodarstwa, jak dochodzili do tej jakości, jaką w tej chwili są w stanie nam zaoferować.

Cóż, sery wyborne. Figę znam oczywiście od dawna, bo mają czy nie jedyni certyfikat Bio, Sery Łomnickie natomiast poznałam też na Lipowej 6, na innym spotkaniu z Jackiem Szklarkiem, a potem na Najedzonych.

Magda Wójcik, Kasia PIlitowska, pomysłodawczynie i organizatorki Najedzeni Fest.

Stałym już bywalcem na tych spotkaniach są Lorkowie z Koziarni. Nie udzielają się specjalnie, nic nie gadają, siedzą sobie cichutko, skromniutko, aż tu nagle buch, i skądś zza pazuchy p. Marcin wyciąga idealnie upieczoną gęś, spod stołu cudownie rozpływający się ser, a z kieszeni wysuszone jak marzenie gruszki i kładzie to wszystko na stół…

Kupujemy wino, kieliszki stukają, palcami mazia się po tych serach gruszką, a Lorkowie, ojciec i syn stoją sobie spokojnie, z nieodgadnionym uśmiechem na twarzy i patrzą jak ludzie jedzą, trzęsąc uszami. Cholera wie, co z tego mają?

Najwyraźniej tylko tę cichą, spokojną, wewnętrzną satysfakcję z tego, że idealne wytwory ich rąk tak bardzo ludziom smakują. Po to chyba też się tak do Lorków jeździ – żeby dostać tę chwilę szczodrej dobroci, jaka wynika z pracy ich rąk.

Nie przegapcie spotkania z nimi, Mariusz zapowiedział, że będzie!

Camlorek czyli sery pani Lorkowej z mleka Czerwonej Polskiej Krowy i suszone gruszki z Suskowego Szlaku

Camlorek czyli sery pani Lorkowej z mleka Czerwonej Polskiej Krowy i suszone gruszki z Suskowego Szlaku

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz