Siedzieliśmy w sobotę z chłopakami z Miejsce Bar w Miejsce Bar. Upał się zaczął, sezon na robotę w usługach w pełni, co za tym idzie, trzeba było trochę pomarudzić. Marudziliśmy więc nad zdjęciami. Oni, że muszą porządnie obfotografować naleweczki Bartka, z których Miejsce słynie i ile z tym roboty, ja że jak ktoś choć raz widział moje brązowe zupy nie może narzekać na trudny temat.
Bartek spytał, czy nie mogę fotografować ich we wcześniejszych stadiach, kiedy jeszcze nie wszystkie rośliny tracą kolor. Mogę, ale moje zupy już po wsypaniu 3 pierwszych składników, jakimi najczęściej są strączki, grzyby i jagody, stają się perfekcyjnie brązowe. I to przy założeniu, że nie gotuję na czarnej fasoli, czarnej soczewicy, czarnej soi albo czarnej cieciorce…
Z dedykacją dla Bartka, pstryknęłam zdjęcie jakieś 15 minut po nastawieniu, gdzieś przy 15 składniku. Na tym etapie idealna burość aronii, soczewicy, moreli i prawdziwków zaczerwieniła się od soczystego młodego buraka. Podobnie jak wszystkie jasne warzywa…
Czy zdjęcie wyszło obiektywnie piękniej, nie wiem i nie sądzę – dawno już pokochałam te zupy za smak i samopoczucie, jakie ze sobą niosą.
Atrakcyjnych zdjęć z tego jedzenia pewnie nigdy nie będzie, chyba że się jakiś food stylista za nie zabierze i profesjonalnie spreparuje je z pół surowych składników. Finezja tych zup zresztą nie polega na wyglądzie, tylko na dopełnieniu smaku różnymi składnikami, z których jakaś połowa to super foods.
Na tę zupę weszły 24 składniki, o ile nie zapomniałam o czymś jeszcze. Jak zawsze nie ma tu nic, co ludziom szkodzi na zdrowie; w zamian pełna jest wartości odżywczych.
Jeśli ktoś wyjątkowo słabo trawi, może z niej usunąć soczewicę i mung, żeby nie łączyć węglowodanów z białkami, ale to naprawdę w ekstremalnym przypadku. Kompozycja świetnie sprawdza się w ten upał, a najlepiej smakuje prosto z lodówki!
Potrzeba:
- 50 gr fasoli mung, 100 gr soczewica zielona,
- 50 gr czerwonego ryżu,
- łyżka siekanych moreli,
- łyżka jagód goji,
- pół łyżki suszonej aronii,
- 1 świeży prawdziwek średni,
- 3 daktyle,
- łyżka niełuszczonego sezamu,
- 1 burak,
- 5 ziemniaków,
- 3 gałęzie jarmużu,
- trzy gałązki naci marchewki,
- 1 listek świeżego lubczyku,
- ćwierć średniej kapusty białej,
- 3 młode cebulki szalotki z liśćmi,
- 3 małe młode marcheweczki,
- kawałek kalafiora,
- pół czerwonej papryki,
- 1 łyżeczka miso,
- pół cytryny,
- łyżeczka chrzanu tartego,
- 1 łyżeczka miodu spadziowego,
- pół pęczka naci pietruszki,
- spora garść posiekanych nerkowców.
Gotować jak zwykle, czyli w 3 etapach – najpierw strączki i ryż, jagody, grzyby i część ziół, po 15 minutach dodać korzenne, 5 minut później zielone i doprawić przyprawami smakowymi – miso, cytryna, chrzan, miód. W ostatniej minucie dodać posiekaną pietruszkę i nerkowce. Schłodzone w upał smakuje lepiej.
Jeśli gotujecie w dużym garnku jak ja, pamiętajcie o wyłączeniu go zanim warzywa będą bardzo miękkie – one i tak dojdą, zanim garnek ostygnie. Dogotowywać, zwłaszcza młodziutkie warzywa warto jedynie, jeśli całą zawartość od razu wylejemy na talerz. Można je też doprowadzić do prawie miękkości i natychmiast zawekować do słoików na potem i odstawić do ostudzenia. W przeciwnym razie lepiej skrócić gotowanie o 5 minut.
Jak zawsze polecam używanie dobrej jakości organicznych warzyw! Jest sezon, można je dostać choćby na Targu Pietruszkowym w każdą sobotę w dobrych cenach.
W bonusie dla mnie – na spodzie tej miseczki od Mędrka znajduje się piękny wielki mleczny kryształ na miodowo-bursztynowym tle. Lubię jeść do dna!