Ile wydam na jedzenie ekologiczne i slowfoodowe

written by Renata Rusnak 27 listopada 2014

Tak przy okazji poprzedniego wpisu o oszczędzaniu przeliczyłam własne wydatki na moje bio, slow, lokalne i produkty “made by men” oraz, co tu gadać, swoją foodiesową obsesję. Ile wydam na jedzenie ekologiczne? Z pewnością większość swoich pieniędzy, bo zrobiłam z jakościowego jedzenia swoje hobby. To znaczy, jeśli mogę coś zjeść, to zdecydowanie bardziej zjem niż nie. Chyba że zabraknie mi pieniędzy, to zaciskam pasa. Ale to taka praca z tym blogiem, normalnie człowiek tak nie musi.

Może za to całkiem swobodnie przerzucić się na świadome jedzenie produktów, które będą służyć jego zdrowiu. Nie jest to koszt niemożliwy do poniesienia, zwłaszcza jeśli odliczy się późniejszych lekarzy, lekarstwa, zabiegi i szpitale.

Najważniejsze jest to, że DA SIĘ jeść zdrowo, lokalnie, ekologicznie i różnorodnie z elementami tzw. ekskluzywnych produktów w cenie przybliżonej do przeciętnego budżetu rodziny na jedzenie, jaki proponuje Mistrz Oszczędzania, Michał Szafrański.

Ceny za moje przeciętne zakupy żywności przeliczają się na 1,5 osoby, bo syn jest w obu szkołach przez cały dzień i żywi się na mieście, czyli większość przejadam sama. Jego posiłki na mieście poddaję poniżej.

Warzywa i owoce miesięcznie kosztują mnie około 250 zł (cena zależy od momentu w sezonie i od roku). Z tego codziennie robię zielone koktajle dla 2 osób, co kosztuje mniej więcej 35 zł na tydzień. Na śniadanie nie jem nic innego niż koktajl, czyli można się zamknąć w cenie 2,50 zł za śniadanie dla jednej osoby, lub 3,00, jeśli dodam jakiś super odżywczy dodatek. Reszta to zupy, duszone warzywa no i owoce do jedzenia.

Dodać mleko roślinne, 5 kartonów miesięcznie po średnio 8 zł (40 zł), zużywane do koktajli, czyli dodatkowe 0,75 zł dziennie.

Do śniadania zawsze piję kawę (no tak, popijam koktajl kawą). Zużywam w miarę stabilne 2 paczki po 250 gr dobrej, jednorodnej, świeżo palonej kawy w cenie między 25-35 zł w zależności od odmiany. Czyli 70 zł miesięcznie, 2,30 zł dziennie. Sporadycznie wypijam drugą kawę, na ogół jednak nie mam takiej potrzeby i nie przekraczam 2 paczek kawy/mc. Syn nie pija, więc jest to dla jednej osoby, gdyby pił, trzeba dodać.

Jeśli jest sezon na Sycylijskie cytrusy, awokado i frykasy, to płacę dodatkowe 250 zł, czasem więcej. Sezon jest między listopadem a marcem, czyli przez 5 miesięcy; w rocznym rachunku to 100 z groszami/mc.

Organiczne strączki, kasze i inne produkty suche kosztują mnie około 50 zł/mc też dla 1,5 osoby.

Trudno to obliczyć, bo czasem długo nie kupuję nic, a czasem dużo od razu, ale sądzę, że średnio 50 zł wydaję na nowe produkty, których nie znam i drugie 50 na produkty, które starczają na długo, ale trzeba je uzupełniać regularnie, jak musztardy, miso, tofu, czy czasem masło, jajka albo oliwa (tych ostatnich zużywamy co kot napłakał).

Średnio raz w miesiącu zjadam jedną czekoladę po około 10 zł. Raz, dwa razy w miesiącu kupuję kilka jogurtów sojowych lub kozich, co daje około 30 zł. Często podjadamy wafle ryżowe, spokojnie kosztują nas około 40 zł. Wydaję również na wino ca 100 zł, bo w domu nie pijam codziennie (2-3 butelki na mc) i wybieram te średnie cenowo.

Sporadycznie co dwa, trzy miesiące kupuję kawałek sera albo wędliny od lokalnego producenta – zwykle zostawiam około 100 zł, czyli przeciętnie 30/mc.

Dorzućmy jeszcze dla sprawiedliwości 20 za uzupełnianie herbat czy przypraw, ale tych mam spore i różnorodne zapasy, których jeszcze długo nie wyczerpię.

Rutynowo co roku jesienią przerabiam 80 kg pomidorów od mojego rolnika za  jakieś 250 zł, czyli 20 zł/mc.

To daje w przybliżeniu 860 zł na miesiąc w dużym zaokrągleniu przeciętnie na jednego i pół człowieka. Dodaję do tego około 400 zł miesięcznie, które mój syn wydaje na codzienne (tanie) jedzenie na mieście.

Osobną kwestią jest moje upodobanie do knajp. Trochę jest to taka robota. Sądzę, że średnio miesięcznie wydaję 400 zł na mieście w drogich restauracjach (jadam tylko tam, gdzie dają dobrej jakości produkty). Przeliczając ilość pożywienia, którą zjadam za te 400 zł z marżą restauracyjną, koszt produktów zjedzonych w domu wyniósłby około 100 zł.

Podsumowując, ile wydam na jedzenie ekologiczne?

1360 zł na dwie osoby miesięcznie, czyli około 700 zł za osobę.

Za produkty naprawdę dobre bez żadnego oszczędzania na jakości, czyli cenie. Mam tu na myśli np. musztardy powyżej 10 zł za mały słoiczek 160 ml i inne produkty ekskluzywne. Tyle wychodzi po odjęciu marży restauracyjnej (marża nie oznacza, że ktoś bierze 300% narzutu, tylko że koszt wynajmu, pracowników, sprzętu, mediów i podatków jest wysoki!). Razem z nią, będąc dość dużym i specyficznie zakręconym foodiesem przejadam i przepijam około 1000 zł na miesiąc. Dla normalnego człowieka to zapewne sporo, jak na foodiesa pewnie jest przeciętnie. Nie wiem, ktoś by to musiał porównać.

Gdyby się jednak zmobilizować, odjąć wino, wybrać z bio oferty tańsze produkty, nie szaleć z eksperymentami, zwłaszcza kosztownymi jak ja to robię, na pewno da radę zamknąć się w tych 500, może 600 zł na osobę miesięcznie, o których pisze Michał.

Z drugiej strony, gdybym jadła częściej mięso i więcej serów, zapewne wydawałabym więcej. Ekologiczne mięso i wędliny wciąż są bardzo drogie, choć naprawdę można znaleźć rolników, którzy bez certyfikatu w całkiem rozsądnych cenach zapewnią wam dobrej jakości mięso!

Warto to wziąć pod uwagę. Nie jedzenie mięsa ma swoje oczywiste zalety – nie tylko zdrowotne. Przy tym systemie żywienia – opartym na bogatych i różnorodnych roślinach, strączkach, zbożach, orzechach i owocach, nasycenie organizmu jest tak wielkie, że naprawdę nie chce się jeść mięsa ani serów. Wiem, że kto nie spróbował nie uwierzy, ale może ktoś przynajmniej spróbuje. Po prostu jest to do niczego niepotrzebne i ciało samo tak stwierdza po pewnym czasie. To się dzieje samo z siebie. Czyli oszczędzam mimo woli, bo mnie nie ciągnie.

Kolejną miłą oszczędnością w domowym budżecie jest to, że sama robię trochę słodkich i nie przetworów na zimę – owe pomidory oraz swoje jabłka i śliwki. Fajne rzeczy dostaję też od mamy – suszone grzyby, dżemy, przetwory. Dwa, trzy razy do roku biorę od niej kawałek swojskiego baranka, gęsi czy sarny. To też na pewno robiłoby dodatkowy koszt, bo nie każdy ma takie możliwości i fajną mamę, ale poza grzybami obeszłabym się bez tego, to znaczy sama z siebie bym tego nie kupiła. Na zasadzie dają to biorę.

Fajne jest też to, że mam wokół siebie przyjaciół, którzy też coś robią z jedzeniem, wymieniamy się więc barterowo na różne produkty, najczęściej coś, czego nie zużywa się dużo i można podzielić paczkę, albo co się po prostu degustuje dla przyjemności i poczęstunku, a nie z bytowych potrzeb.

Podsumowując – może wymaga to lekkiej gimnastyki, ale da się! Tylko trzeba sobie zakładki i zapadnie w mózgu przestawić. Przejść na bardziej nowoczesne zasady odżywiania, pomyśleć o planecie, o swoim foodprincie w naturze, o zdrowiu, zrezygnować z chemii i śmieci, zrezygnować z jedzenia codziennie mięsa i serów, wybrać lżejsze, pełniejsze, wartościowsze odżywianie. Da się. Warto. Stać nas. To się opłaca na teraz i będzie procentowało w przyszłości lepszy zdrowiem.

UPDATE, luty 2017. W tej chwili robię bio zakupy tak: suche przez Allegro, wszystkie ekskluzywne i rzadkie produkty w moim ulubionym sklepie Klubczyk na Mostowej w KRK. Warzywa z Lokalny Rolnik. W Warszawie świetnie działa Kooperatywa Dobrze. Zdecydowanie mniej jadam na mieście, bo mi się znudziło, oraz dlatego, że w niewielu miejscach gotują na dobrej jakości produktach. Ile wydam na jedzenie ekologiczne? Nadal mi wychodzi, że nie więcej niż 600-700 zł na miesiąc.

Ile wydam na jedzenie ekologiczne

Ile wydam na jedzenie ekologiczne? Te zakupy z łakociami za około 150 zł starczą na długo.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz