No dobrze. Zmobilizował mnie dziś Michał Szafrański wrzucając zestawienie cenowe tego samego produktu w różnych sklepach. Zwrócił uwagę jak sporych oszczędności w skali miesiąca i roku można dokonać, jeśli sprawdza się różnice w cenach. Postanowiłam zatem napisać, jak oszczędzać na ekologicznym jedzeniu bez obniżania jego jakości. Podaję tu swoje metody wychodzenia na swoje przy kupowaniu potencjalnie drogiego produktu spożywczego.
Dla potrzeb dzisiejszego tekstu nie będę się zastanawiać nad Michałowym jedzeniem Monte, a szczególnie karmieniem tym dzieci. Również nie skomentuję pysznej zupy z półproduktów dla czteroosobowej rodziny na dwa dni za trzy złote, bo pękłaby mi żyłka. I moi czytelnicy wiedzą dlaczego. Ma jednak Michał sporo racji, kiedy mówi, że warto sprawdzać ceny pomiędzy sklepami. Zmotoryzowani, mobilni, dysponujący czasem oraz mieszkający blisko skupiska konkurencyjnych sklepów na pewno mogą się nad opcją oszczędzania poważnie zastanowić. Schemat będzie dokładnie ten sam czy to w przypadku Monte, czy suszonych moreli (ostatnio widziałam 70 zł za kilogram!), czy bodaj mleka roślinnego.
W tym miejscu muszę oczywiście przypomnieć, żebyście nigdy, ale to nigdy nie zapominali o tym, czego was z takim uporem uczę:
Oszczędzać warto na wszystkim, tylko nie na JAKOŚCI jedzenia!
Od tego zależy wasze zdrowie, a czasem i życie, więc psu na budę oszczędzanie na jedzeniu ekologicznym, kiedy trzeba będzie nadpłacić w lekach. Albo w testamencie.
Jakość zwykle kosztuje więcej, da się jednak wykombinować dobre ceny na zakupach kooperatywnych, bezpośrednio u rolników czy małych producentów. Zapewniam, że tych jest sporo wokół, trzeba tylko poszukać, choćby na serwisach typu Żywność Lokalna, albo na różnych grupach od wielbicieli serów po mięsne czy wegańskie wieści na fejsie skończywszy. Warto śledzić mój Instagram (jest w bocznym panelu), bo zamieszczam na nim przydatne informacje o produktach i sklepach.
Nie trzeba jeść zupy dla czworga za 3 zł, ale można zjeść organicznego kalafiora za 3-6 zł w zależności od pory roku, nie zaś za 10-15, jak to się zdarza.
Jak oszczędzać na ekologicznym jedzeniu mądrze?
- Współpracuję z rolnikiem ekologicznym, od którego kupuję od razu większe dostawy warzyw, które starannie przechowuję w dużej lodówce tak, żeby mu się opłacało do mnie przyjeżdżać. Często zbieram zamówienia od kilku przyjaciółek, żeby tym bardziej się mu opłaciło.
- Dołączam się do zbiorowych zamówień w stylu Incampagna, albo Krakowskie Wieści Spożywcze, Wawelska Kooperatywa Spożywcza (w Warszawie świetnie zorganizowana Kooperatywa Dobrze). Lokalny Rolnik ma również opcje eko i tradycyjne.
- Nigdy nie marnuję jedzenia! To bardzo ważny punkt, bardzo zaniedbywany w obecnych czasach łatwego dostępu do wszystkiego. Osobiście niezwykle szanuję jedzenie. Tak mnie w domu nauczyli dziadkowie, ale też zbyt wiele wiem na temat głodu i niedożywienia na świecie, by to lekceważyć. Ponieważ kupuję nie z fabryki, a od konkretnych osób, również szanuję czyjąś konkretną pracę. Gdybym nie dojadła i wyrzuciła ser, który robi pani Lorkowa, albo Bożena Sokołowska, albo lekko wyschniętą marchewkę od Adama, albo od kogokolwiek innego, czułabym się jak ostatnia świnia i to nie mangalica… Z nie marnowaniem wiąże się odpowiednie dbanie o produkt, czyli prawidłowe przechowywanie w lodówce, staranne składowanie, przepakowywanie i zużywanie najgorzej zachowanych produktów w pierwszej kolejności; np. z resztek gotuję bardzo dobre zupy.
- Odżywiam się prawidłowo w bardzo wysoko odżywcze i różnorodne produkty, co powoduje, że nie spala mnie toksyczny głód i muszę wydawać pieniędzy na przekąski typu Monte czy Snickersy. Czyli najadam się stosunkowo niedużymi ilościami droższych pozornie produktów bio, slow i lokalnych.
- Nie kupuję śmieciowego taniego jedzenia, które powoduje, że organizm jest wieczni niedożywiony i chce jeść więcej. Nie kupuje więc żadnych produktów w stylu napoje gazowane, słodycze przemysłowe, które bardzo pochłaniają kasę, a w ogóle nie sycą; raczej zapychają na krótko.
- Unikam mięsa i serów, które są najdroższe.
- Wymieniam się barterowo z przyjaciółmi na produkty, których nie zużywa się za dużo, albo do których lepszych cen ja mam dostęp na te, które oni mają taniej.
- Wychodząc do sklepu po jakiś drobiazg nie biorę karty ani portfela, tylko 50 lub maksymalnie 100 zł, jeśli potrzebuję kupić coś więcej. Zbieram do koszyka na co mam ochotę, przy kasie segreguję produkty zależnie od pilności i proszę sprzedawcę by zamknął rachunek na tych 50 zł. Mam satysfakcję, bo wybrałam co chciałam, i mam drugą, bo kupiłam, co potrzebuję, a to od czego mogłabym przytyć zostało w sklepie.
- Robię sama sporo przetworów i również wymieniam się nimi z przyjaciółmi.
- Kupuję duże zapasy, jeśli są okazyjnie tanie i mogą postać dłużej.
- Kupuje w sezonie, kiedy jest najtaniej i najsmaczniej. Robię przetwory,albo mrożę część zapasów na zimę.
- Znam prawie wszystkie sklepy organiczne i zaglądam do nich, gdy jestem w okolicy, kupuję to, co mają okazyjnie, albo w dobrej ofercie.
- Chodzę i myszkuję po targach i straganach! Tak, tam jest taniej i często zaskakująco bogato niż w sklepach. Wiele wpisów na ten temat tu już napisałam (wyszukaj “targ”). Nawiązuję tam też znajomości; to owocuje bezpośrednim dostępem do produktu i informacji. Wystarczy pogadać, ludzie z targów to najczęściej bardzo kontaktowe osoby.
- Nie skąpię na produktach wysokiej jakości, efektywnych w kuchni, które przy zastosowaniu niewielkich ilości bardzo podkręcają smak i dają ogromną satysfakcję (powodują, że się najadam, czyli znowu oszczędzam na zapychaczach).
- Sama gotuję i jem bardzo prosto, najprościej jak się da, choć lubię czasem poczarować przy garnkach z 20-30 nietypowymi składnikami.
- No i oczywiście czasem kupuję w internecie. Często jest znacznie taniej.
Przy tym systemie oszczędzania z nie szczędzeniem sobie jedzenia zdrowego i dobrej jakości mogę powiedzieć, że da się zmieścić w budżecie zaplanowanym przez Michała, około 500 zł na osobę, nie wliczając w jedzenia w droższych knajpach, które mnie z racji tego, czym się zajmuję oraz tego, że lubię, trochę kosztują.
Nie umiem za to powiedzieć, ile realnie oszczędzam w stosunku do cen z przeciętnych lub droższych sklepów organicznych, ale naprawdę sporo. Podejrzewam, że w porywach do 50%.
W kolejnym wpisie robię podsumowanie moich kosztów wyżywienia, sprawdź i podziel się własnymi kosztami.

Winnica Kinga i limitowane ilości domowej konfitury z winogron. Kilkanaście złotych za słoiczek rarytasu. Takie historie podjadamy łyżeczką w ramach deseru “Monte”. Słodkie, ciekawe, za każdym razem inne, na pewno wartościowsze i zdrowsze od fabrycznych. Po malinach z Doliny Baryczy mój syn prawie płakał kiedy się skończyły.