Dawno temu przy okazji tego wpisu o kawie zrobiłam zdjęcia, których nie wiedziałam jak wykorzystać. Teraz już wiem, bo ostatnie trzy czy cztery dni spędziłam na piciu niesmacznej kawy. Wszystko przez to, że mieszkam na skraju miasta, i tylko co parę dni jeżdżę bliżej cywilizacji. Jeśli zapomnę o zapasach, jestem skazana na okoliczne sklepy, zaopatrzone w standardowe produkty. Bu.
Tym razem przegapiłam moment, w którym kończyła mi się kawa. Będzie już ponad dwa lata, jak pijam single kawowe, parzone alternatywnie. Im dłużej piję, tym mniej podoba mi się kawa “ze sklepu”, albo “z ekspresu” w przeciętnym lokalu gastronomicznym. I tym mniej oczywiście podoba mi się byle jaka kawa we własnym domu. Moja pierwsza i najczęściej jedyna kawa w ciągu dnia, którą siorbię niespiesznie od rana, zasiadając do codziennej roboty.
Dziś siorbię i jest mi przyjemnie; wczoraj polazłam na Zabłocie, zerknąć na piknik wegetariański do Fabryki; gdzie nie było za dużo do jedzenia, choć atmosfera jak zawsze panowała dobra. Nic nie szkodzi, bo i tak zjadłam coś w Twoim Kucharzu, a co ważniejsze – kupiłam kawę w Coffee Cargo.
Dlatego jest mi przyjemnie.
Bo w ostatnich dniach przyjemnie mi za bardzo nie było. Musiałam pić Lavazzę, jedyną ziarnistą arabicę powyżej 10 zł za paczkę, dostępną w okolicy.
Aa, tak. Piję kawy powyżej 10 zł. Właściwie to powyżej 20, bo tyle kosztują porządne single. Nie, nie chwalę się tym, ani też nie wymądrzam, ani nie wszczynam dyskusji o tym kogo na co stać. Nie ścigam się na lifstyle, nie kupuję zbędności, podejmuję świadome decyzje i nie jestem konsumpcyjnie nastawiona do świata.
Zwyczajnie jednak szkoda mi już życia na bylejakość.
Piję jedną dobrą kawę, zamiast pięciu niedobrych i cenowo wychodzi na to samo.
Ale, do czego zmierzam. Kiedy chłopaki-bariści-mistrzowie przychodzili mnie edukować z zakresu kaw, często wspominali o selekcji ziarna. Single dlatego są droższe i również smaczniejsze, bo pochodzą z jednej plantacji (od czego nazwa singiel), nie zaś z wielu, jak to się dzieje w przypadku mieszanek kawowych typu Lavazza, ale też dlatego, że ich ziarna są selekcjonowane. Makiato często mówił mi, krzywiąc się całkiem, o tym jak brzydkie, połamane i zdeformowane potrafią być ziarna kaw “przemysłowych” i jak piękne, czyste są te selekcjonowane. Oraz jak jakość nieuszkodzonego ziarna wpływa na smak.
Przysięgam, nie miałam pojęcia o czym gada. Aż do wczoraj.
Wczoraj rozsypała mi się miarka z Lavazzą, i jak Niewierny Tomasz na własne oczy ujrzałam.
Zanim zaczęłam pić single, pijałam jak wszyscy kawy mielone, a wcześniej jeszcze “kawy” rozpuszczalne. Nigdy nie zetknęłam się z całym ziarnem, nie wpadłabym zresztą na to, by je oglądać. Potem, kiedy zaczęłam pić single, ziarna, które oglądałam, albo nawet fotografowałam były po prostu ładne. Różne, ale ładne. A tu masz ci los, nagle taki obrazek.
Najciekawsze okazało się to, że po usunięciu uszkodzonych ziaren, moja Lavazza naprawdę smakowała lepiej! Była mniej gorzka i zaczęło mi się nawet wydawać, że poprawił jej się bukiet. Pomyślałam, że być może ci “nawiedzeni” kawiarze od alternatywy, mogą mówić prawdę, przekonując, że do popularnych mielonych kaw za parę złotych trafiają nie tylko ziarna uszkodzone, z różnych plantacji, a nawet kontynentów, zresztą również z dodatkiem robusty, ale że często są one spleśniałe, przegniłe i chore. Podobno ich nieładny smak kryje się mocnym wypalaniem; bo im mocniej kawa spalona, tym bardziej gubi swoje naturalne owocowe czy kwiatowe aromaty (ziarno kawy rośnie przecież w wisience kawowca).
Może więc być tak, że kiedy nie smakuje ci czarna kawa, choć pijasz ją dla kofeiny z mlekiem i cukrem, to nie smakuje ci po prostu kawa złej jakości, przepalona i w taki czy inny sposób uszkodzona? Może – gdybyś spróbował pić klarowne napary z czystych, wyselekcjonowanych ziaren, uznałbyś, że są bardzo smaczne, różnorodne i bardzo ciekawe?
Ze mną tak właśnie było. Teraz piję tę swoją codzienną kawusię z najwyższą przyjemnością, korzystając dodatkowo z kofeiny, której paradoksalnie więcej zostaje po alternatywnej metodzie parzenia niż w espresso. A teraz to już nawet wiem dlaczego mi tak przyjemnie.