Przeglądam swojego Fejsa i mam schizofreniczne rozdwojenie jaźni – po polskiej stronie życie toczy się jak wczoraj, jak przedwczoraj, śnieg spadł, komuś zimno, ktoś się z kimś pokłócił, ktoś kogoś lubi albo nie. Piękne zdjęcia, brzydkie zdjęcia, przepisy, debaty, komentarze, relacje, kręcenie się wokół własnego ogona.
Zachodnią stronę świata oglądam wyłącznie wybiórczo, przez pryzmat swoich zainteresowań. Nie istnieje na Zachodzie polityka, wojenki, przepychanki, codzienność też nie istnieje. Stamtąd spływa do mnie tylko Wiedza i Inspiracja.
A pomiędzy tym profile moich licznych przyjaciół z Ukrainy. Pierwszy profil zmienił zdjęcie na czarne, odnotowuję. Jadę po swojej międzynarodówce w dół i natykam się na drugi profil z czarnym zdjęciem. Już wiem, że coś się stało. Dwa piękne wpisy dalej kolejny czarny profil bez słów, bez komentarza… Nikt już nic nie musi mówić.
Odpalam wiadomości – pierwsze ofiary śmiertelne, broń ostra.
A na Fejsie znowu śnieżek, nowinki, hejty, lajki, urażone ambicje, albo połechtane ega. I znowu czarny profil…
W Sylwestra poznałam młodą artystkę z Serbii, Anđelę Mujčić (Andjela Mujcic). Fajna laska, wesoła, opowiada średnim angielskim to i owo, normalne życie normalnej dziewczyny. “Wiesz, tam wojna jest”, rzuca przy okazji jakiegoś drobiazgu, którego nie rozumiem. Uśmiecham się do niej, bo jaka to znowu wojna. Cholerni artyści, zawsze użyją jakiejś metafory…
Na urwanym karteluszku zapisuję jednak jej nazwisko, lubię wiedzieć, z kim spędzam czas. Potem oglądam te prace i myślę, i myślę, i nadal myślę – co mi tu nie gra?
Taka lekka, ciepła, pozytywna laska i takie prace? Przypomina mi się Wróblewski, podobnych zombiaków malował. I wtedy stukam się w czoło: “Wiesz, tam wojna jest”…
.