Mam ten tekst gotowy od maja i prawie o nim zapomniałam. Moje dziecko niemal nie jest już dzieckiem i w kwestiach związanych z tematem upomina mnie wręcz, że “przecież sama mu mówiłam”, że w życie erotyczne można wchodzić stopniowo i z poszanowaniem cielesnym dla siebie nawzajem, oraz że dużo ważnych informacji znajdzie w internecie, byleby mądrze szukał. Tym niemniej historyjka sprzed paru lat przypomina o tym, że jako rodzice czuwać musimy stale, nie zostawiając problemów samym sobie.
Przy okazji tekstu o edukacji seksualnej przypomniał mi się epizod z wyjazdu do Hiszpanii mniej więcej z okresu, w którym zaczęłam zauważać braki tejże edukacji u swojego dziecka.
W 2010 r. mój brat zabrał mojego synka i starszą córkę drugiego brata do swojej ukochanej Barcelony i w okolice; pojechałam z nimi na doczepkę. Synek miał lat niespełna 14, młoda 13. Miałam tydzień na trochę inny niż zwykle kontakt z dzieciakami i z jednej strony ten kontakt pokazał i potwierdził pozytywne cechy naszych dzieci, a z drugiej odsłonił zdumiewającą homo- i ksenofobię, których nigdy wcześniej nie było okazji zauważyć…
Taplaliśmy się w morzu przy plaży w Sitges (naprawdę bardzo przyjemne miasteczko), kiedy nagle synek z autentycznym przerażeniem i niemal wrzaskiem odskoczył w bok i zaczął uciekać, wołając: “Geje!” na widok stojących w wodzie obok, całujących się chłopców. Na to hasło bratanica również odruchowo odskoczyła, choć zaraz zatrzymała ją ciekawość i z bezpiecznej odległości zaczęła się przyglądać pocałunkom chłopaków.
Po wygłoszeniu im moralniaka na temat takiego zachowania, zaczęliśmy im żartobliwie dokuczać, że pewnie zostali zarażeni, bo woda przenosi fluidy, ale dzieci wcale ani trochę nie były pewne czy tak nie jest. Trzeba im było wszystko od początku tłumaczyć.
W pociągu powrotnym do Barcelony, zajęliśmy trzy wolne miejsca; czwarte wolne było tylko obok innych trzech wyraźnie gejowskich mężczyzn. Padło na bratanicę, która z równym przerażeniem oświadczyła, że koło NICH siedzieć nie będzie i woli stać.
Cholera. MOJE dzieci! Prawdziwy powód do załamania.
Przy całej świadomości, trosce i uwadze, jaką poświęcałam na wychowywanie go w duchu liberalnej odpowiedzialności społecznej, było to zupełnie niesamowite i wręcz niewyobrażalne doświadczenie. No bo żeby normalny dzieciak z wrzaskiem uciekał przed gejami, jakby zobaczył ducha, skorpiona, czy anakondę? Chyba nawet widok trędowatego tak by go nie przeraził…
Wszystko to naprawdę przyszło ze szkoły i od kolegów, a moje dziecko cały czas chodziło do naprawdę przyzwoitych szkół, nie na blokowisku.
Na homofobię bardzo pomogło przejście z mocno prawicowego gimnazjum do nieco bardziej centrowego liceum – atmosfera fobiczna zdecydowanie się rozluźniła. Jest to też wiek, w którym dzieciaki zaczynają doświadczać pierwszych doznań erotycznych, i już w tym okresie kształtować swoją orientację seksualną – na szczęście mimo wszystko w coraz bardziej tolerancyjnych warunkach. Szybko się więc okazało, że pośród przyjaciół mojego syna również znajdują się osoby o tendencjach homoseksualnych i temat nietolerancji w naszym domu definitywnie się skończył.
Ale przecież taka reakcja jak na plaży w Sitges skądś się wzięła, dzieci musiały opowiadać sobie jakieś niestworzone historie o gejach i homoseksualizmie, skoro święcie wierzyły, że TO jest zaraźliwe! I teraz próbuję sobie wyobrazić, co z tymi biednymi chłopakami, po których już od połowy podstawówki widać było, że są gejami? Jeszcze nie mieli o tym pojęcia, więc sami uciekali na widok dorosłych gejów, ale co dzieje się z ich identyfikacją? Co będzie z ich głowami, wartościami, jak mają szansę stać się niezakompleksionymi, przebojowymi, radosnymi i szczęśliwymi młodymi ludźmi, gotowymi pracować pełną parą dla tego kraju i społeczeństwa, jeśli ich rodzice nie wesprą tam, gdzie szkoła zawala pełną parą?