Zmiana stylu odżywiania vol.1 Dlaczego warto?

written by Renata Rusnak 4 stycznia 2015

Dla tych, którzy chcieliby zacząć się zdrowiej żywić mam dwie wiadomości: 1. jest to bardzo łatwe, 2. jest to bardzo trudne.

Łatwo jest zacząć stosować się do kilku prostych zasad, trudno jest zmienić w sobie pewne wzorce, rutynowe działania, żywieniowe nawyki, ale i emocje, ukształtowane poglądy czy zachowania. Chcieć to jednak móc, więc nawet jeśli nie uda ci się od razu, nawet jeśli będziesz zmieniać i kształtować nowe nawyki całymi latami, jeśli będziesz w kółko upadać, potajemnie obżerając się śmieciowymi, albo za ciężkimi produktami – nie rezygnuj.

I nie poddawaj się. Nie ma znaczenia, ile razy ci nie wyjdzie, znaczenie ma, że próbujesz dalej i z roku na rok idzie ci to coraz lepiej, łatwiej, trwalej. I że coraz lepiej siebie znasz, rozumiesz i wiesz, których problemów jeszcze w swoim życiu nie rozwiązałeś.

Ja sama ze sobą walczę już pięć, albo nawet sześć lat. Mam okresy pełnego zdrowia, opartego na jedzeniu wyłącznie odpowiednich, nieszkodliwych, pełnowartościowych posiłków, ale mam i takie okresy, w których objadam się mięsem albo i chipsami (tak, ja), piję za dużo albo za często wino, obżeram się alergizującym mnie glutenem, albo słodyczami, albo po prostu się przejadam, wszystko jedno czym, choćby kapustą. Czasem zresztą eksperymentuję na sobie z poszukiwaniem psychologicznych powiązań jedzenia z reakcjami alergicznymi, albo testuję nowe teorie i celowo jem to, co mi potencjalnie szkodzi.

Oczywiście te moje upadki są coraz krótsze i coraz rzadsze oraz w pewnym sensie coraz bardziej świadome, ale są. Przy całej wiedzy, jaką posiadam na temat funkcjonowania organizmu człowieka, rozumiem, że robienie sobie krzywdy na własne życzenie jedzeniem (celowe czy tylko podświadome) ma swoje, ukryte głęboko w mózgu uzasadnienie: pomaga rozładować napięcie, pomaga się w pewnym sensie znieczulić, uzupełnić jakieś braki emocjonalne, albo i zwyczajnie dostarczyć niewystarczającej w codziennym życiu przyjemności.

Jedzenie jest tak ważnym, powszechnym i koniecznym elementem naszego życia, że bardzo łatwo staje się katalizatorem emocji i myśli, nośnikiem pamięci i wyzwalaczem doznań. Dlatego z punktu widzenia zdrowia jest ogromnie istotne.

Dziś już wiadomo, że np. śmieciowe jedzenie wywołuje depresje, że długotrwałe nieprawidłowe odżywianie się może powodować albo potęgować stany schizofreniczne oraz inne zaburzenia psychiczne, i wiadomo też, że uzależnia i działa odurzająco jak narkotyk (również z podobnymi skutkami ubocznymi). Ale i wiadomo, że prawidłowe, pełnowartościowe może służyć doskonałej kondycji psychofizycznej, może wspierać rozwój i wpływać na duchowo-emocjonalną kondycję. No i może leczyć całą gamę schorzeń, chorób i dolegliwości czysto fizycznych.

Dlatego, jeśli chcesz poprawić poziom i komfort swojego życia, naprawdę poważnie skup się na tym, co i jak jesz. Warto.

Początek jest dla organizmu najtrudniejszy, ale jeśli przeżyjesz pierwszy tydzień, będziesz żył i dłużej i szczęśliwiej. No i świadomiej. O tym, jak zacząć żywieniowy detoks w następnym poście.

Trwalsze i głębsze okaże się też twoje dobre samopoczucie, chociaż zmiana jedzenia często rozpoczyna ogólną przemianę człowieka. Dzieje się tak, ponieważ wszystko, co istnieje na świecie, również to, co jemy ma swoje specyficzne właściwości, wibracje, poziom energetyczny i jakościowy.

Jedne rzeczy są jak wysokoenergetyczne, czyste, doładowujące paliwo, inne są jak małowartościowe, zanieczyszczone energetycznie, czyli witalnie podróbki paliwa. Jedne i drugie mają ogromny wpływ na nasze organizmy, totalnie zależne od super precyzyjnych komputerów, jakimi są nasze mózgi. Mózg wie “najlepiej”, choć najczęściej jego program jest ciut popsuty, niepełny, albo zawirusowany przejściami i trudnymi doświadczeniami. Zdrowe, lekkie, roślinne i jakościowe jedzenie pomaga mu się zresetować, przestawić na nowe wartości i tryby.

Bo kiedy twój mózg sądzi, że jesz coś, co zagraża twojemu życiu (reakcja alergiczna) i usiłuje cię przed tym za wszelką cenę ochronić, sygnalizuje twojemu ciału również stały podwyższony poziom gotowości. Nie masz obiektywnych powodów do stresu, ale jednak stresujesz się, jesteś napięty. Napięcie oczywiście wymusza na nas ratowanie się jakimkolwiek relaksem; sięgamy wtedy po to, co pomaga się rozluźnić, czyli jakiś zmulacz typu ciastko, albo tłuste danie i kółko się zamyka, bo to przecież te produkty nam szkodzą. Chwilowa ulga, okupiona kolejnymi godzinami wysokiego napięcia w ciele.

Jak z tego wszystkiego wybrnąć? Przecież tyle razy próbowaliście diet, albo przysięgali na groby babek, że nigdy więcej, i co? Porażka za porażką, poczucie winy i przede wszystkim przekonanie o własnej słabości. No bo każdy ci mówi, że wszystko zależy od twojej woli. Ale przecież to tylko kawałeczek prawdy. Większą prawdą jest to, że najzwyczajniej w świecie jesteśmy uzależnieni od tego, co jemy i co nam szkodzi. Żadna to Ameryka – mechanizmy działania mózgu, stymulowania różnych obszarów przyjemności, albo regulowania hormonów są już bardzo dobrze znane. Dopóki nie wyrównasz biochemii w mózgu, dopóty mózg będzie się sam “regulował” tym, co uzna za słuszne swoim wadliwym programem.

Pomoc i najprostsza i jednak bardzo nieprzyjemna jest właściwie jedna, zwłaszcza jeśli nie możesz liczyć na swoją silną wolę – detoks, czyli lekka głodówka. Różnie ludzie to robią, czasem tylko o wodzie, czasem o wodzie z cytryną czy miodem, czasem piją albo jedzą jakieś bardzo monotematyczne historie.

Ja stosuję najprostszą i w moim odczuciu najprzyjemniejszą i z tego co wiem też bezpieczną metodę, która przy tym jest dla mnie wykonalna – piję soki z owoców i warzyw przez kilka dni, mniej więcej tak długo, jak długo odczuwam najsilniejsze zatrucie. Potem powoli dodaję surowe warzywa i owoce, potem lekko gotowane, potem zaś wracam do swojego zdrowego odżywiania.

Napiszę o tym w osobnych postach, tymczasem możecie się zastanowić, czy nie potrzebujecie się zmotywować do działania choćby na krótki czas, który pomoże organizmowi jakoś się postawić na nogi i zwyczajnie odpocząć. Jestem dziś w ósmym dniu od początku detoksu, prawie już jem normalnie (ale bez swoich alergenów) i czuję się prawie dobrze. Muszę tylko bardzo uważać na to, co jem, ale przynajmniej znowu mogę pisać, zamiast tylko oglądać seriale. Powodzenia i wam!

Trzeci dzień postu, pierwszy raz odczuwam jakiś głód, więc decyduję się na zielony koktajl na soku jabłkowym, z granatem, pomarańczą i jabłkiem, z dynią, brokułem, kalafiorem, cukinią, papryką, kalarepą, sałatą, kap. pekińską, natką i koprem i imbirem.

Trzeci dzień postu, pierwszy raz odczuwam jakiś głód, więc decyduję się na zielony koktajl na soku jabłkowym, z granatem, pomarańczą i jabłkiem, z dynią, brokułem, kalafiorem, cukinią, papryką, kalarepą, sałatą, kap. pekińską, natką i koprem i imbirem.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz