Dostałam pytanie od Magdy odnośnie zielonych koktajli:
Hej, mam pytanie odnośnie zielonych koktajli – uzyskujesz super gładką konsystencję z zieleniny? Czym je blendujesz? Ja walczę – w obecnej formie muszę je nieco w siebie wmuszać, a one przecież mają być smaczne…
Blendować można w zwykłym blenderze do koktajli, takim z naczyniem z nożami w środku. Im jest mocniejszy silnik, im więcej stalowych części, tym blendowanie jest prostsze i szybsze. Jeśli nie można mieć blendera z dzbankiem, można kupić nawet taki zwykły ręczny – wtedy trzeba po prostu ciąć warzywa i owoce na mniejsze kawałki i robić to dłużej i wolniej.
Im dłużej maszyna działa, tym gładsza wychodzi konsystencja, ale proces nie trwa dłużej niż 2, 3 minuty. Pięć, jeśli w trakcie doprawiam i dorzucam dodatki. Tyle właśnie trwa przygotowywanie sycącego śniadania na dobrych parę godzin. Może ciężko uwierzyć, ale taki zielony koktajl to bomba odżywcza witamin i fitozwiązków, superfood, który naprawdę dodaje siły.
Nie trzeba i nawet nie warto blendować swojego koktajlu na całkiem gładko; spokojnie można zostawić trochę nierozbitego błonnika z części roślin, bo tyle soku co dostaniemy ze zmiażdżonych komórek i tak wystarczy na dożywienie się.
Koktajli nie można w siebie wmuszać, jest to pozbawione sensu działanie, które wcześniej czy później odstręczy nas od tego rodzaju fantastycznie zdrowych posiłków. Guru zdrowego gotowania, Joel Fuhrman, cały czas kładzie nacisk na smak tego, co jemy. Każda zdrowa dieta przegra z niezdrową, jeśli nie będzie nam dobrze smakować. To co jecie, musi wam smakować, chyba że łykacie pigułki…
Wiadomo, że są jakieś zasady robienia zielonych koktajli – z definicji powinny zawierać zielone rośliny. Ale przecież nie wyłącznie. W blendowaniu chodzi głównie o to, żeby włókna komórek roślinnych rozbić po to, żeby wyciągnąć z nich jak najwięcej wartościowego ekstraktu. Blender to tak naprawdę nasz super sprawny układ miażdżący, czyli sztuczna szczęka. Żeby wydobyć z rośliny to, co robi za nas blender, musielibyśmy ją bardzo bardzo długo żuć – na miazgę. Trochę brakuje na to czasu, zważywszy, że nie żyjemy jak krowy na pastwisku i nie zawsze nam do twarzy z sałatą między zębami. Szczególnie, że żucie warto zarezerwować na prawidłowe gryzienie np. zboża, czy mięsa, które do trawienia wymagają enzymów ze śliny.
Jeśli więc koktajl nie smakuje, trzeba zmieniać mu składniki i proporcje tak długo, aż zacznie się nad nim stękać i mlaskać. Dosłownie. Pamiętajcie jednak, że wciąż powinno w nim być więcej zieleniny niż owoców. Same zmiażdżone owoce uwalniają za dużo łatwego cukru, co destabilizuje śledzionę.
Najprostszą bazą zielonego koktajlu jest taki komplet:
- Mleko sojowe, banan, sałata masłowa lub/i młody szpinak, sezam.
Przyjmuje się, i mi się to sprawdza, że na śniadanie potrzebujemy mniej więcej pół litra koktajlu na jedną osobę, do przygotowania więc, trzeba będzie około:
- szklanki mleka roślinnego/wody,
- jednego dojrzałego banana,
- 3-5 liści sałaty,
- łyżkę sezamu/pół awokado.
Ta kompozycja daje napój mniej więcej łagodny, bez dokuczliwego charakteru, przez co nadaje się do dowolnych połączeń i praktycznie ze wszystkim pasuje.
Co można dodać?
- Maliny, borówki, jabłko i każdy inny owoc – zaleca się jeden rodzaj na raz, żeby nie zrobiła się jedna wielka szara papa. Świetne wychodzą ze słodką pomarańczą, albo dojrzałym ananasem.
W ogóle trzeba pamiętać o wybieraniu jak najbardziej dojrzałych owoców. Im dojrzalsze i słodsze, tym lepiej zaspokoją nasz głód na słodycze i zabezpieczą przed zjadaniem śmieciowego jedzenia. Jeśli owoce mamy kwaśne, a np. morele po zblendowaniu najczęściej dają kwaśny posmak, możemy koktajl dosłodzić kilkoma daktylami lub małą garścią rodzynek (namoczonych). Samego dominującego owocu powinno być około 1/3 objętości bazy, ale to sprawa naprawdę bardzo indywidualna, trzeba sobie wypraktykować proporcje pod własny gust.
Zielone koktajle nie muszą i nie powinny być z samych zielonych liści. One mają mieć w bazie zieleninę, bo chodzi o dostarczenie sobie fitozwiązków i witamin akurat z tych najwartościowszych roślin codziennie.
Osobiście do koktajlu z zieleniny lubię dorzucać:
- Rukolę, kapustę, ogórka, gałązkę zielonej pietruszki, świeże zioła (miętę, bazylię, kolendrę).
Lubię też mieć je mniej słodkie, a bardziej roślinne, trawiaste. Dosypuję też zresztą po łyżeczce młodej trawy jęczmiennej, ale inni wasi domownicy mogą bardziej polubić inne dodatki i proporcje. Wszystko jest kwestią indywidualnych upodobań, najważniejsze jednak, żeby znaleźć sposób na zaspokajanie własnych potrzeb i tak komponować ten (najlepiej) pierwszy w ciągu dnia posiłek, żeby nas w pełni usatysfakcjonował. Po jakimś czasie tak bardzo uzależnia się od ich picia, że rozpoczęcie poranku dla koktajlowca bez koktajlu, to jak dla kawiarza początek dnia bez kawy…
Dziś zrobiłam taki:
- szklanka mleka sojowego,
- 1 banan,
- 6 liści sałaty,
- garść rukoli,
- duży ogórek,
- pół szklanki borówek leśnych,
- łyżeczka sezamu,
- 1 łyżka rapadury (nieoczyszczony cukier trzcinowy – można zastąpić 3-4 daktylami).
Wyszedł bardzo rześki, lekko kwaskowy, świetny na lato!
19 komentarzy
Jestem na początku drogi w eksperymencie z zielonymi koktajlami. Ogólnie wychodzą mi wspaniale. I faktycznie trudno wyobrazić sobie początek dnia bez koktajlu. No dobra raz mi nie wyszedł. Nie wiem czemu z obowiązku wychłeptałam szklankę z niesmakiem, ale za to moje psy były wniebowzięte pijąc resztę 🙂 Ale ja nie o tym, nie o tym… Dziś zrobiłam koktajl swojego życia! Swojego początkowego życia zaznaczam, bo myślę, że jeszcze kolejne nowe przede mną 😉 Nie lubię słodkiego i mdłego, na czosnek, por, ogórek w koktajlu jeszcze dla mnie za wcześnie (strrrach), ale dziś na bazie konwencjonalnej uzyskałam wielka satysfakcję. Było: sałata masłowa, roszponka, bazylia, kolendra, kiwi, banan i pomarańcza. Bardzo odważnie jak na moje początki (zwłaszcza ta bazylia!) i.. CUDO! Dziękuję rr.
O widzisz! Aż sobie fotel przysunęłam, żeby lepiej wyobrazić sobie smak… Brzmi super, jak dorwę świeżą kolendrę to zaraz spróbuję.
Co do psów – dwa ostatnie miesiące życia mojej starej suki karmiłam ją takim jedzeniem – zblendowane zielone warzywa, gotowane strączki, kasze, orzechy… Zasklepiła jej się rana na nowotworze, guz przestał róść w oczach, a skóra pękać. W dodatku suka wciągała to jedzenie uszami! Nie lubiła tylko czemuś świeżego ogórka, choć papryka i cebula jej nie przeszkadzały 🙂 Uśpiłam ją ze starości, ale nie z powodu dużego nowotworu, który się jej zatrzymał po zmianie jedzenia. Jeśli twoim smakuje koktajl – dolewaj im do Royala :))
PS. czasem nie wychodzi. Tak to już jest, należy się pogodzić i albo wypić/zjeść karnie, albo obdarzyć psy 🙂 Jak ci nie smakuje, to dokładnie przypomnij sobie składniki i proporcje – po zastanowieniu znajdziesz, co było niepotrzebne, albo za dużo czy za mało.
Świeża kolendra u mnie na parapecie. Zapraszam.
Psy wylizują z zapałem blender. Royal wybacza.
Wymienię kolendrę na coś, co chcesz?
agar. ale kłamałam. zrobiłam dziś guptę i szlag trafił kolendrę – czyli pożarłam. jest jeszcze kilka marnych łodyżek :-/
agaru mam akurat sporo 🙂
Natomiast odkryłam dziś cudowne źródło zieleniny dla sieroty co sama wcina naturalne (innymi słowy: typowe opakowanie zielnego, bądź główka którejś tam sałaty nie przetrzymują próby czasu dla jednej osoby). I tu przyszło mi w sukurs Tesco (krypto bądź nie reklama?). Oni tam na stoisku mają takie sałatki, co je zwą regionami (na moją wiedzę dość swawolnie). I te sałatki mają w składzie różne zielone co ja je wrzucałam w różnych proporcjach z pojedynczych pojemniczków, bądź główek, podczas gdy reszta więdła. A tu proszę, dla przykładu jeden woreczek co kryje w sobie: frisee, escarola, radicchio i rukolę. I jeszcze na wypadek gdybym była lekko upośledzona w temacie (a niewątpliwie jestem) na opakowaniu wszystkie te czarowne roślinki uzdjęciowione! Szaleństwo! 🙂
Jak tylko jest zielone to wcinaj 🙂 czy sama sobie zrobisz miks, czy kupisz gotowy – w ogóle nie ma znaczenia. Takie miksy są chyba we wszystkich większych sieciówkach. Można nawet pomarudzić i powybierać, które smakują lepiej 🙂
O bogowie! Mix to będzie to! Dziś wypiłam duszkiem trzy szklanki z mixu Tescowego pod nazwą “sałatka florencka”. Więc piłam frisee, szpinak baby, escarolę, radicchio i lolo rosso (cudna nazwa! 😉 i piłam i piłam i byłam w raju! Polecam!
Wygodne na pewno 🙂 Lolo rosso po naszemu tak pięknie nie brzmi – sałata strzępiasta 🙂
Nie obdzieraj mnie z marzeń! 😉
Wygoda wygodą, ale ten smak! Ani jednego ziółeczka nie dodałam, a kombinacja wspaniała!
no właśnie, koktajl lolo brzmi lepiej 🙂
Renatko, a jak uważasz czy wystarczą dwa lub trzy liście jarmużu lub 2 – 3 “patyki” selera
naciowego w stosunku do szklanki jagod lub malin , jednego banana , jednego mango, jednego kiwi i szklanki mleka sojowego + oczywiście siemie lniane?
Trochę mnie przestraszyłaś tą informacją, że owoce rozdrobnione destabilizują śledzionę.
A koktajle w takich proporcjach jak wymieniłam piję już prawie od 3 miesięcy!
pozdrawiam,
Agata
nie ma znaczenia ile tego wrzucisz, ważne, żeby nie pić wciąż tego samego, tylko zmieniać. Ważne, żeby używać jak najróżniejszej zieleniny i owoców, bo tylko tak sobie dostarczamy zróżnicowanego budulca.
Tak, wiem o tym, zmieniam często, czytałam w książce Victori Boutenko, że jak piła z córką
codziennie koktajl z jarmużem to dostały coś w rodzaju paraliżu twarzy z jednej strony,
Chodziło mi raczej o to ile ma być zieleniny?
pozdrawiam,
Agata
zależy co tam jeszcze dajesz. jeśli słodkie owoce, to nie może ich byc za dużo, jeśli jagody, to może. zieleniny powinno być jakieś 50% i więcej, ale to zależy też, czy dajesz różną czy nie. wydaje mi się, że ważniejsze jest, żebyś to sama poczuła swoim ciałem. chcę to i to, tyle i tyle. zwykle w przepisach jest podane porcja zieleniny. zobacz sobie jak robi koktajl np. dr. Fuhrman, są instrukcje na YT i na jego blogu.
Dziękuję Renatko za odpowiedz, przepraszam, ze tak pózno ale mialam laptop w serwisie
pozdrawiam,
Agata
nie ma problemu, mnie też życie wciąga w różne sytuacje, a ostatnio to szkoda gadać 🙂