Teraz to już musicie mi uwierzyć na słowo – FANTASTYCZNA soja mi wyszła, o niebo lepsza od mojej standardowej soi z cząbrem, pomidorami i czerwonym winem.
Przysięgam, że nie wiem dlaczego, ale ma taki bardzo przyjemny posmak bardzo świeżej, bardzo młodej wątróbki cielęcej, idealnie ściętej na cebuli… O ile ktoś jest w stanie znieść wątróbkę. Jeśli nie, niech się nie przeraża, to nie jest dominujący, ani intensywny smak; raczej jego wspomnienie, delikatna sugestia smaku.
Sama czarna soja niewiele różni się swoją bezbarwnością od soi białej, choć jednak ma bardzo delikatnie podkreślony fasolowy smak. Białej soi praktycznie nie lubię przygotowywać – po pierwsze dlatego, że nawet certyfikowana organiczna wydaje się być podejrzana o modyfikację (prawdziwa soja podobno już wyginęła na ziemi, choć banki nasion rzekomo jeszcze ją mają). Po drugie i może nawet ważniejsze – jest najbardziej bezpłciowym strączkiem, jaki został wymyślony we wszechświecie. Jeśli myślę o kosmicznej żywności syntetycznej, złożonej ze wszystkich składników odżywczych, ale pozbawionej zupełnie smaku, widzę soję…
Za to soja ma jedną bardzo ciekawą właściwość – strasznie jest chłonna i przesiąka wszystkim, z czym się ją przygotuje. Pod tym względem jest zupełnie nawet zjadliwa. Widziałam niedawno czerwoną soję – też chcę ją wypróbować, tymczasem ta czarna jest spoko. Dodatkowo szybciej mi się namoczyła, w parę godzin, i szybciutko ugotowała. Wstawiłam ją do szybkowaru i w mniej niż godzinę była gotowa. Z białą soją różnie to bywało.
Tak więc, wracając do przepisu – dobrze byłoby się trzymać mniej więcej składników.
Potrzeba:
- 250 gr namoczonej czarnej soi,
- łyżeczkę cząbru,
- ok. 10 cm wodorostu kombu,
- mała łyżeczka oliwy,
- 2 cebule,
- 15 cm zielonej części pora,
- liście z całego pęczka rzodkiewki,
- 5 suszonych pomidorków,
- 1 łyżka dobrej musztardy gruboziarnistej,
- sok z 1/2 cytryny,
- płaska łyżeczka szarej soli morskiej,
- 1 łyżka sosu sojowego,
- 2 łyżki sosu z granatów Narsharab,
- 1 mała cukinia.
Czytajcie zawsze skład musztard – nie powinno w nich być nic więcej poza octem (dobrze jak jest jabłkowy), gorczycą, solą i ew. jakimiś przyprawami czy ziołami, jeśli jest smakowa. Może mieć sól, nie powinna zawierać za to cukru, ani różnych wypełniaczy. Ja czemuś uwielbiam organiczną musztardę gruboziarnistą Zwergenwiese, której mały słoiczek kosztuje jakieś 9, 10 zł, ale… No po prostu mogę ją jeść łyżką i do wszystkiego, nawet na posmarowanym po prostu liściu sałaty. Jest więc prawdopodobne, że to ona przyczynia się do smaku całej potrawki.
Wykonanie:
1. Z namoczonej na parę godzin czarnej soi zlewam wodę i nastawiam do szybkowaru na około 50 minut na małym ogniu razem z cząbrem i kombu w wodzie na ok 2 palce ponad soję. Jeśli nie macie szybkowaru, trzeba ją będzie gotować dłużej pod przykryciem. 1,5 h może, trzeba sprawdzić, kiedy zmięknie. Białą soję ciężko jest rozgotować, nawet zupełnie miękka nie rozpada się, ale wtedy naprawdę smakuje gorzej niż nijak. Czarną gotowałam pierwszy raz, nie mam doświadczenia. Wyłączyłam na oko, kiedy para zaczęła pachnieć ugotowaną soją.
2. Na dużej zimnej patelni rozmaziałam tę odrobinę oliwy i rozłożyłam równo posiekaną cebulę i pora. Lekko obsmażyłam, kiedy zaczęły wysychać, dolałam trochę wody.
3. Dodałam musztardę, sól i posiekanego drobno pomidora, dokładnie rozmieszałam i przykryłam na 5 minut.
4. Dodałam posiekane liście rzodkiewki, całość dokładnie skropiłam cytryną, przykryłam na 2, 3 minuty.
5. Dodałam ugotowaną soję razem z niedużą resztką wody, wymieszałam, doprawiłam sosem sojowym i Narsharabem.
6. Dodałam skrojoną dość drobno cukinię, podusiłam to ze 3 minuty (odkryte lub zakryte, zależnie od tego, ile masz wody i co chcesz z nią zrobić. Potrawka nie powinna pływać, ale dobrze, żeby miała trochę swojego sosu).
Smak jest fantastyczny, bardzo złożony i bogaty, a przynajmniej jest kompletnie w moim stylu. Nie zawsze to się zdarza, ale mojemu synowi też bardzo smakowało – najczęściej mówi, że może być, teraz powiedział, że dobre. To naprawdę spore wyróżnienie.
Generalnie podejrzewam, że w całej potrawce najmniejsze znaczenie ma soja, i że spokojnie można ją zastąpić inną fasolą, choć mnie najbardziej wprasza tu się fasola również czarna. Może potem czerwona adzuki, potem kidney, a dopiero na samym końcu któreś białe. Nie dawałabym do tego zestawu zielonej mung, ani nie łączyłabym tego z soczewicą. Być może odrobina pieczarek lub lepiej boczników nie zaszkodziłaby. Shitake chyba też byłyby świetne. Dobrze sprawdziłyby się ziemniaki obok na talerzu. Nie prosi się surówka, ale mogłaby się tu odnaleźć odrobina delikatnej, młodej kiszonej kapusty. Co jeszcze? Winne jabłko…
Koniecznie napiszcie, jeśli udało się wam złożyć taką potrawkę. Jak wyszła, z czym podaliście? Liczę na was, bo jestem nią bardzo podekscytowana…
1 komentarz
Wygląda smakowicie ?
Ja też lubię komponować, więc dokładnie takiej wersji nie zrobię, ale na pewno ten sposób mnie zainspirował!
Dziękuję.