Slow Day by Renata

written by Renata Rusnak 2 kwietnia 2014

Mieszkam na obrzeżach miasta, w starej dzielnicy, w której wciąż jeszcze pełno drewnianych domów, kur, sąsiadów w gumiakach i psów na łańcuchach. Dookoła na horyzoncie niby widać wysokie bloki, ale tu gdzie mieszkam jest zwyczajna wieś. Mam parę minut na tramwaj i dokładnie 20 minut z mojego przystanku pod Pocztę Główną, ale i tak lubię zostawać w domu i z niego nie wyłazić całymi dniami. Zakopuję się w sieci i w pracy i tyle mnie widzieli. Czasem wyłażę jak niedźwiedź z gawry i wtedy chce mi się wszystkiego – ludzi, jedzenia, widoków, słonka, spotkań, sytuacji.

Dziś właśnie wyszłam. Spotkałam się o 13 z ludźmi od Kina w Kuchni, odprowadziłam Lesyę do pracy, wróciłam do Rynku, wstąpiłam do swojej ulubionej warzywnej stołówki, Chimery, przeszłam całe Planty po trawie i wiosennych kwiatkach, obeszłam Wawel ulubioną trasą od strony Wisły, pogapiłam się na ludzi, minęłam Na Skale i Katarzyny, skręciłam w Bożego Ciała do Tortów Artystycznych, wzięłam kawę z drippa i 2 ciastka na wynos, wstąpiłam do Przemka, zjedliśmy ciastka, poszłam przez Kazimierz na Zabłocie, zabrałam od Agi zostawioną tam marynarkę, podprowadziłam ją spokojnym spacerem na Podgórze, wstąpiłam do Ireny na dłuższe gadanie i ziołową herbatę i po 22 byłam w domu. Synek jeszcze nie spał i nawet zadania robił. Dostał jeść do stołu, potem buzi, a ja mam to słońce i te kwiaty i tych ludzi w sobie i tak mi  z tym dobrze, aż nie mogę się doczekać, żeby zerwać się rano i zabrać do pisania…

Życie jest takie piękne, jeśli się je od czasu do czasu przespaceruje bez specjalnego celu i planu.

"Wchodzę w to"

Może Cię zainteresować