Bardzo dziwacznie do tematu diety podszedł na swoim blogu Blurppp Irek Wis. Napisał bowiem, że Slow Foodowi zagrażają wszelkie działania dietetyczek oraz aktywistek sportowych, obierając sobie za szczególnego wroga Ewę Chodakowską. Ich niechęć do tłustego jedzenia ma być podstawą do obaw o przyszłość jakościowego jedzenia, zaprzeczeniem wszelkiego smaku. Wis upatruje w niej, jako symbolu pewnego trendu, wręcz zagrożenie dla przyszłych pokoleń. Jako autorytet Chodzia nie powinna promować świadomego kształtowania mięśni i pozbywania się tłuszczu, bo to w opinii mojego kolegi blogera… nieodpowiedzialne. (czytaj dalej).
Kategoria niby “półżartem” i pewnie nawet puściłabym ją mimo uszu, gdyby Irek nie dopisał na swoim fejsie, że Chodzia jest “tak chuda, że nawet kijem by jej nie tknął”. #serio #uśmiech.
Mój ulubiony samczy argument, którego szczęśliwie oszczędził czytelnikom we wpisie – mnie się Chodakowska nie podoba, więc Chodakowska jest zła, brzydka i nieapetyczna. Uwielbiam, jak faceci nie stawiają sobie pytania, czy w drugą stronę licząc, oni się kobietom podobają? Stopień własnej atrakcyjności jakoś nigdy panów nie zastanawia. Oprócz tego uwielbiam fakt, iż każda kobieta ma obowiązek podobać się wszystkim oraz żyć tak, żeby zadowolić wszystkich. #brawo
Strasznie jednostronne i tendencyjne podejście do tematu, które bardzo mnie mierzi. Sama nie uprawiam sportów i nie rzeźbię ciała, bo brakuje mi wytrwałości i samozaparcia, a głównie dlatego że mi się nie chce. Nie znaczy to, że mam śmiać się naturze w twarz i mówić, że tak, stworzyła człowieka-sabarytę po to tylko żeby leżał i żarł. Im tłuściej tym lepiej. Aż za dobrze wiem sama po sobie, że jeśli w ciągu dnia nie poruszam się choć trochę, okupię to wielkim bólem kręgosłupa, a nawet mięśni. Mówienie młodym ludziom, urodzonym przed telewizorem i komputerem, że sport jest szkodliwy uważam za właśnie tak szkodliwe i nieodpowiedzialne, jak oskarżanie Chodakowskiej o zły wpływ na młodzież.
Oprócz tego, sądzenie całego świata tylko po sobie jest zwyczajnie egoistyczne. Znam masę osób, którym intensywne ćwiczenia sprawiają ogromną przyjemność, nie mniejszą niż dają smaczne posiłki. A że osiągają przy okazji świetne efekty zdrowotne, to jakimże prawem ktoś miałby im tego odmawiać? W ogóle to chyba pierwszy raz w życiu spotkałam się z twierdzeniem, że ruch i wysiłek fizyczny szkodzą. Może dlatego, że to nieco absurdalne?
Lubię Slow Food i od wielu lat bardzo cenię ten ruch, promując jego ideę i styl życia, niestety umiar trzeba znać we wszystkim. Nieumiarkowanie w jedzeniu i piciu, zdaje się tak brzmiał grzech główny, o wyczynowych biegach i ćwiczeniach nie było zaś mowy. Podobnie jak wszelkie doświadczenia na sobie i innych, badań naukowych nie wskazując, jadłospis Chodakowskiej jest dla człowieka właściwszy.
Powiem więcej – takie szczupłe i roślinne jedzenie naprawdę BARDZO smakuje. Zwyczajnie trzeba przetrzymać detoksykację, dać czas mózgowi na przestawienie neuronów, które ewolucyjnie przystosowały się do wyszukiwania jak największej ilości kalorii jak najmniejszym wysiłkiem. Bo kiedyś tylko to pozwalało przetrwać długie okresy głodu, dziś już nieznane w tych warstwach społecznych, które stać na jedzenie. A kiedy już się człowiek przestawi, nagle okazuje się, że prosta sałata daje tyle życiodajnej energii, że na samą myśl o mięsie pęka wątroba.
W związku z tym absolutnie nie zgodzę się, że istnieje coś takiego jak wojna dwóch przeciwnych sobie nurtów fitnessowcy z Chodakowską na czele i slow-foodowcy z wymienionymi w tekście “dowódcami”. To przecież są dwie różne frakcje tej samej armii, walczącej z przemysłowym jedzeniem i sztucznym stylem życia. Przecież realnym zagrożeniem dla kondycji, zdrowia i nawet życia ludzi nie jest sport ani dieta wege, lecz przemysł spożywczy i wielkie koncerny, które de facto rządzą światem. #wakeup