Krótki komentarz do rzeczywistości

written by Renata Rusnak 23 lutego 2016

Dziś pomyślałam, że zbyt długo zaniedbuję blog, prawie na nim nie pisząc. Po części przez to, że pracuję – już prawie od roku – nad książką (nie o gotowaniu!). Głowa może być w jednym miejscu na raz, ale ostatnio nawet na fejsa częściej wrzucam codzienne memy i virale niż krótkie bodaj komentarze do rzeczywistości. Częściowo dlatego, że rzeczywistość sama nie wie czego w tej chwili od siebie i od nas chce, częściowo dlatego, że świadomie nie chcę brać udziału w kotłującej się walce, gniewie i nienawiści, że tego odmawiam. Przyglądam się z boku, trochę cierpię widząc co się dzieje i w Polsce i na świecie, ale już jesienią postanowiłam się z tego wycofać. Dlatego proszę o wybaczenie, choć wiem, że część moich czytelników spodziewa się po mnie opinii, oczekuje na jakąś reakcję.

Ale ja nie mam opinii. Poza jedną – jako ludzie zobligowani jesteśmy do czynienia dobra i musimy dążyć do miłości. Tak powiedział Jezus, tak powiedział Budda, tak mówił każdy prorok, mesjasz, mędrzec i nawet zwyczajny, dobry człowiek, jaki chodził po Ziemi. Gniew, złość, pretensje, żal – to wszystko są tematy na terapię i terapię gorąco polecam każdemu, kto czuje się ofiarą, lub żyje w przekonaniu niesprawiedliwości czy zagrożenia. Warto. Dla siebie samego warto pracować nad negatywnymi emocjami, bo piękniej żyje się, kiedy własne wnętrze promieniuje spokojem. Bo rzeczy stają się możliwe do osiągnięcia, kiedy jest się wewnętrznie spójnym, spokojnym, ufnym.

Bo dobre myśli kształtują dobrą rzeczywistość, a złe myśli kształtują złą.

Dlatego mnie nie ma w tym złym myślokształcie szukania winnych, rozdrapywania ran, nawoływania do zemsty, strachu przed tym czy innym obcym, wrogiem. Na końcu tych emocji zawsze stoi wojna, bo wojna jest jedynym narzędziem, jakie ludzkość wynalazła, by nauczyć się pokory, wybaczenia i miłości. To najskuteczniejszy środek do rozładowania zbyt silnych, negatywnych i agresywnych emocji, które nie mają innego ujścia. Mamy jednak XXI wiek i od dobrych stu lat mamy również psychoterapię. To przecież lepsze rozwiązanie od wojny.

Dlatego zamiast oceniać, winić, stukać się w głowę, gorszyć, brać te czy inne strony wolę skupić się na pracy nad swoimi własnymi ograniczeniami, obciążeniami, fałszywymi przekonaniami. Wolę uczyć się pokory przez dokładne i uczciwe zaglądanie we własne serce i myśli. Przecież nie znam cudzych żyć, motywacji, doświadczeń – na podstawie czego mam je oceniać? Prawda, czasem nie wytrzymuję i zironizuję jakąś sytuację, albo westchnę zbyt przejęta by odpuścić, ale jednak nie chcę brać w tym kotle udziału. Chcę pracować nad sobą, bo tylko w ten sposób mogę uwolnić się z pretensji do innych, do świata, do partii, do grup społecznych o to, że coś mi złego zrobili. Nie, to my sami sobie źle robimy. Głosując, nie głosując, wspierając, zaniedbując, licząc się z cudzym zdaniem, lub myśląc tylko o sobie. I w ostatecznym rozrachunku tylko przed samymi sobą odpowiadamy za każdy jeden życiowy wybór, zachowanie, słowo, uczynek…

Gdyby ktokolwiek inny był w stanie zdjąć z nas odpowiedzialność za nas – zapewne wystarczyłoby mocy Jezusowi, by to uczynić. Tymczasem on udowodnił, że branie na siebie cudzej odpowiedzialności jest niemożliwe. Nikt za nikogo niczego odkupić nie może. Ani nie może zmienić, ani naprawić. Każdy ma do przejścia własną drogę i własną odpowiedzialność. Ale też Jezus pokazał wyjście, uczył tego wyjścia. On zwyczajnie uczył miłości i wybaczenia. Zamiast więc oddawać się paranoi, żądzy zemsty, poczuciu krzywdy, szukaniu winnych – gdzieś tam odszukajmy w sobie zdolność do kochania. Jako istoty żywe mamy ją w sobie, po prostu ją mamy, nawet jeśli wydaje się że tak nie jest. A jeśli się tak wydaje, jeśli nie potrafimy przezwyciężyć złości, gniewu, żalu – terapia, nie wojna, pomoże. To nie jest łatwe ani szybkie rozwiązanie, nie jest to droga na skróty. To raczej długa i żmudna droga, trwająca właściwie całe życie, jest jednak skuteczna. W dodatku im głębiej oczyszczamy własne serca i głowy, tym pełniej oddziałujemy na otoczenie.

Spokój i dobrobyt są w nas, nie na zewnątrz. Pracujmy nad tym, by na świecie zadziałała siła odśrodkowa, by to nasze spokojne wnętrza promieniowały na świat, a nie zło tego świata przenikało do nas, do wewnątrz. Siła jest przecież w naszej wolnej woli, a wola kreuje rzeczywistość. Pytanie, do której rzeczywistości chcemy dołączyć swoją moc twórczą i swoje wsparcie?

Janek Koza dla gazeta.pl

Janek Koza dla gazeta.pl

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz