Jest taki wieczór, kiedy z pozoru nie dzieje się nic. Zbliża się cisza – nadal nie stanie się nic. Spokojnie sączę wino, którego między nami prawie nie było. Nie mam o nim złych wspomnień, ani dobrych, ani bliskich ani dalekich. Po prostu piję przyzwoite wino. Zagryzam razowym żytem z powidłem i oscypkiem. Powoli, metodycznie, gotowa dopiero jutro odczuć i udźwignąć cały ten ból.
Kropla wina z Orvieto, którego nie zobaczyłam by między nami nie wywiązała się wspólna historia, wylewa się na stół. Patrzę na nią i już wiem, że pozwolę jej zwietrzeć. Zostanie tu jak odcisk mamuta, albo odczucie, że kocham cię od początku istnienia.
Drugą kroplę wlewam do blendera.
Wsypuję kubek cieciorki, czarnej jak ziemia, która umyka mi spod nóg.
W gniewie uszarpuję pół pęczka pietruszki.
Ogniem z dłoni wyrywam kapuście kawałek serca.
Wielkim nożem do mięsa ciacham koniuszek pora.
Ponad potrzebę mocno miażdżę orzechy, których nienawidzisz.
Pogrążając się w kłamstwie, wrzucam daktyla i łyżkę sosu z granatów dla osłody.
Całość spajam leczniczą właściwością wody.
I blenduję. Metodycznie szurając miękką łopatką po ubrudzonych ściankach, blenduję tę stajnię Augiasza.
Jeszcze sól na piekące rany.
Smaruję razowe żyto. Jest tak surowe jak twoje ostatnie spojrzenie na mnie. Gryzę, i bardzo powoli, wypełniam się narastającym spokojem. To, co nieuchronne na zawsze pozostanie w strefie duchowego dyskomfortu, lecz teraz, tutaj, patrzę na zdjęcie na mojej ścianie, które właśnie ty wskazujesz jako warte wydania pieniędzy. Wreszcie rozumiem te kraty i rozumiem odczucie związane z budzeniem się do wolności.
Pogłaśniam Sometimes Maxa Melvina i już wiem, dlaczego go słucham. Wstaję, prostuję ciało, wyprężam grzbiet. Rozkładam skrzydła. Dłońmi tańczę w powietrzu – znów widzę ich dawną moc. Rysują w eterze powidoki; ta postać zaraz wzbije się w przestworza. Krata w oknie nie znaczy nic, kiedy od samego spojrzenia sufit pęka. Zobacz, jak światło wydziera się z mojego rozwartego serca, wirem wybija mi ziemię spod stóp.
Już przyspieszam, już lecę, już płynę. To nie jest opowieść o zburzonej czułości.
Siedzisz z pustym kieliszkiem w ręku na swojej kanapie, kiedy mijam twój dom…