Odpowiedzialne reklamy Coca Coli? Imigranci w Dubaju

written by Renata Rusnak 9 maja 2014

Świat się zmienia, pisałam o tym już jakiś czas temu, bo wzrasta świadomość konsumencka w cywilizowanych częściach świata. Coraz więcej koncernów i korporacji przykłada wagę do poprawy swojego społecznego i ekologicznego wizerunku, bo zwyczajnie spada sprzedaż po każdym ujawnionym nieuczciwym zagraniu.

Bo tak, to właśnie my, konsumenci swoimi zakupami decydujemy o tym, na jak wielki wyzysk, zniszczenie, brak odpowiedzialności i chciwość przyzwalamy.

Dlatego od paru już lat coraz więcej widzi się kampanii reklamowych, podkreślających zrównoważenie i odpowiedzialność firm i producentów.

Nadal uważam, że jakiekolwiek, najmniejsze, symboliczne wręcz ruchy na rzecz zwiększenia tejże odpowiedzialności i zrównoważenia służą ogólnemu dobru, bo mimo wszystko docierają do szerszego, nawet niezainteresowanego i niezorientowanego odbiorcy, wywołując też pewne ogólne trendy. Im silniejszy trend, tym większy nacisk, tym większa możliwość wymuszenia ruchów nie minimalnych i pozornych, a prawdziwych.

Mimo to, warto stale stawiać sobie pytanie, do jakiego stopnia promowanie pewnych trendów jest w porządku, a kiedy jest takim samym wyzyskiem, jak sprzedawanie pierwotnym plemionom śmieci w zamian za prawdziwe dobra.

Świetne pod tym względem są reklamy giganta koncernowego i jednego z większych szkodników dla ludzkiego zdrowia – Coca Coli. Są wzorcowym przykładem do przestudiowania tego, jak nabić zachodniego konsumenta w butelkę.

Zobaczcie taką emocjonalnie naładowaną reklamę:

Można wzruszyć do łez, prawda? Aż mi zagrały wszystkie podstawowe odruchy społeczne – ojcowie poświęcający życie dla dzieci i ich edukacji, tęskniący bodaj za ich głosami, potrzeba kontaktu, troska, żony, których już nigdy nie zobaczą, bo wyemigrować jest łatwo, a potem wpada się w kierat i trzeba pracować stale (zapomnieli dodać, że większości z nich odebrano paszporty, oraz z wypłaty odbija się dług dla gangów za możliwość pracy).

No i ten widok uśmiechniętych, schludnych oczywiście imigrantów w schludnych noclegowniach…

Oto wkracza więc Coca Cola i niesie rozwiązanie dla świata – postawi w środku Dubaju dwie budki o kształcie puszki, oznakowane tak, że ślepy by zauważył, zrobi limitowaną serię kapsli i już globalny problem rozwiązany – mężczyźni ze środkowej Azji (czyli skąd?) mogą dzwonić do domów ile chcą, aż w kolejce staną…

Moje pierwsze pytanie brzmi: czy oni stoją w kolejce do budki telefonicznej i do kontaktu z rodziną (w biały dzień, kiedy powinni harować jako tania siła robocza na potężnych deweloperskich budowach, w jakimś szybie naftowym, albo 10 gwiazdkowych hotelach), czy może stoją w kolejce do fajnego, mobilnego automatu z colą, jak wszystkie zachodnie dzieciaki?

Moje drugie pytanie to: ile kosztuje butelka Coca Coli w stosunku do dziennych zarobków imigrantów i czy taniej niż 1 minuta rozmowy telefonicznej? Sześć dolarów według Coke wynosi średnia dniówka imigranta w Dubaju (w Dubaju, a ile wynosi w biedniejszych regionach, i ile w krajach Europy?).

Kolejne: czy najbiedniejsi ludzie na świecie naprawdę potrzebują ekstra niezdrowej Coca Coli, zamiast dostępu do czystej wody i do odpowiednich warunków higienicznych, podczas gdy powszechnie wiadomo, że napoje słodzone (a Cola bije tu niemal wszelkie rekordy) są po chipsach numerem 1 w wywoływaniu otyłości, chorób serca i krążenia?

Michael Moss w swoim niesamowitym śledztwie dziennikarskim, opublikowanym w książce Cukier, sól, tłuszcz poświęcił cały rozdział polityce uzależniania od cukru konsumentów przez ten koncern, koniecznie przeczytajcie.

Oraz czy nie potrzebują bardziej tego, by koncerny płaciły im uczciwie? Czyż nie lepiej byłoby zobaczyć reklamę Coca Coli przedstawiającą robotników własnych fabryk, otrzymujących uczciwe wynagrodzenie? A przecież nie zapytam nawet o to, z jakich źródeł koncern pozyskuje jeden z najbardziej brudnych produktów świata, czyli kawę?

Na koniec moje ostatnie pytanie: skąd oni wzięli takich czystych i zadbanych imigrantów w Dubaju? Tutaj ósma minuta, i uważajcie, bo nawet Jamie Olivier dał się nabrać…

Aczkolwiek – choć reklama ewidentnie robi nas w balona, zwraca uwagę na sytuację imigrantów w krajach, które wyzyskują ich jako tanią siłę roboczą.To jest ważne, żeby te problemy były jednak poruszane szerzej. Od nas, konsumentów zaś zależy, czy damy się oskubać sprytnemu gigantowi, płacącemu horrendalne pensje specom od marketingu w imię wyższych wartości i emocji, na które wrażliwe są nasze ludzkie sumienia.

Sytuacja z wyzyskiem i współczesnym niewolnictwem nie dotyczy wyłącznie krajów arabskich czy afrykańskich – również stosuje się europejskich, szczególnie zaś wielkich korporacji międzynarodowych. Proszę, nie łudźcie się, że nic takiego nie dzieje się niemal na waszych oczach, tuż za ścianą…

Pakistanian workers at Dubai

Zdjęcie z: http://art-for-a-change.com/, polecam artykuł.

Dubai workers, BBC

Polecam też materiał BBC. W Dubaju imigranci są współczesnymi niewolnikami.

A tutaj kilka niezakłamanych reklam społecznych. Oraz wpis.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz