Wydawało mi się, że zapiski te robiłam na papierze, ale przeglądnęłam dziś wszystkie swoje dzienniki i nie znalazłam nic. Okazało się, że spisywałam je już w swoim pierwszym laptopie – pięknej Toshibie Satellite T1800, z czarno-białym 11-calowym monitorem, Windowsem 93 i Wordem 2.0, za to grubej, pięknej i ciężkiej jak tort urodzinowy… Nie mam pojęcia dlaczego nie ma tu dat, bo teksty powstawały na przestrzeni kilku miesięcy, pewnie między kwietniem a październikiem 1996 roku i powinny być zapisane. Wrzucam z okazji osiemnastki swojego macierzyństwa.
I. Stał się cud. Niezrozumiały, niepojęty cud. Wspaniały. Na moim brzuchu wyrosły kwiatki. Powstało we mnie dziecko. Żeby choć Anioł Boży przyszedł, ale nie. Od zwykłego seksu masz dziecko! Kochasz się jak sto, tysiąc razy wcześniej i później, kochasz się zwyczajnie z mężczyzną i, Boże! jest dziecko. Rozkładam bezradnie ręce.
Pierwsza histeria minęła razem z różowym paskiem na teście. Testy nie powinny być w różowym kolorze. Przynajmniej nie dla tych, którzy nie marzą o bobasie. O tłuściutkim, roześmianym bobasie ze wszystkich ciążowych opakowań. Zobaczyłam różowy pasek, równoważny z wynikiem dodatnim i pomyślałam, że na pewno coś stało mi się w oczy, że zachorowałam i widzę odwrotnie, że to niebieski pasek się wyświetlił. Nic jednak z tego. Po kilku minutach przecierania oczu moja ciąża stała się faktem. A po kilku godzinach zaczęła mi się podobać. Postanowiłam, że śliczną mamą będę. A jakie dziecko urodzę!
II. Dziecko. Nijak pojąć nie mogę. A o tym powinno się wiedzieć. Byłam przekonana, że będę wiedzieć, że coś poczuję, poczuję się inaczej, że inaczej będziemy się kochać…
Pamiętam tę dnionoc; możliwe, że to tam, między obrazami, książkami, farbami, śrubkami, między ciasnymi ścianami jego pracowni stworzyliśmy ten cud, a może nawet dzieło sztuki. Wtedy jednak nie poczułam nic, prócz leniwej po seksie miłości. Powiedział: “to nic, to tak tylko”. I oto stał się cud, a ja poczułam, że wiosna idzie.
III. Boże mój, jaką śliczną mamą będę! Oszaleję od wymyślania strasznych rzeczy jakie mogą spotkać moje dziecko. Ktoś musi mnie stukać po głowie, kiedy zechcę je zamykać w złotej klatce. (Patrz: Boris Vian, Wyrywacz Serc).
IV. Bywały dni, że tęskniłam. Czasem tęskniłam zwyczajnie, a czasem można było od tego zwariować. Brałam wtedy moje dziecko wielkości sześciu, ośmiu milimetrów i prowadziłam po Krakowie, włóczyłam po starym Krakowie nocami, ulicami tak ciemnymi, że nawet bandziorzy się tam nie zapuszczali, włóczyłam parkami i nad Wisłą, do starych kościołów i po podwórzach, w brudne bramy i pod żydowskie kamienice i po prostu ulicami.
Tak do niego gadałam: patrz malutki, popatrz jakie to piękne. To gotyk, to barok, to Wisła, to wczesny socrealizm. Wyucz się tych miejsc na pamięć, może kiedyś też będziesz w nich szukał spokoju.
Światła na Wiśle. Białe, żółte, pomarańczowe, srebrne i złote. Wabią, nęcą, zalecają się. Jakby wystarczyło ręką sięgnąć, aby je mieć. Dziecino, to co piękne nie jest do zabrania. Jest do patrzenia. Będziesz wyciągać swoje małe łapcie do ognia, do wody, do gwiazd, a ja płakać będę, że nie mogę ci ich dać.
V. Jaro zaczyna się rozpychać – już prawie nie włażę w niektóre portki. Na lato kupię sobie kuse, przeźroczyste sukienki i będę biegać w złotym słońcu, aż cała nim przesiąknę i stanę się przeźroczysta.
VI. Mam dużą świadomość “bycia w ciąży”, ale nie tego, że mam dziecko. Boję się myśleć o tym, co będzie, kiedy mały się urodzi. I skąd ta pewność, że to syn?
VII. USG piersi. Wszystko w porządku, ale miałam schizofrenicznego cykora. Zaczęło mi przychodzić do głowy, że pewnie mam raka i trzeba będzie usunąć ciążę. Bardzo się zdenerwowałam. Do wieczora popadłam w skrajny pesymizm. Zostałam do nocy u Agnieszki. Dobrze jest czasem poopowiadać komuś o swoich świrkach.
VIII. Lało. Nad Wawelem puszczali sztuczne ognie. Lubię ognie, bo tak się wtedy bliżej robi do gwiazd. Kwiatami porósł mój brzuch. Stara Ukrainka pobłogosławiła mnie i powiedziała, że zapali za mnie świeczkę w cerkwi (to musiał być czerwiec).
IX. Piwo tak pięknie pachnie i smakuje mi szalenie i napadowo. Muszę się kontrolować, inaczej mały zostanie alkoholikiem. Wyraźnie czuję w środku “coś”. Okrągłe, miękkie, sterczące. Ciasno mi się z tym robi. Nie mogę się wygodnie położyć na brzuchu, bo mnie uwiera. Coraz częściej myślę, że będzie z tego dziecko, a nie tylko ciąża.
X. Przyszła paczka z Ameryki. Było tam kilka rzeczy na małe dzieci, więc mi je dali. Nie wiem, co się z nimi robi. Tak się dziwnie czułam, kiedy ich dotykałam, jakby dzieci mnie nie dotyczyły.
XI. Nocny spacer pomiędzy staruśkimi kamienicami. Zza rogu wąskiej uliczki wypłynęła maleńka, okrągła kobieta. Miejskie latarnie oświetlają ją, idzie, a jej cień staje się wielki i nie wiadomo już gdzie kończy się rzeczywistość, a co to baśń. Przestraszyłam się mimo woli. Chciałam małemu pokazać coś, gdzieś tu przecież było… Błądzimy chwilkę.
To nawet ciekawe, że znowu chodzimy w dwójkę. Przed tobą, dziecino, też było nas dwoje. Spacerowałam ze sobą. Ja i ja, moje osiągnięcia i pomyłki, świętości i grzechy, pycha i kompleksy, radości i smutki, rozum i serce, ja i ja i było z kim rozmawiać, całe godziny dyskusji. Teraz do ciebie przemawiam, szkoda, że jeszcze nie odpowiadasz, ale to nic, ja poczekam.
Będę ci bajki opowiadać, aż też pokochasz noc.
XII. Lekarz pokazał mi dzidziusia. Rozczuliłam się. To strasznie dziwne uczucie, takie maluśkie coś w środku.
XIII. W piątym miesiącu zdarzyło się, że otwierając drzwi po raz pierwszy zawadziłam nie cyckami i nie stopami, a brzuchem. Rozśmieszyło mnie to. Nigdy nie myślałam, że odstający brzuch może być problemem w drzwiach (pewnie lipiec).
XIV. Wczoraj w nocy pierwszy raz poczułam pod ręką, jak mały kopie. Bardzo byłam zdumiona. I wzruszona. Aż trudno uwierzyć, że cały człowiek może się zmieścić w takim małym brzuchu. Takie to małe, a tak wierzga! Jak stado koni. Cały brzuch zajmuje i jeszcze mu mało.
XV. Na wsi kazali mi zbadać mocz u zakonnicy-znachorki. Orzekła silne osłabienie organizmu, chorą wątrobę i potencjalne zagrożenie zatrucia ciążowego. No to natychmiast poczułam się źle i gdyby nie jutrzejsze spotkanie, od razu położyłabym się do łóżka i zachorowała. Mam pić ziółka. Kra kra. Nic mi nie było.
XVI. Przestaję myśleć. Odłączam mózg. Tak jest zdecydowanie wygodniej.
XVII. Sierpień . Maleńki, zsunąłeś się w dół i skrobiesz mnie po pęcherzu.
XVIII. Duży mam brzuch. A jeszcze urośnie drugie tyle. Aż się dziwię skąd się takie brzuchy biorą. Czasami nie mogę zrozumieć skąd u mnie dziecko i że to w ogóle dziecko, a nie tylko tłusty brzuch.
XIX. Opalałam się. Brat zapytał, czy mały się nie ugotuje, bo ma tam jak w garnku Zeptera. Wybieliło mnie od tej ciąży.
XX. Brzuch zrobił się twardy i wypchany. Mały tak śmiesznie się rusza. Cały czas myślę, że przestałam być atrakcyjna i seksowna. Nie wydaje mi się, żebym zbyt pięknie wyglądała, taka brzuchata. Dobrze, że w środku jest mały i że kopie czasami, bo chyba nie lubiłabym swojej ciąży.
XXI. Kupiłam sobie bilet do domu, czekałam pół godziny na autobus, potem popatrzyłam jak odjeżdża i dopiero po paru minutach pomyślałam, że chyba powinnam wsiąść. Musiałam czekać następne 2 godziny. Ciekawe czy to na tym polega otępienie kobiet w ciąży?
XXII. Mały zrobił sobie dyskotekę, szaleje jak sam czort. Nakopał mnie już tyle co za trzy dni.
XXIII. Wesele na wsi. Tuziny bab patrzyły na mój samotny brzuch ze zgorszeniem, ale robiłam cycki do przodu. Nigdy nie będę wstydzić się swojego dziecka.
Czytaj dalej o porodzie tutaj.