Dzienny jadłospis bio. Ciąg dalszy moich przeciętnych kosztów

written by Renata Rusnak 28 stycznia 2015

Ciekawe pytanie postawiła mi Ela o mój dzienny jadłospis bio i kosztorys. Aż się sama zastanowiłam, co właściwie jadam całymi dniami, twierdząc, że się nieprzyzwoicie przejadam.

Hej, mam problem z postem o kosztach Twojej diety. Kupuję suche produkty bio (strączki i węgle typu kasza, ryż), schodzi ze 120zł w miesiącu dla mnie samej. U Ciebie 50zł na 1,5 osoby i zastanawiam się, skąd tak duża różnica. Jem ogółem 1800kcal, więc nie za dwóch. Chciałabym się z kosztami jedzenia eko zmieścić w 600zł, ale jakoś mi się to w tej kwocie nie chce zamknąć, część muszę kupować standardową. Może umieścisz na blogu swoje przykładowe menu albo będziesz miała dla mnie jakąś radę? Pozdrawiam! Ela

Właśnie dojadłam resztę warzyw, które ugotowałam w poniedziałek (o, tych) i myślę, co od rzeczonego poniedziałku zjadłam?

Dzienny jadłospis bio (wersja dość dietetyczna)

W piątek byłam w Koziarni, gdzie jak zawsze przesadziłam, jedząc (prawie z ręki) wszystko, co pani Jadwiga Lorek podała. Jej chleby, ciasta, chrust, paluchy, sery, żur i wędliny. I kurcze nawet golonkę spod żuru. Czyli przegięłam na wszystkich frontach, przepijając to cydrami i winami Marcina Lorka. Po takim żarciu nic nie mogło być dobrze, więc całą sobotę i niedzielę byłam o jabłkach i pomarańczach, zresztą w Gdyni na See Bloggers nie było dla mnie za wiele do jedzenia. Zjadłam w sumie 3 jabłka, 1 awokado, 2 pomarańcze i 1 kalarepę w sobotę; wieczorem kupiłam (taki) obiad w Biowayu.

Drugiego dnia zjadłam 1 awokado, 1 pomarańczę, 2 jabłka i nieszczególnego falafela na obiad z trucka i razem przez oba dni paczkę bio chipsów z banana. Aha, i na miejscu jeszcze pewnie ze 100 gram orzechów różnych i suszonych jabłek od Lidla, który sponsorował konferencję. Piłam głównie wodę i trochę niedobrej kawy.

W poniedziałek ugotowałam duży garnek warzyw lekkim popołudniem (bo spałam po pociągu), które zjadłam również wczoraj i skończyłam dziś na śniadanie. Zużyłam do tego: pół dużego kalafiora, pół brokuła, ćwierć kapusty, 1 gałąź selera naciowego, ćwierć fenkuła, 1/4 pora, pół papryki czerwonej i trochę pieprzu. Wszystko bio, koszt łączny cholera wie, ale powiedzmy, że koło 10 zł.

W ciągu tych niecałych trzech dni zjadłam również z pół kilo jabłek, myślę że z pół kilo sycylijskich pomarańczy, jeden jogurt sojowy, może łącznie ze 2 łyżki ricotty od Lorkowej, podjadłam od syna 2 plasterki szynki z mangalicy, też od Lorków. Wydaje mi się, że zjadłam 1,5 opakowania wafli ryżowych, może trochę mi syn pomógł. Awokado 1 i trochę masła i niecałą łyżeczkę oleju z pestek dyni. Ukradłam synowi z 5, 6 widelców spaghetti, które zrobił na Lorkowej porchetcie, bo było wyjątkowo pyszne, a topiony tłuszcz z mangalicy po prostu pachnie jak cholera.

Zjadłam też kawałek chleba od Consonni, z 5 cienkich kromek. Z synem na pół zjedliśmy małą foremkę pasztetu z pestek z dyni bio, takiego jak tutaj na zdjęciu. No i może ze dwie łyżki sycylijskiej konfitury z czarnej morwy. Do tego jakieś 3 daktyle, parę migdałów niełuskanych i jakieś pół łyżeczki sezamu (posypałam dziś warzywa). Dwie śliwki w czekoladzie od Roshena, 2 lub 3 kostki gorzkiej czekolady i chyba raz posmarowałam wafla miodem. Wypiłam 3 herbaty: pu erh, lipę zbieraną z drzewa i jakąś mieszankę ziołową Yogi Tea oraz może szklankę soku jabłkowego od Lorków (bo piję z wodą). Czyli ile – 30 – 35 zł??

Wczoraj wychodziłam na miasto, więc zjadłam talerz sałaty w Wesołej, gdzie wypiłam też kawę, a potem odwiedziłam przyjaciółkę Lesyę z bezami od Consonni i zjadłam pół kładzionej i pół z kremem kawowym. W ciągu tych trzech dni wypiłam jeden mały, a i to darowany kieliszek wina. Czyli około 30 zł liczonych z puli jedzenia na mieście, nie z zakupów (patrz do tekstu o kosztach jedzenia bio).

Zawsze piję jedną kawę dziennie, najczęściej kupowaną w Coffee Proficiency za 25-35 zł paczka, ale od poświątecznego detoksu pijam połowę zwykłej porcji, więc nie wiem nawet jak to wycenić – 1,5 zł?

Strączków jak widać nie jadłam, poza ostatnim pasztetem z fasoli z Biowayu w sobotę, którego nie wliczam do wydatków. Dziś namoczyłam około 150 gr soczewicy zielonej, którą chcę ugotować na wodzie spod dojedzonych warzyw i z kaszą jaglaną 1:1. Będę to jeść też przez 2, 3 dni i pewnie też pomoże mi syn. 6-7 zł na 2 dni, czyli dziś 3,50 powiedzmy.

Jeszcze się zastanawiam, co wyparłam z pamięci, ale nie wiem. Pewnie skubnęłam sałaty i natki. Do wieczora jeszcze coś podjem, na pewno tę soczewicę i pewnie skończę połowę paczki wafli z czymś, co mi się nawinie. Awokado na pewno, bo leży już bardzo dojrzałe, do wieczora na pewno jakieś jabłka, pomarańcze… 8 zł?

Ile może kosztować mój dzienny jadłospis bio przy tych raczej wysokich cenach? Nie wiem, na ile w ogóle wycenić takie pojedyncze kęsy. Ja szamam jak królik wszystkiego po trochu, ale w niedużych ilościach. Powiedzmy, że to jest 56 zł na 3 dni, czyli 560 zł przejadam w 30 dni. Jeśli przeliczyć to, co zjadłam w knajpach na produkty, które mam w domu, to można dodać kolejną dychę, piętnaście złotych. Czyli jakieś dodatkowe 100-150 zł miesięcznie.

Moja ogólna uwaga do pytania Eli – strączki nie stanowią podstawy mojej diety. Żywię się głównie warzywami i owocami, kasze i strączki są dodatkiem. Nie prowadzę aktywnego fizycznie trybu życia, bo pracuję głównie przy komputerze. Oczywiście nie zawsze jem tak na pół detoksowo, czasem przyszaleję, ale jeśli mi się to zdarzy, to potem znowu wracam do większych restrykcji. Ogółem to się chyba równoważy. No nie wiem, ale coś  nie chce wyjść więcej, przy tym, że na ogół chodzę bardzo przeżarta i stękam, bo mnie boli żołądek…

Ale to chyba naprawdę tak jest, jak się je tę trawę. Fuhrman malował, jak wygląda żołądek w przeliczeniu na kilokalorie w jego skali ANDI (stosunek wartości odżywczych do kcal). Co zrobię, że trawa jest tania, a przy tym napycha i jest pożywna i wartościowa? 😉

PS. Koszt mojego wyżywienia nie jest tak niski ze względu na to, iż jadam za darmo, jak mi ktoś zarzucił. Wiem, kochacie takich blogerów, ja niestety należę do tej części ludzkości, która płaci za siebie, i to całkiem sporo. W powyższym zestawieniu za darmo znalazły się tylko garść orzeszków oraz lampka wina, którą zostałam poczęstowana. Wpisałam je, żeby zachować uczciwość informacji o tym, co zjadłam.

UPDATE, luty 2017. W tej chwili robię bio zakupy tak: suche przez Allegro, wszystkie ekskluzywne i rzadkie produkty w moim ulubionym sklepie Klubczyk na Mostowej w KRK. Warzywa z Lokalny Rolnik. W Warszawie świetnie działa Kooperatywa Dobrze. Zdecydowanie mniej jadam na mieście, bo mi się znudziło, oraz dlatego, że w niewielu miejscach gotują na dobrej jakości produktach. Nadal nie wychodzi mi więcej niż 600-700 zł na miesiąc za moje jedzenie.

Dzienny jadłospis bio

Przy okazji polecam strony i książki Julieanny Hever, fajna jest i pisze, jak mawia, dla żywieniowego idioty, jakim sama siebie określa.

Może Cię zainteresować

2 komentarze

Lodówa 1 czerwca 2017 - 14:24

Och, zazdroszczę, że dajesz radę 1 kawę dziennie 😛 Ja aż się boję moje policzyć ostatnio :/

Reply
Renata Rusnak 2 czerwca 2017 - 02:15

kiedyś piłam dużo, ale im zdrowiej jem i bardziej dbam o swoją kondycję emocjonalną, tym w ogóle mnie potrzebuję dopalaczy. tym, co bardzo pozytywnie i na długo ładuje są zielone koktajle na śniadanie. to akurat wybitnie superowa torpeda 😉

Reply

Napisz komentarz