Moje koty wychodzą do ogrodu. Zwykle, gdy zbliża się sezon kleszczowy, znajduję na podłodze wielkiego, tłustego kleszcza, który właśnie z jednego z nich odpadł. Zbieram je, topię w toalecie i jak najszybciej szukam psikawki. Koty i kleszcze – to musi być błyskawiczna, zmasowana akcja poprzez pełne zaskoczenie. Jeśli któreś drzwi w domu będą uchylone, tyle moich kotów widzieli. Podle czekam więc na śniadanie lub kolację, wyłapuję po jednym, wciągam do łazienki i pryskam trutką na te pijawki.
W ciągu lat doszliśmy już do tego, że wychodzę z psikania bez zadrapań, a koty nauczyły się, że trzeba poczekać aż wyschną i je wyczeszę. Inaczej wylizywanie skończy się potężną pianą z pyska i niekończącym ślinotokiem. Mniej już też paniki, i zaraz po wypuszczeniu z łazienki zbierają się po nagrody. Kiedyś w kolejce do psikania stawała również suka, ale z nią to każdy lek, zastrzyk czy zabieg to była bezproblemowa bajka.
Nagrody to jednak nie wszystko, o nie. Bez wprawienia mnie w miażdżące poczucie winy zupełnie się nie obejdzie. Znacie to, prawda? Trzy sekundy po tym, jak tylko siadam do biurka moje koty zjawiają się jak nocne mary.
Rudy przycupia bezpośrednio na moim biurku, pół metra po mojej prawej na godzinie 1.30. Blondi wskakuje do koszyka na parapecie, niecały metr ode mnie na godzinie 10, zaś Gruba zajmuje komputer, pół metra ode mnie, nieco pod stołem na godzinie 9. Czasu lokalnego.
I siedzą tak w zasięgu wzroku, wszystkie trzy, każde skierowane w moją stronę, pełne wyrzutów i złorzeczeń. Nadają na swoich kocich falach podprogowych tak wyraźnie, że prawie rozumiem poszczególne słowa. Nie mam pojęcia w jaki sposób udaje im się przybrać pozę tak idealnie oburzoną i cierpiącą zarazem? Tak perfekcyjnie wstrząśniętą, a jednocześnie skuloną i sponiewieraną?
Ach, to spojrzenie pełne wymówek spod półprzymkniętych oczu! To pełne wymowy i urażonej godności tkwienie jak cichy wyrzut na widoku. “Patrz, patrz, co nam zrobiłaś!”…
Oczywiście paraliżują mnie zapachem denaturatu antypchelnego. Po 3 minutach duszę się i mówię: “Basta, łajdaki. Kto wam każe się po krzakach szlajać, pchły do domu znosić?”. Nie mogę ich jednak w tej chwili z domu wyrzucić, żeby się gdzieś o piasek powycierały, im zaś honor nie pozwala schnąć z dala ode mnie – ten krzyż musimy udźwignąć razem.
Siedzimy więc tak sobie naprzeciw, patrząc wzajemnie na siebie spod przymrużonych oczu. Nie umiem odpowiedzieć na pytanie, kto kogo w tej chwili oskarża bardziej – czy ja je, czy one mnie. Na pewno wspólnie winimy kleszcze!
2 komentarze
Jest Pani zadowolona z fiprexu ?:)
Ja zdecydowanie byłam, przetestowałam wcześniej niezwykle dużo obroży dla kociaków przecipchelnym i nic nie dało takiego efektu jak ten preparat spot -on
Tak, przez wiele lat byłam, ale zeszłej jesieni po sąsiedzku wprowadziły się psy gdzieś ze Śląska i przyniosły odmianę wszołów czy czegoś, jakichś pchlich pomiotów, na które ani Fiprex ani nic ziołowego, ani nawet Frontline w wersji Combo nie działał. Dopiero pół roku lania ich Strongholdem pomogło… Ale już myślałam, że nic nie zadziała.