Dieta a styl życia. Tłuszcz, mięso i choroby

written by Renata Rusnak 16 kwietnia 2012

W piątek trzynastego zaliczyłam prywatną konsultację u dietetyczki medycyny stylu życia / medycyny żywienia, Małgorzaty Desmond, wczoraj zaś dwa jej wykłady o profilaktyce chorób nowotworowych i chorób serca. Bardzo dużo ciekawych rzeczy do wprowadzenia w życie.

W dużym skrócie, o co chodzi z tą medycyną żywienia/stylu życia?

Od lat 60. XX w. medycy w Stanach i w Zachodniej Europie zaczęli badać to, co nazywamy chorobami cywilizacyjnymi. Badali zachorowania i umieralność w swoich krajach oraz brak owych chorób i umieralności z ich powodów w krajach innych, głównie azjatyckich, ale również np. wśród Indian Południowoamerykańskich. Wszystkie te kraje, w których choroby cywilizacyjne nie występowały, charakteryzowała jedna cecha wspólna – dieta oparta na roślinach (Plant Based Diet), znikoma podaż tłuszczu i praktycznie brak białek zwierzęcych oraz oczywiście codzienny wysiłek fizyczny (długodystansowe marsze, praca w polu).

Początkowo zakładano różnice w genach, okazało się jednak, że badania na emigrantach tego nie potwierdzają – zarówno emigranci po przybyciu na Zachód, jak i rdzenni mieszkańcy po rozszerzeniu globalizacji i dotarciu do nich naszego stylu życia w ostatnich latach zaczęli chorować dokładnie w takim samym odsetku co nasi.

Od lat 80. badania nad wpływem diety i stylu życia na stan zdrowia i choroby cywilizacyjne nabrały tempa na różnych uniwersytetach i w ośrodkach medycznych po to, by w USA w 2010 doprowadzić do oficjalnego, rządowego uznania diety Dr Ornisha (są polskie napisy) za metodę terapii chorób sercowych na tych samych prawach, co farmakologię i chirurgię kardiologiczną, i opłacania jej od tej pory z rządowego ubezpieczenia. A to już coś.

Co ciekawe, według tych najnowszych badań tłuszcz to tłuszcz. Działanie na organizm ma jednakowe, rafinowana czy nierafinowana oliwa, olej, masło czy smalec – wszystkie są złe (choć oczywiście występuje tu stopniowanie zły, źlejszy, najźlejszy) dla serca, krążenia, jelit, flory bakteryjnej, za to fantastyczne dla udarów, zakrzepów, nowotworów i reszty.

Co więc z tym tłuszczem? Podobno jest niezbędny do wchłania witamin. Ano jest, tyle że w znacznie, znacznie mniejszych ilościach, niż przywykliśmy go używać. W dodatku nie wyekstrahowany z roślin (czyli jednak przetworzony), ale zjedzony łącznie z całą rośliną, czyli orzechem, pestką, nasieniem, oliwką.

Ile to jest mniej tłuszczu? W stanach chorobowych lub przy osłabionym organizmie do dwóch łyżek (ok. 20 gram) orzechów, nasion lub pestek dziennie. Zdrowi ludzie (są tacy, skoro zmiany miażdżycowe i otyłość zaczynają się już u kilkuletnich dzieci?) mogą ciut więcej.

Desmond zapytała, co naszym zdaniem dzieje się z tłuszczem zaraz po wrzuceniu go do żołądka? “Yyy?” – pomyślałam mniej więcej.

A więc tłuszcz nie trafia od razu na brzuch czy uda, lecz prosto do krwi.

Krwinki czerwone, które w płynie jakim jest krew, swobodnie pływają, transportując tłuszcz sklejają się ze sobą i po prostu spowalniają swój ruch, zastygają. Po posiłku z nawet niedużą ilością czystego tłuszczu (łyżka, dwie), osłabiony organizm niemal zatrzymuje przepływ krwi, co wywołuje oczywiście natychmiastową senność.

Jakbym nie kochała masła i oliwy są na to wszystko niestety niezbite dowody w postaci mnogości badań, zdjęć i odczytów z bardzo zaawansowanych technologicznie urządzeń, które pokazują przekrój żyły, obraz krwi czy nawet antygenów i genów… Jeśli pacjentowi pobierze się krew niedługo po fast foodowym posiłku, płyn z żyły dzieli się na dwie części – krew, która osadza się na dnie i tłuszcz, który wytrąca się i zastyga u góry probówki. I nie myślcie, że chodzi tu wyłącznie o 200kg grubasów…

A przecież większość/całość standardowych badań robi się na czczo, teoretycznie dla uzyskania wiarygodnych wyników, kiedy tymczasem w stanie na czczo jesteśmy jakieś 30% czasu, zaś w stanie po jedzeniu około 70% doby. Który czas zatem jest dla naszego zdrowia wiarygodny?

Na wykładach padł też komentarz do diety śródziemnomorskiej – otóż dieta ta była fantastyczna wiele, wiele lat temu, kiedy faktycznie opierała się na samych roślinach w najbiedniejszych rejonach Grecji, na Krecie, gdzie nikogo nie stać było na oliwę z oliwek czy ryby (aktualnie przede wszystkim zatrute związkami rtęci z brudnych wód), nie mówiąc o białym chlebie. Obecni Grecy, objadający się współczesną “dietą śródziemnomorską” są w ponad 70% otyli, co w stosunku do Polaków, otyłych “ledwie” w 50 paru procentach nie wskazuje na przewagę oliwy i ryb nad takim powiedzmy bigosem.

Kolejną istotną sprawą, o której się nie mówi, komentując współczesne konwencjonalne zalecenia dietetyczne, są krótkotrwałe stany zapalne (autoimmunologiczne), które trwają między 30 a 90 minut od zjedzenia posiłku, w przypadku spożywania niewłaściwych dla siebie potraw (m.in. odczucie po standardowym posiłku, że jedzenie truje, że zaczynają “boleć”, drażnić komórki ciała). Te pojawiają się z różnych powodów, zawsze jednak związanych z tym, co jemy, a typowe objawy alergiczne są tylko pewną częścią ogólnych objawów poposiłkowych stanów zapalnych. M.in. mogą to być migreny.

Cukry przetworzone (słodycze), czerwone mięso, wszystkie białka krowiego mleka w postaci serów, jogurtów, białe mąki wiadomo, wszystkie przetwory mięsne, tłuszcze – to powinno zniknąć z życia każdej współczesnej, cywilizowanej osoby, która chce zdrowo, długo i ładnie żyć. Dlaczego? Dlatego, że wskazują na to już w tej chwili jednoznacznie liczne wieloletnie (20-, 30-letnie) programy badawcze na setkach tysięcy osób.

Wskazania tej kuchni są dość zbliżone do makrobiotyki i w znacznym stopniu pokrywają się z zaleceniami kuchni Tradycyjnej Medycyny Chińskiej i Ajurwedy (nie mylić z tłustą kuchnią azjatycką). Pomijając oczywiście aspekt duchowy, a energie licząc wyłącznie w kilodżulach, można powiedzieć, że jest to dieta uszyta na miarę naszych czasów. Pokazuje tyle, ile współczesny i nowoczesny człowiek bez trudu zrozumie (choć trudne może okazać się przezwyciężenie przyzwyczajeń żywieniowych i przywiązanie do tradycyjnie zachodniego stylu życia, nastawionego na silną konsumpcję, przyprawianą farmakologią).

Medycyna stylu życia wyszła z badań w najbiedniejszych częściach świata, których mieszkańcy jednocześnie byli najzdrowsi. Przeszczepiła ich ubogi styl życia na zachodni – bogaty, lecz schorowany i nieszczęśliwy grunt, jednocześnie obserwując, jak tamte ubogie społeczności bogacąc się dzięki naszym inwestycjom, przechodzą na nasz styl, tracąc sukcesywnie zdrowie, przy jednoczesnym ledwie tymczasowym uzyskaniu szczęścia.

W Papuamu często spotykam się z komentarzami starszych szczególnie osób do naszego menu: “soczewica, kasza to, wie pani, było jedzenie biedaków”. Jedzenie biedaków też tłumaczy, dlaczego nasza oferta wywoływała przez dłuższy czas święte oburzenie klientów: “jak to, soczewica z kaszą za 12 złotych, TAK drogo?” Tylko że – jak wyraźnie wskazują na to badania – dieta roślinna w obecnych czasach jest dla ludzi bogatych. Bogatych i świadomych. Biedakom pozostaje przemysłowo hodowane mięso czerwone, tłuszcze i cukier i popaczkowana żywność wysokoprzetworzona…

I kto poniesie za to odpowiedzialność?

Farmer's Market, NYC, Union Square

Może Cię zainteresować

2 komentarze

Gabi 27 marca 2014 - 08:57

Gdy czytałam 1,5-2 lata temu o tych zaleceniach, najbardziej obawiałam się, że to jedzenie będzie niedobre(jestem nieznośnym smakoszem 😛 ). Nic bardziej mylnego! Początki były trudne, bo nigdy wcześniej nie gotowałam. Ale teraz jem pyszne śniadania, sałatki, zupy, gulasze, desery. Wszystko z kasz, strączków, warzyw i owoców. Da się!:D

Reply
renata 30 marca 2014 - 10:43

Tak jest! jestem na to żywym przykładem, i ja, i moi przyjaciele, którzy zmienili styl odżywiania 🙂

Reply

Napisz komentarz