Zawsze zastanawiałam się, co Chińczycy mają na myśli, opisując stan ciała, zwany “gorącem późnego lata”. Teraz chyba już wiem! Upał prawie czterdziestostopniowy podobno tylko do jutra, ale kto to przeżyje? No i komu w ogóle chce się jeść w taką pogodę?
Objawy gorąca późnego lata to po naszemu coś jak przegrzanie, udar cieplny, z tym że z diagnozą Chińczycy nie czekają do utraty przytomności, jak u nas. Tam zwraca się uwagę na wczesne symptomy, które później owocują poważnymi zaburzeniami i ostatecznie chorobą. U nas czeka się właściwie do samego końca, zauważając objawy zaawansowanej choroby, a nie pierwsze zaburzenie pracy organizmu. Typowe objawy to gorączka, pragnienie, obfite poty i słabość, wynikające z wyniszczenia płynów wewnętrznych i zaburzenia przepływu energii. Często towarzyszą im objawy wilgoci, czyli obrzęki i zbieranie wody w ciele.
W takie upały warto więc zjadać pożywienie surowe, lekkie, takie jak cytryny, jabłka, arbuzy, melony, ananasy, gotowaną fasolkę mung z płynem, kabaczki, cukinie, ogórki. Łagodząco działa też długoziarnisty pełny ryż i jęczmienne napoje…
- 1/2 kg ogórków w skórkach (pamiętajcie, żeby nie obierać eko warzyw – ich największa wartość to skórki),
- 1 kefir lub zsiadłe mleko,
- 1-2 łyżki posiekanych orzechów laskowych lub włoskich (lepiej kupować orzechy w łupkach, żeby oleje się nie utleniały),
- 1-2 łyżki świeżej mięty, albo mięty z melisą,
- odrobina nierafinowanej soli do smaku.
Ogórki ścieramy na średnim tarle, zalewamy zimnym kefirem. Posypujemy orzechami i ziołami, solimy, smakujemy. Jest gotowe.
Tradycyjnie chłodnik jada się prosto z lodówki, bardzo mocno schłodzony – niewątpliwa przyjemność w taki upał. Ja nie przesadzam jednak z nadmiernym chłodzeniem, bo mocno zimne posiłki mobilizują organizm do pracy, podczas której będzie musiał przywrócić stałą temperaturę ciała – a więc włączy wewnętrzne ogrzewanie. Efekt może więc być całkiem odwrotny. Lepiej jest zjeść chłodnik po prostu “nie ciepły”. Wszystkie składniki powyższego działają na organizm chłodząco, więc niedługo po jego zjedzeniu powinniśmy poczuć ulgę, która dłużej się utrzyma.
Podobnie sprawa ma się z papryką, pieprzem i innymi ostrymi przyprawami – nadają życia chłodnikowi, ale wszystkie są mocno rozgrzewające, w sam raz na zimę. W upały lepiej ich nie dodawać, chyba że…
Chyba że zastosuje się odwrotność działania (trochę podobnie jak w homeopatii) – to co jest użyte w nadmiarze, odnosi skutek odwrotny do pierwotnego. Czyli pierwotnie rozgrzewające przyprawy, użyte w ilości “dużo jak cholera”, doprowadzą do momentalnego przegrzania ciała, które z kolei będzie musiało włączyć wewnętrzną lodówkę do uzyskania równowagi. Przy takim posiłku spocimy się jak świnki i przegrzejemy, uzyskując potem względne wyziębienie – zasada stosowana w kuchniach afrykańskich.
Umiarkowanie wydaje się być jednak racjonalniejsze i zdrowsze dla organizmu i jego stabilizacji.