Niewiele wczoraj przyszło ludzi na wernisaż w MOCAKu. Jakoś to trochę smutne. Dobra wystawa czy średnia, zawsze jakaś jest, szczególnie w tak jałowym i ubogim w muzea i dobre ekspozycje mieście jak Kraków… Obserwuję z niepokojem ten chyba utrzymujący się trend – pojawiło się muzeum, pojawiły się tłumy, oczywiście tylko na nieodpłatne wernisaże. Im dalej, tym ludzi mniej, z każdą kolejną wystawą. Tak jak ze wszystkim tutaj. Już się naoglądaliśmy i już wszystko wiemy, a w ogóle to po co nam jakieś wystawy?
Oczywiście nie jestem zachwycona, że dyrektorka, pani Masza Potocka pokazuje wystawy z historii XX-wiecznej sztuki akurat w MOCAKu, ani że nie są one zbyt wybitne pod względem ekspozycyjnym i kuratorskim, ale skoro te wystawy nigdy w Polsce nie zaistniały, to dlaczego choćby z czystej ciekawości i jakiejś autoedukacji nie zaglądnąć?
Sala z Fluxusem jest dość dobrze zrobiona, całościowa, sama wygląda na zgrabną instalację. Jiri Kolar nudniejszy, ale każdy chyba jest w stanie wybrać dla siebie jakąś odmianę kolażu, w której znajdzie odrobinę radości.
Wilczyk industrialny poprawny, lecz dla mnie również przebrzmiały, bo ile tego postindustrialu, szczególnie nieodnowionego, można pokazywać jako sztukę współczesną, a nie historyczną? Odciski pamięci też poniekąd wystawa w tematycznym nawiązaniu historyczna, choć z ładną instalacją płynnego czerwonego dywanika (tę pracę chciałabym mieć, bez przynależnego jej wideo o bombardowaniu i zrzuconych na kupę płyt chodnikowych).
Równocześnie MOCAK prowadzi dyskusję “Po co jest sztuka?”. W ramach tego projektu trzy młode artystki, Antonina Dylik, Anna Pietrzak i Karolina Spyrka okleiły Zabłocie, w tym Papuamu, cytatami z tekstów p. Maszy Potockiej. Na rogu Lipowej i Romanowicza wisi napis: “Czy nastaną takie czasy, że sztuka przestanie nam być potrzebna?” (cytat z pamięci).
Ja uważam, że obecna sztuka nie jest nam już do niczego potrzebna, że jej miejsce jest w muzeum historii sztuki. Natomiast potrzebujemy wreszcie nowej, odnowionej sztuki!
W zeszły weekend, będąc w Łodzi na Targach Natura Food, zahaczyłam o MS2, gdzie akurat zmieniają wystawę stałą; została mi tylko czasowówka, Niewczesne historie. Wystawa średnia, za to z genialną instalacją ścianek działowych ręki Krzyśka Skoczylasa! dla samej architektury wnętrza wystawę obejrzeć należy. Co natomiast mnie zaciekawiło w samej wystawie, i jaki widzę punkt styczny z wystawami w MOCAKu?
Postmodernizm wreszcie się kończy! Uff…
Dlaczego? Do w odczuciu chyba coraz większego procenta ludzkości, sztuka konceptualna, bądź pozbawiona minimalnego “praktycznego” i estetycznego wymiaru (jak choćby rzeczony Fluxus), będąca “po coś”, sztuka o bombardowaniach, zniszczeniu postindustrialnym, wyjałowieniu człowieka przebrzmiewa, przechodzi do lamusa. Coraz mniej chce się nam oglądać rzeczy brzydkich, coraz bardziej chce się czegoś nowego, pozytywnego, budującego i kreującego nowy świat. W tym sensie łódzkie Historie niewczesne faktycznie są niewczesne – artyści, próbujący w obrazy ubrać niepokoje społeczne, globalne przemiany i zagadnienia takie jak głód, zmiana świadomości w krajach islamu, przemiany klimatyczne, przenikanie światów i kultur, utopijne projekty duchowe, z jednej strony wykraczają w przyszłość, zwiastując czy wskazując potencjalny rozwój wypadków, opartych o narastające, a nierozwiązane problemy świata poprzemysłowego, z drugiej wciąż jeszcze operują powoli lecz sukcesywnie starzejącymi się środkami wyrazu, głównie brzydotą i specyficzną estetyką braku estetyki.
Era przemysłowa, która zaczęła się w XVIII wieku, kompletnie odmieniając całą ludzkość, przechodzi właśnie do swojej fazy schyłkowej, wykańczając tak znienawidzony przeze mnie postmodernizm, związany nierozerwanie z nieodpowiedzialnością społeczną, egocentryzmem, szczytem rabunkowego kapitalizmu i rosnącą przepaścią między warstwami społecznymi i krajami wysoko- i nierozwiniętymi.
Chciałoby się powiedzieć – jaka epoka, tacy artyści, i choć nie da się oczywiście stwierdzić, że cały postmodernizm był szpetny i ze swej natury zły, lub że nie miał wybitnych pisarzy czy artystów i filozofów (choć tych ostatnich nie znoszę szczególnie i winię za rozplenienie zarazy), w swej masie jednak promował zjawiska negatywne; pozornie z nimi walcząc, w rzeczywistości wytworzył niemoralny, konsumpcyjny lifestyle.
Całe pokolenie młodych artystów, skażonych właśnie owym powierzchownym stylem życia, stoi teraz przed trudnym zadaniem wewnętrznej przemiany, która pozwoli im spojrzeć na świat w nowy sposób, znaleźć nowe środki wyrazu i rozpocząć nową epokę. Bez nieestetycznych zdjęć, durnych filmów o niczym, spędzaniu życia na darmo.
Jeśli wchodzimy w nową epokę – epokę niepokojów społecznych, natychmiastowej komunikacji internetowej, upadku/przemiany systemu bankowego, a być może i całego kapitalizmu, to wchodzimy jednocześnie w epokę odpowiedzialności społecznej, zrównoważonego biznesu, ekologicznego rolnictwa, jako jedynymi rozwiązaniami dla narastających ogólnoświatowych problemów.
Artyści, ale również muzea sztuki współczesnej, nie powinni już sięgać po zaprzeszłe środki wyrazu, po historię. Pora na coś nowego, adekwatnego do przemian. Sztuka (jak i wszystkie inne dziedziny życia) powinna zacząć być odpowiedzialna i jednocześnie wrócić do swych korzeni, do sensu swojego istnienia, czyli wyrażania piękna. Obecnie potrzebne nam na świecie piękno, nie brzydota, dobro, nie zło, a właśnie promowanie brzydoty, miernoty i nieodpowiedzialności mam najbardziej za złe postmodernizmowi. Czas na nowy świat, w starym nie ma już nic więcej do powiedzenia.