Ci Norwegowie naprawdę wiedzą, co robią, łącząc kapustę z baraniną i pieprzem. Najbardziej tradycyjna wigilijna potrawa w Norwegii to baranina w kapuście. Tnie się mięso, razem z kośćmi na kawałki wielkości powiedzmy kobiecej pięści. W takie same kawałki tnie się kapustę w proporcjach 1:1, dodaje trochę soli i bardzo dużo całych ziaren pieprzu. Potem gotuje się pod przykryciem około 4 godzin aż mięso zacznie odpadać od kości. Niezwykle sycące i głęboko rozgrzewające pożywienie na zimę.
Największą zaletą tego dania jest to, że nie da się go zepsuć, chyba że się je spali.
Nigdy nie było mi łatwo zamawiać mięso do Papuamu. Dlatego, że zawsze wiązało się to z wydaniem polecenia, żeby właśnie dla mnie jakieś zwierzę straciło życie. Robiłam to jednak, bo wychowałam się na wsi i wiem aż za dobrze, z czym wiąże się jedzenie mięsa. Wychowałam się też w czasach, kiedy wykorzystywało się każdy kawałek zabitego zwierzęcia, dlatego i u mnie żadna jego część nie idzie na zmarnowanie.
Tego baranka, z którego właśnie przyrządzam potrawkę, znam z opowieści od urodzenia. Pochodził z maleńkiego stada owiec rolniczki, która zaopatrywała moją organiczną knajpkę. Był największym z trzech chłopaków ze swojego rocznika. Szczęśliwie to ona zaproponowała mi kupienie jego połówki. Nie musiałam “zamawiać” zabijania.
Dziś wyjęłam tłustsze kawałki, które przy rozbieraniu oddzieliłam od chudszego mięsa. Tłuszcz jagnięcy, podobnie jak i z gęsi świetnie podbija smaki. Jest wyrazisty, więc łatwo się go stosuje. Lepiej jednak go unikać w przypadku delikatnych potraw.
- Pokroiłam więc około pół kg tłustszych wycinków młodego baranka (może być dowolne mięso jagnięce czy baranie, ono i tak z zasady jest dość tłuste) w średniej wielkości pasy.
- Wrzuciłam do garnka.
- Zalałam małą butelką lokalnego piwa.
- Dodałam dwa liście laurowe i zagotowałam.
- Dodałam 2 duże cebule, pół główki kapusty, posiekanej raczej grubo,
- Średnią garść całych ziaren pieprzu,
- płaską łyżeczkę ziaren pieprzu seczuańskiego (można pominąć),
- pół łyżeczki czarnej gorczycy.
- Dolałam wody, tak żeby tylko sięgała do ostatniej warstwy składników.
- Gotowałam około godziny (to młody, paromięsięczne jagnię, na baraninę trzeba dłużej poczekać).
- Sprawdziłam, czy mięso jest już prawie miękkie.
- Dodałam pokrojone w grubą kostkę ziemniaki i gotowałam 20 min., aż ziemniaki zmiękły.
- Podprażyłam dwie łyżki mąki orkiszowej, dolałam filiżankę wody, robiąc zawiesinę i zagęściłam potrawkę. Bezglutenowcy niech tego nie robią.
Smakuje naprawdę dobrze, tłusto i treściwie. Nie jedzcie tego częściej niż raz w roku. Tłuszcz jagnięcy jest przyjemny, ale kto po nim szczupleje? Zimą jednak trochę grzechu nie zaszkodzi. Szczególnie że nie można dopuścić do zmarnowania jagnięcego żywota…