Kiedy zaglądam do rozmaitych magazynów, blogów, artykułów, poradników dotyczących udanego życia seksualnego, myślę sobie jak daleko jesteśmy od siebie. Nie mam tym razem na myśli humanitarnych odruchów, ale to, jak bardzo rozeszły się drogi naszych płci i jak bardzo ze sobą nie rozmawiamy, a już zwłaszcza o swoich potrzebach seksualnych. Męska część świata wierzy, że kobiety są jakimiś enigmami nie do rozszyfrowania o niezrozumiałych oczekiwaniach, których nie da się spełnić, podczas gdy sprawa jest bardzo prosta. Przynajmniej w ujęciu “slow life, slow seks”.
Kobieta kocha się całym ciałem i może to robić z wielką przyjemnością przez całą dobę.
Problem polega na zrozumieniu, czym dla kobiety jest seks, a raczej życie erotyczne i że ono się nie oddziela od pozostałych elementów codzienności.
Kobiety są zmysłowe i podobno to jest to, co faceci cenią w nich najbardziej. Należałoby przynajmniej tak wnioskować ze wzniosłej męskiej poezji. Kiedy jednak przychodzi do pojmowania zmysłowości, zaczynają się schody. Dla facetów zmysłowość najczęściej oznacza niestabilność i nielogiczność, podczas gdy oznacza ona tylko i wyłącznie odbieranie świata wszystkimi bodźcami po równo. Nie tylko wzrokiem i nawet nie tylko węchem czy dotykiem.
Kobiety kochają się umysłem, wyobraźnią, nastrojami i… całym ciałem! Każdym centymetrem swojego ciała. Mają oczywiście swoje ulubione osobiste mapy, więc co działa na jedną nie musi na drugą, ale im bardziej pobudza się jej umysł i wyobraźnię tym lepiej. Dlatego seks dla kobiety odbywa się przez cały dzień i jeśli facet przez cały dzień zachowuje się anty-sexy, nie powinien oczekiwać, wieczorem stanie się cud. Nieseksowny może być wygląd, zapach, zaniedbanie, ale przede wszystkim jego zachowanie.
Jeśli facet notorycznie robi coś, co wkurza kobietę, przestaje być seksowny i koniec. Kobieta nie ma żadnego magicznego guziczka ani w cycku, ani na prawym, ani na lewym pośladku, który po całym dniu napięcia, gonitwy oraz presji (jaką najczęściej wywołuje samcza adrenalina), można nacisnąć i ona zmieni się w pachnąca i gotową na wszystko boginię-gejszę. U nas nie ma takiej wajchy, która się podnosi, bo zadziałał jeden impuls. Jeden impuls działa i w pół sekundy wyzwala w nas ogień tylko pod warunkiem, że wcześniej panowała “erotyczna” (czyli miła) atmosfera.
Kobiety podążają za nastrojami, jeśli więc spytasz o to, “który raz” pamiętają najbardziej, zwykle wymienią kilka, a jeden całkiem różny od drugiego. Bo nic dla nas gorszego i nudniejszego niż monotonia w łóżku. Ale teraz uwaga – to nie jest tak, jak piszą podręczniki. Nie chodzi o to, że mężczyzna ma być wyczynowym szympansem, który będzie zmuszał swoją partnerkę do zajmowania wszystkich najbardziej niewiarygodnych, niewygodnych pozycji, z wbijającymi się w jej kręgosłup kantami, z powierzchniami tak twardymi, że wyjdzie po akcie obita i posiniaczona, albo będzie mieć otarcia między nogami. Otarcia i sińce są ok, na spontanie wiele rzeczy się zdarza, szybki seks jest świetny, ale zasada ogólna w ujęciu slow seks jest nieco inna.
Faceci naprawdę aż za często sądzą, że kobiety są oziębłe, albo nie lubią seksu. Ale panowie, jeśli kobieta nie lubi seksu, to znaczy tylko tyle, że nie lubi go z tobą. Jeśli musisz się jej dopraszać o seks, znaczy to, że coś robisz nie tak, bo kobiety ze względu na swoją zmysłowość są stworzone do seksu. Tyle że.
Tyle że muszą lubić i cenić swojego partnera w łóżku, a on musi za nimi nadążać. Nie wyłącznie w akrobatyce, ale przede wszystkim w umiejętności grania w erotykę. Chcesz iść wieczorem do łóżka, to nie zachowuj się przez cały dzień jak burak, albo ciućma. Buduj napięcie niespodziewanym muśnięciem, ciepłym uśmiechem, spojrzeniem, znajdź w sobie trochę dystansu do siebie i innych, nie wszczynaj burd i nie podkręcaj stresu.
Umiejętność relaksu i unikania stresu jest gwarancją doskonałego życia seksualnego.
Jeśli zaś masz kołowrotek w pracy – rozmawiaj. Odłóż seks na kiedy indziej i przepracuj problem, byle twoja kobieta o nim wiedziała. Nie wyładowuj się na niej, ani nie traktuj seksu jako pigułki na stres! Mamy przecież ogromne możliwości współczucia i zrozumienia i łatwo jest nam wiele znieść, jeśli rozumiemy, że nie w nas tkwi wina. Zamknięcie się w kręgu swoich spraw, skutecznie odcina mężczyzn od kobiet, w tym w łóżku, bo jak mówiłam, życie jest dla nas całością.
Dużo wokół mnie ostatnio rozwodów i rozstań. Sporo rozmawiam, nie tylko o powodach rozstania i nie tylko o “pożyciu małżeńskim”, ale też o reakcjach jednej i drugiej strony na rozstanie. Nie przyjaźnię się z głupimi kobietami, więc nie wiem jak sprawa wygląda po drugiej stronie, ale mądre kobiety z mojego otoczenia, opowiadają o zdumiewających pretensjach swoich eksów o to, że “nie dają”. Czyli nie spełniają swoich obowiązków małżeńskich.
Ale chwila. Kobieta, przynajmniej teraz możemy to już powiedzieć, naprawdę nie została stworzona po to, żeby “dawać”. Owszem, ma ona zdolność wydawania na świat potomków swoich partnerów, ale równocześnie ma inne potrzeby życiowe. Jedną z nich jest przeżywanie i odczuwanie własnego komfortu psycho-fizycznego. Nie została stworzona wyłącznie do sprawiania ulgi partnerowi, byleby tylko złagodniał. Jak kobieta może chcieć iść do łóżka z kimś, kogo się na przykład wstydzi przy ludziach, albo kto ją znieważa publicznie, czy nie szanuje jej w domowym zaciszu?
Niekiedy smutno wydaje mi się, że mężczyźni zatracili (albo może w tym obszarze kulturowym nie wykształcili?) zdolności do cieszenia się ze swej cielesności i z erotyki samej w sobie. Nie mam na myśli rozładowywania napięcia, ani nie mam na myśli uprawiania pornografii w warunkach domowych, ani też żadnych orgii, czy tym bardziej wyczynowego kopulowania z dziesiątkami przypadkowych partnerek, jak to jest ostatnio modne i co stanowi spełnienie męskich fantazji erotycznych.
Rozumiem, że pewne uwarunkowania biologiczne powodują, że mężczyźni na ogół to trochę klocki z drewna o nerwach czuciowych skupionych wokół jednej wypustki, ale jestem tak samo pewna, że w równym stopniu powodem ich lekkiej nieudolności seksualnej są uwarunkowania kulturowe. Kiedyś były wojny i przemoc i ten gen przetrwał, który był najbardziej brutalny i wydajny. Spalić żywcem pół wsi, a potem zerżnąć wszystkie ocalałe niewiasty było najprostszym ewolucyjnym rozwiązaniem dla osiągnięcia celu prokreacyjnego. Tak funkcjonuje przyroda, i nawet się temu nie dziwię.
Myślę sobie jednak, że współczesny mężczyzna, już przecież nieprzemocowy, mógłby stopniowo zacząć odkrywać, ile może się zadziać w pożyciu intymnym w jego pozostałych częściach ciała i psychiki. Że w erotyce nie chodzi tylko o uwolnienie napięcia, ale też o zwyczajną zabawę, lekkość i przyjemność. I że satysfakcję czerpać można nie wyłącznie z wypuszczenia z siebie batalionu plemników, ale ogólnie z całej gry wokół, w tym, ze sprawiania przyjemności partnerce.
Slow seks
Przecież w łóżku najprzyjemniejsze chwile to te, kiedy sprawia się przyjemność tej drugiej osobie. Kiedy się ją pieści i doprowadza do orgazmu nie dla samego orgazmu, ale dla wyrażenia własnej dbałości i uwagi o partnera czy partnerkę. Dawanie jest ogromnie przyjemne, jeśli potrafi się choć na chwilę spojrzeć na tę druga osobę z miłością i uwagą, a nie wyłącznie z pożądaniem i nie wyłącznie jako na obiekt, który przyniesie zaspokojenie mi.
Kochać się z obustronną satysfakcją oznacza umiejętność wplecenia życia erotycznego w pozostałe aspekty życia. Niepotrzebnie w tych bardziej tradycyjnych związkach oddziela się życie seksualne od reszty. Człowiek jest spójną istotą, i jeśli ma być szczęśliwy, powinien być scalony. Jeśli żyjesz w miarę świadomie, jesz z wyboru, nie pozwalasz swojej pracy kontrolować siebie, to musisz też rozumieć, że miłość i seks są nieodłącznymi elementami życia. Nie powinniśmy żreć fast foodów i nie powinniśmy kopulować bezmyślnie. Łóżko to nie autostrada i dobrze, kiedy droga do niego prowadzi przez piękne widoki, wije się i zapewnia wygodne postoje.
Dobry seks to slow seks.
Kobiety lubią slow, co nie oznacza, że lubią monotonne pocieranie penisem o wnętrze pochwy godzinami. Dla nas przedłużający się stosunek też jest nudny, a często kończy się boleśnie. Slow seks oznacza, że na co dzień potrafimy żyć z namysłem, że potrafimy patrzeć na siebie i widzieć siebie, nawet wtedy, gdy działamy na mega speedzie. Oj, tak, kobiety uwielbiają szybki, spontaniczny, gwałtowny seks, również w pracy. Tyle że.
Żeby do niego doszło, muszą zostać stworzone warunki. Nie chodzi tylko o to, że łatwiej jest uwieść sekretarkę, niż iść do łóżka z tą samą od dwudziestu lat żoną. Taka żona ma takie same potrzeby jak świeża sekretarka, tylko w związku zapomnieliście już właśnie o tej spontaniczności, dynamice, podrywie i o tym, że można to robić językiem, palcem, nieoczywistym ciuchem, samym spojrzeniem, albo wręcz oddechem. Zapomnieliście, że więcej pomiędzy wami zebrało się kłótni i cichych pretensji niż, że z młodą sekretarką dzieli was całkowita niezgodność charakterów.
Nie możesz skupiać się na tym, jak “dobry” jesteś w łóżku, jak “dużego” masz wacka, ani nawet na tym, że twoja “kondycja” doprowadza ją do tego, że nie może normalnie chodzić. Miałam kiedyś faceta, który chodził ze mną do łóżka po to, żeby sobie udowodnić, jaki jest dobry. Każdy jeden raz kończył pytaniami o to, czy był dobry, czy dobrze mi zrobił. Dżizas. Mój hiper ergonomiczny wibrator jest dobry, a nie stawia głupich pytań.
Dobry jesteś wtedy, gdy kobieta ma dość i zasypia. Ale kiedy zaśnie nie od tego, że ją przeleciałeś, spuściłeś ciśnienie, a ona wreszcie będzie miała święty spokój i obowiązki dnia odhaczone, tylko dlatego, że naprawdę poczuła się spełniona.
W łóżku i o łóżku trzeba rozmawiać. To ważny element slow seksu. O swoich potrzebach trzeba rozmawiać i, co ważniejsze, trzeba umieć słuchać. Nie warto strzelać fochów, “bo się nie dostało”, nie warto wpadać w kompleksy, ani tym bardziej wywierać presji. Trzeba zacząć grać. W cokolwiek, ale grać, flirtować, bawić się. Łóżko to nie pigułka na stres, ani nie prokreacja. Łóżko to przede wszystkim przyjemność, przy pomocy której jesteśmy w stanie i okazać uczucia, i budować relację, i wzmacniać więzi. To naprawdę jest ogromnie ważny element życia w związku, pod warunkiem że nie jest traktowany jako obowiązek małżeński.
Zdarzało mi się słyszeć w towarzystwie niewybredne żarty mężów o tym, że jak ślubowała, to ma dawać. Jaki apetyt na takiego gościa może mieć kobieta, której te słowa dotyczą? Sfrustrowani faceci uciekają się do poniżania partnerki (w druga stronę to zresztą też działa), zamiast zaproponować jakieś nowe rozwiązania. A czasem wystarczy zmienić koszulę, albo podelektować się chwilą. Slow life, slow seks.
W łóżku nie warto też robić tego, czego partnerka nie lubi, a ona może nie lubić połowy rzeczy, na które godzi się ze względu na ciebie. Kiedy mówi, że coś “lubi niekoniecznie” oznacza, że zgodzi się na coś, co jej nie będzie przeszkadzało, ale co nie sprawi jej satysfakcji. To są różne od siebie rzeczy. Twoja satysfakcja nie będzie jej satysfakcją i kiedy po latach twojego zadowolenia usłyszysz, że chce rozwodu – nie zdziw się. Większość żon dla świętego spokoju pozwala mężom zadowolić się, bo tak jest prościej.
Natomiast to, że facet jest z siebie zadowolony, nie oznacza, że jego partnerka jest choć o krok od spełnienia. To tylko twoje wrażenie, jakie wrażenie zrobiłeś na swojej kobiecie, kiedy na nią nie patrzyłeś. A przecież można tak prosto uzyskać tak wiele, jeśli tylko zacznie się widzieć.
I to jest ten slow, o którym mówię – widzieć siebie nawzajem. Dać sobie czas, zrobić przestrzeń w życiu. Nie zaczynać umizgów od wkładania ręki w stanik, ani łapania za tyłek. Nie wpychać języka do gardła kobiecie, którą się godzinę wcześniej zrugało za coś, albo której się nie dostrzegało przez cały tydzień. Nawet przy szybkim życiu, trójce dzieci, pracy na osiem etatów, da się wykroić te kilka minut, czasem nawet sekund na to, by utrzymać w sobie nawzajem napięcie erotyczne. Czasem jeden dwuznaczny SMS do partnerki wystarczy, żeby nabrała apetytu.
Nic tak nie zabija chęci na szybki numerek, albo nawet seks ostatkiem sił, niż presja i pretensje. Jeśli laska mówi nie, znaczy to nie. Uszanuj, daj przestrzeń, a drugiego dnia rozpocznij kolejną grę erotyczną. Jakąkolwiek. Słowa i gesty jarają nas najbardziej, po prostu zamiast ciupać w strzelanki albo wędrować po minecraftach pomyśl, w co zagrać ze swoją kobietą. Gra nie odbywa się tylko w sypialni, może toczyć się wszędzie. Może być choćby sportowa w “kto kogo dotknie więcej razy” przy dzieciach, albo nobliwych ciociach tak, by nie zauważyły. Może to być cokolwiek, co sprawia przyjemność obu stronom. Wyobraźnia nie ma granic, wystarczy znaleźć na nią czas.
A jeśli wypróbujecie wszystko i dalej nic, tylko narastające wzajemnie pretensje, znaczy to zwyczajnie, że nie pasujecie do siebie i warto się rozstać. Bylebyś zawsze pamiętał, że zadowolony masz być nie z wrażenia, jakie twoim zdaniem zrobiłeś na kobiecie, lecz z tego, jak ona się przy tobie czuje. I w sumie vice versa. Dlatego rozmawiajmy o wszystkim i na bieżąco. Nic zaś nie zbliża tak, jak szczera rozmowa bez kłamstw, niedomówień i przerzucania się winą. Kobiety lubią seks. Bardzo.
Uwaga na marginesie; to że piszę otwarcie o seksie nie oznacza, że kogokolwiek szukam, ani że można przekraczać moje granice. Piszę dla was do przemyślenia. Żeby świat stał się lepszy. Dziel się – lajki i udostępnienia pomagają dotrzeć z tekstem do innych.