Przyczajony Tygrys, ukryty Smok i dużo prostej przyjemności

written by Renata Rusnak 28 czerwca 2015
Ang Lee, Przyczajony tygrys, ukryty smok (2000)

Ang Lee, Przyczajony tygrys, ukryty smok (2000).

Piszę ostatnio dość dużo, ale nie na blogu. Moje myśli są gdzie indziej i pewnie trochę wody upłynie, zanim coś większego się tu pojawi – cierpliwości. Pomiędzy odpoczywam oglądając filmy, które sprawiają mi przyjemność, więc dziś szybka recenzja dla rozrywki. Dziś z ciekawością zajrzałam do Przyczajonego Tygrysa, ukrytego Smoka i podobał się mi chyba jeszcze bardziej niż zazwyczaj. Widziałam dwa razy z wieloletnimi odstępami czasu i coś mi się w nich podobało, a tym razem cieszyło mnie w nim po prostu wszystko.

Wizualnie to oczywista, ale też fabularnie – dojrzałość mistrzów, ich wierna i samotna ścieżka, i to rozbuchanie młodych, i nawet zła mistrzyni, ściągająca czyste serce na nieprawe drogi.

Klasyk, który teraz trochę przypomina mi zupełnie inny w klimacie, ale podobny w wymowie doskonały film koreański, Wiosna, lato, jesień, zima, znowu wiosna. Jeśli chodzi o same “latające walki” to bardziej wyszukany pod tym względem jest późniejszy o dwa lata, również chiński Hero Jimu Zhanga.

Ale i w Tygrysie mamy ogromnie dużo wizualnej przyjemności, dobrą muzykę oraz mądre (ciekawsze z kolei niż w Hero) przesłanie o własnej ścieżce, czystym sercu i właściwym wyborze mistrza, albowiem same wybitne nawet umiejętności i talenty nie wystarczą. O czym często wschodzące dopiero gwiazdy (czegokolwiek) zapominają. Oczywiście wszystko w konwencji magiczno-bajkowego kina azjatyckiego, więc bez wewnętrznej zgody na nią w ogóle nie ma się co za ten film brać.

Tym razem zresztą zaczęłam również zauważać, że film operuje w sumie bardzo prostymi scenami i chwytami filmowymi, którymi jednak Ang Lee – jak zawsze – włada bardzo sprawnie. Całkowicie odmienny, ale wciąż o sile i ważności uczuć oraz o mistrzowskich umiejętnościach (a i gdzieś w tle o równouprawnieniu kobiet i mężczyzn) jego Jedz, pij, mężczyzno, kobieto, albo prawie jak biblijna przypowieść Życie Pi również w dużym stopniu – mimo wizualnego bogactwa, wciąż pozostają klasycznie proste.

Moja bodaj ulubiona scena z Przyczajony tygrys, ukryty smok, to ta między 1:30 a 1:50 wrzutki na YT z walki w bambusowym lesie, kiedy kadry zwalniają i wszystko zaczyna odbywać się między spojrzeniami mistrza Li Mu Baia a jego niedoszłej uczennicy Jen.

Druga to ta, kiedy Li Mu i Yu Shu Lien szukając zbiegłej Jen zatrzymują się na herbatę, rozmawiają o rzeczach namacalnych i wyznają sobie uczucia bez mówienia o uczuciach.

Trzecia, to prawie wszystkie sekwencje z pustyni i gór, kiedy już Lo i Jen doszli do porozumienia i teraz ukrywają się przed rodzicami Jen (zdjęcie poniżej).

Ang Lee, Przyczajony tygrys, ukryty smok (2000)

Ang Lee, Przyczajony tygrys, ukryty smok (2000).

Nie ma co więcej pisać o tym filmie. On się po prostu podoba, albo się po prostu nie podoba. Jeśli znacie jakieś piękne obrazy w tej konwencji, to bardzo proszę o dodanie komentarza. Kiedyś bardzo dużo oglądałam azjatyckiego kina, nie tylko kanon walk oczywiście, ale wypadłam z obiegu i nie bardzo wiem, co się tam teraz dzieje.

Lajki są ważne dla blogów.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz