Ja wiem, że większość z was to zdrajcy i wcale nie lubicie moich brej ani mamałyg, choć zupełnie nie wiem dlaczego? Są świetne, proste, sycące, pełnowartościowe i mają wszelkie zadatki na uratowanie świata przed głodem i samozagładą…
Zrobienie dobrej polenty-mamałygi wbrew pozorom wcale nie jest takie proste. Raz, że kasza musi być idealnie ugotowana – nie za twarda, niezbyt rozciapana, nie przypalona i nie za wodnista, dwa, nadanie jej ciekawego, zdrowego smaku i wzbogacenie jej wartościami odżywczymi nie musi być takie oczywiste. A niby to taki podstawowy, neutralny smak…
Jeszcze jedna sprawa, jeśli chodzi o kasze kukurydziane – grubość mielenia i odmiana wpływają na smak mamałygi. Ja sama najbardziej lubię kaszę dość grubo mieloną w żarnach, ale jest ją czemuś cholernie trudno dostać.
Grubo mielona nie wiąże się jak drobna, więc można ją nieco przesypać mąką kukurydzianą, powiedzmy w stosunku 1:4. Moja babka mieszała grubą kaszę kukurydzianą z mąką razową pszenną – zalana mlekiem smakowała świetnie. Z pewnością jest to dużo zdrowsza wersja śniadaniowa dla dzieci niż pełne śmieci i cukru śniadaniowe płatki kukurydziane, choć wymaga czegoś więcej niż nasypania z pudełka…
Osobiście głęboko, gdzieś na poziomie molekularnym nie ufam przemysłowym modyfikacjom genetycznym, dlatego kupuję kukurydzę tylko bio, ale to jest up to you. Płatki kukurydziane ze sklepu, zwłaszcza wielkich koncernów jak Nestle czy Kellog, nie mają żadnych certyfikatów, a jeśli przeczytacie rozdział o płatkach śniadaniowych z książki Michaela Mossa, Sól, cukier, tłuszcz (wydawnictwo Galaktyka), to mogą wam włosy dęba stanąć lub osiwieć.
Dziś więc sposób na nadanie kształtu polencie. Tutaj wersja z dynią od Jedynie, pigwą z Koziarni od Lorków, pomidorkami koktajlowymi od mamy Lesyi Onyshko i masłem migdałowym (lubię 100% migdałów od Terrasana) na bardzo drobnej kaszy bio, ale skład jak zwykle pozostawiam waszej inwencji twórczej.
- Trzeba dość drobno posiekać, albo zetrzeć na grubym tarle dynię i pigwę, dodać do kaszy kukurydzianej, zalać wodą 2:1 i gotować mieszając regularnie do miękkości.
- Jeśli nie zapomnicie, dobrze jest zostawić kukurydzę w wodzie (bez pigwy i dyni) na parę godzin, żeby napęczniała; będzie się krócej gotować i łatwiej się strawi.
- Trzeba moderować siłę ognia i ilość wody. Ja zwykle dolewam w trakcie po trochę parę razy. Kasza nie może być za sucha, ani za mokra.
- Kiedy już się ugotuje, trzeba zostawić do wystygnięcia, żeby stężała. Z drobnej kaszy nie wyjdzie taka fajna sztywna konsystencja do krojenia nożem, jak ze średniej (patrz zdjęcie poniżej), ale nie będzie się już rozpływać.
- Na małą patelnię wkrój połówki pomidorków koktajlowych i połóż dużą łyżkę masła migdałowego 100% (Primavika ma tańsze to masło, ale nie jest ono organiczne, co może cię zaciekawić, gdybyś jednak chciał uratować świat). Jeśli chcesz, to użyj innego masła orzechowego, albo tahiny, byleby nie miały dodatku cukru i innego dziadostwa.
- Podduś to, aż pomidorki puszczą sok, możesz odrobinę podlać wodą tak, żeby dokładnie rozmieszać masło migdałowe.
- Na to nałóż łyżką sporą porcję kukurydzy i równomiernie rozklep ją na patelni.
- Podsmaż chwilkę, a potem zacznij poruszać patelnią w przód i w tył, symulując przewracanie naleśników.
- Po prostu poprzewracaj tę pulpę parę razy tam i z powrotem, aż się uformuje w jakiś zgrabny kształt.
- W ogóle się nie przejmuj, jeśli ci nie wyjdzie za piękna od razu – po prostu poćwicz, wartości odżywcze i tak zjesz z nawet niepiękną kaszą.
- Możesz zjeść taki placek solo, a możesz podać do czegoś “zamiast ziemniaków”. Będzie bardzo dobra do sałaty.
Tutaj zaś jest niezła śniadaniowa wersja – z suszonymi maślakami, jagodami goji, suszoną skórką i ekstraktem pomarańczy. Dodałam szczyptę soli i pół łyżeczki masła na cały garnek (jakieś 250 gr suchej kaszy). Po stężeniu pokroiłam w plastry i odsmażyłam na niedużej ilości masła na niewielkim ogniu. Na patelni po bokach widać wodę, nie masło.
A tutaj ta sama polenta jeszcze gorąca i płynna, zalana mlekiem sojowym. Całe dzieciństwo jedliśmy śniadania na ciepło, złożone właśnie z takich kasz z mlekiem, wtedy oczywiście prosto od krowy. Nie mogę udawać – wciąż uwielbiam takie brejowate śniadania.