Kraków, 11.09.2003.
Nie wiem co w tym jest, ale kiedy byłam w NY przez całe 6 tygodni włóczenia się dzień w dzień po Manhattanie, tylko raz podeszłam pod Ground Zero, a i to na moment. Wytłumaczenie dla siebie miałam proste: “to takie kiczowate” pchać się tam, gdzie zginęło tylu ludzi, gapić się, jak tysiące innych gapiów, stawać pod tą ścianą, obwieszoną tysiącem kwiatów, kartek, imion i zniczy.
Tak naprawdę jednak myślę, że się bałam.

Ground Zero, NY, 2004. Właściwie nie mam nic do powiedzenia. Do dziś tego nie rozumiem. Przesłonięty czarny płótnem wieżowiec na drugim planie miał poważnie naruszoną konstrukcję. Kiedy tam byłam, wciąż wiele budynków wokół nie miało szyb.
Jedenastego września 2001 r. byłam akurat z rodzina nad morzem. Sytuacja w pełni absurdalna: nastroje wakacyjne, impreza i nagle komuś strzela do głowy, by włączyć telewizor… Ledwie skończyły się rzezie w Jugosławii, a już zaczęły nowe i to w tak niezrozumiałym miejscu jak środek nowojorskiego Manhattanu. A człowiek TAK BARDZO DALEKO od domu, po drugiej stronie kraju. Czy to już wojna? Dlaczego, jak?
Straszliwie głupie uczucie.
Przez pół roku czytałam prasę, wszystkie nowinki, spekulacje, oglądałam TV. Aż pewnego dnia mój czteroletni wówczas syn pokazał mi komiks, który właśnie narysował. Dziesięć “otcinkuf”. Na pierwszym czołgi, na drugim samoloty, na trzecim helikoptery, potem łodzie podwodne, bomby… A gdzieś przy siódmym czy ósmym wielki facet w rekach skutych łańcuchem, trzymanych przez drugiego i podpis: “terorysta”… Poczułam, że ta kompletna paranoja wymknęła mi się spod kontroli i wyłączyłam telewizor. Aż do wojny w Iraku, choć wtedy wyłączyłam go znacznie szybciej. Już na zawsze.
Podświadomość mimo wszystko spycha gdzieś daleko rzeczy których się boimy. Przez cały swój pobyt w NY omijałam z daleka i tamto miejsce i wszystko co z nim związane. Nie myśleć, nie zastanawiać się. A mimo wszystko co wieczór, oglądając zachody słońca nad Manhattanem z mojego pokoju w Queens, co wieczór podziwiając cudowna panoramę, stawiałam sobie pytanie – skoro te budynki są tak wielkie, to jak wielkie musiały być Bliźniaki? I dlaczego, dlaczego nigdy ich już nie zobaczę?
Ten strach uświadomiłam sobie tuż przed powrotem. Od nocy nad NY prowadzone były manewry lotnicze; co parę minut tuż nad dachami z hukiem przelatywały ogromne samoloty wojskowe. Obudziłam się w nocy i ze złością zatrzasnęłam okno. Nie maja kiedy latać?!
Rano nadal latali. Poszłam do łazienki. Latali. Zrobiłam śniadanie. Latali. Wypiłam kawę. Latali. Po co, czy muszą? Czy coś się stało? Dlaczego w tym domu nie ma bodaj radia?
No dobrze. W końcu musiałam wyjść. Nie było mi spieszno, choć zawsze uwielbiałam oglądać samoloty, a już zwłaszcza te nisko latające. Po drodze na metro zobaczyłam idącą ulicą kobietę. Przeleciał samolot. W ogromnej panice, kuląc ramiona i przypadając do ziemi, przebiegła pod najbliższe zadaszenie. Na jej twarzy odbijały się dwie silne i walczące ze sobą emocje: potworny strach i świadomość, że nie powinna się bać, że nic się nie dzieje, to tylko samolot.
To “tylko” samolot…
Wtedy właśnie do mnie dotarło.
Nota. Pod tę niewyobrażalnie potężną dziurę w ziemi poszłam w 2004 r., kiedy wciąż jeszcze zionęła jak rana po wyrwanym żywcem sercu. Sprawiała przytłaczające wrażenie, nawet pomimo mojego bardzo chłodnego podejścia do niej. W 2013, kiedy rana w ziemi wyraźnie zaczynała się goić, a nowy, mniej zrozumiały wieżowiec wyrastał z niej niemal ukończony, nie czułam już nic, poza ogólnym wrażeniem straty. Ogromnej straty.

NY, 2013. Częściowo odbudowana strefa Ground Zero. Nowa wieża pamiątkowa nadal nie była oddana do użytku.