Po raz pierwszy poczułam to w jakimś 1992, kiedy w Nowym Sączu otwarła się jedna z pierwszych prywatnych offowych knajp Klub Jazz Rock Cafe “Stara Kaflarnia”. Tak się nazywała. Ktoś ze znajomych zabrał mnie tam na koncert kolegi i jego grupy. To był bar taki w klimatach Alchemii, można powiedzieć mordownia, tonąca w oparach papierosowego dymu, pełna długowłosych facetów i punkowych kobiet, gdzie piło się piwo i grało muzykę. Słabo go zresztą pamiętam, choć jedno ze swoich pierwszych większych opowiadań napisałam właśnie pod wpływem tego miejsca – to w nim umieściłam akcję.
Pierwszy raz poczułam, że w jednej przestrzeni można skrzyżować wiele wydarzeń i spotkać wielu ludzi. Od tamtej pory marzyłam o otwarciu miejsca, które byłoby wielorakim i pełniło kilka funkcji na raz, ale które przede wszystkim łączyłoby i dawało szanse na zetknięcie różnych dziedzin życia. Jakoś tak styki kultur zawsze mnie ciągnęły, i nawet w tym celu kilkanaście lat później zrobiłam studia Kuratora Sztuki Współczesnej – żeby się nauczyć czegoś o prowadzeniu takich miejsc. Z tych studiów wyniosłam jedno głębokie i silne przekonanie – muzea i galerie są bardzo potrzebne, ale one same nie wyprowadzą sztuki do ludzi, nie oswoją ich, ani nie pozwolą na rozkwit nie mainstreamowej działalności kulturalnej, tak bardzo potrzebnej w życiu codziennym.
Off oczywiście zawsze rządził się swoimi prawami, ale off po to jest offem, by nie trafiać do zwykłych ludzi i ich domów, do ich pracy, a ja jednak widzę głęboki sens oswajania ludzi ze sztuką i kulturą wyższą poprzez jej praktyczne zastosowanie. Pewnie dlatego tak bardzo wierzę w wielofunkcyjność miejsc. Po pierwsze bardziej pasują do współczesności i lepiej zaspokajają nasze złożone potrzeby, po drugie mimochodem edukują i integrują.
Ostatnio Strefa A zwinęła swoje oficjalne galeryjne pomieszczenia i przeniosła się nie tyle do przestrzeni publicznej, ile właśnie zawodowej, łącząc pomieszczenia biurowe ze sztuką. Właścicielka Galerii, Gosia Błaszczyk, ma już za sobą podobne doświadczenia jako promotor sztuki w instytucjach finansowych i międzynarodowych placówkach dyplomatycznych. Teraz umieszcza prace swoich artystów w pomieszczeniach niegaleryjnych, dając im szansę na zaistnienie w zupełnie nowym kontekście zupełnie nowym życiem przed zupełnie inną publicznością.
Świetnie sprawdziły się już prace jednego z jej artystów w przestronnych korytarzach fotograficznego Studia Zabłocie, teraz zaś nawiązała współpracę z obsługującym ją biurem księgowym, Księgowość Polska, zaangażowanej już wcześniej w aktywność w dziedzinie kultury. Wielkie i puste sale w starym budynku przy Fabrycznej, do których Małgosia Błaszczyk umiejętnie dopasowała malarstwo Oli Batury dostały nowe życie. To nie tylko kwestia psychicznego komfortu w pracy, wzbogaconej o bardzo subtelne pejzaże egzotyczne – to również świetna promocja firmy prowadzącej księgowość i doradztwo biznesowe, której hasło przewodnie obiecuje: “Zaksięgujemy twój sukces”.
Taka akcja, połączona z wyjątkowo sprawnie zorganizowanym prywatnym wernisażem dla swoich klientów niesamowicie podnosi prestiż firmy, podkreślając jej zaangażowanie, przyjazny stosunek i szacunek do partnerów. Kreuje pozytywny wizerunek i nadaje firmie wymiaru ekskluzywnego, co na pewno wyróżnia ją spośród innych biur oferujących identyczne – jakże nudne i znienawidzone przez większość z nas – usługi.
Moje osobiste wrażenia z tego wernisażu są wyjątkowo miłe – prywatna firma z całą pewnością ma większe szanse na zorganizowanie przyjemnego eventu kulturowego niż niesamowicie niedofinansowane u nas instytucje sztuki. Zaczyna się od takich drobiazgów, jak jakość wina i serów, kontynuuje przez możliwość zatrudnienia świetnego DJa, a kończy na zwykłej ludzkiej dostępności do krzeseł i kanap.
Okazuje się, że to one właśnie tworzą połowę świetnej atmosfery, pozwalając przysiąść, podzielić się na grupy w różnych pomieszczeniach, przemieszczać swobodnie i na przykład zintegrować przy robieniu kawy w biurowej kuchni, albo pod dystrybutorem wody.
Taka forma prezentowania sztuki ma jeszcze jedną niespodziewaną zaletę – pozwala poznać nowych ludzi! Wiecie jak to jest na wernisażach w tych samych instytucjach kultury? “Wciąż te same gęby”. No nie da się tego uniknąć; niektórych nieznajomych spotykam na wernisażach regularnie od 20 lat i nie wygląda, by miało to się zmienić, do czasu aż zaczniemy wymierać.
Na tym wernisażu znałam tylko Małgosię, przyjaciela, z którym przyszłam i dwie kobiety z widzenia. Całej reszty nie spotkałam wcześniej ani raz w życiu, co oznacza, że po jeden imprezie wyszłam z większą ilością nowych, interesujących znajomych, niż kiedykolwiek w ostatnich latach z dowolnej publicznej imprezy kulturalnej. Czy to nie fantastyczne?
A jak w tym wszystkim odnaleźli się sami pracownicy biura? Świetnie! Odnoszę wrażenie, że nie chodzi tu tylko o zwykłą współpracę organizacyjną, jeśli mogę tak powiedzieć – taka akcja podnosi morale i tym bardziej integruje ludzi, którzy na co dzień muszą znosić swoje towarzystwo w dużej firmie.
Możecie mi wierzyć, dawno nie byłam na równie udanym wernisażu, na którym wszyscy czuliby się tak dobrze i spędzili czas w tak świetnej atmosferze. Było w nim coś takiego, że samej zachciało mi się przenieść papiery do tego biura, bo po prostu chce mi się być z fajnymi ludźmi i robić fajne rzeczy. No a co tu gadać, jestem strasznie upierdliwym i wymagającym klientem, nie tak łatwo przekonać mnie do siebie, a już zwłaszcza firmie, której jakości usług nawet nie sprawdziłam…
To wszystko ma dla mnie wielki sens i w tym widzę przyszłość funkcjonowania nie tylko sztuki w życiu codziennym, ale i firm z aspiracjami do dawania klientom nietypowej, ekskluzywnej oferty. Dziś nikt już nie może znieść bezpośredniej, nachalnej reklamy, co coraz częściej widać w rozmaitych spotach reklamowych, oferujących klientowi styl i jakość życia, sam produkt sytuujących niemal poza kadrem.
Tym samym moje marzenia o łączeniu różnych dziedzin życia mają coraz realniejszą szansę na spełnienie, choć nie wiem, czy moje miejsce kiedykolwiek jeszcze przeniesie się do realu, czy nie pozostanie już na zawsze w formie pisanej…