Pierwszy z dziesięciu tomów podrzuciła Beata z Łodzi dla synka będzie ze sześć lat temu. Synek się wówczas nie zainteresował, za to ja któregoś razu złapałam na czuwanie w szpitalu przy moim nieżyjącym już najmłodszym bracie, Tomaszku.
Pierwsze sto stron czytałam przez około pół roku, gdzieś tam kątem w szpitalu, bez szczególnego skupienia. Za którymś jednak razem, kiedy Tomcio był bardziej nieprzytomny i dłużej leżał, przeczytałam na raz większy kawałek.
Zassało mnie. Łyknęłam resztę książki z wypiekami na twarzy w parę godzin. Jak tylko zaczęły się wakacje 2009, synek wyjechał na wieś i skończyły się zwykłe domowe obowiązki, zasiadłam do czytania reszty Czarnej Kompanii. Nie pamiętam ile mi to zajęło, ale czytałam non stop, podnosząc się tylko na ostry spacer, kiedy gnaty za bardzo bolały, lub suka wymuszała.
Jeszcze podczas czytania pierwszego, zamówiłam przez Allegro kolejny tom, kupiłam ten pierwszy na własność. Drugi dochodził do mnie miesiąc i myślałam że mnie trafi; w połowie drugiego zaczęłam licytować kolejne. Szły powoli, niektórych w ogóle nie było; zmuszona byłam polować, przegrywać aukcje, a za wygrane płacić grubą kasę. Sześć z dziesięciu tomów wydrukowałam, zanim w ogóle do mnie doszły. Za ostatni tom pierwszej edycji dałam 146zł, a i tak udało mi się go kupić dobrych parę miesięcy po przeczytaniu wydruku. Niedługo potem Rebis wydał drugą edycję, w “poprawionym” tłumaczeniu, które jednak mi nie siadło.
Jakiś rok później zaczęło za mną chodzić wspomnienie tamtego świata. Jadąc do Tomka do szpitala, znowu sięgnęłam po pierwszy tom. Krótki pobyt, niewiele udało się przeczytać, ale wzięłam go ze sobą również tego dnia, kiedy umierał. Czarna Kompania będzie więc jeszcze jedną rzeczą, która kojarzy mi się z Tomaszkiem.Sporo później zaczęłam podczytywać, ale już znacznie uważniej. Czytam spokojniej, bez amoku i muszę przyznać, że znakomicie się bawię. Dopiero teraz tak naprawdę mam okazję do docenienia jej.
Krótkie treściwe zdania, nietypowe metafory i klucze skojarzeniowe, czarne rzemiosło żołnierskie bez sentymentów, ale też bez przesadnego okrucieństwa. Trafne uwagi, interesujące portrety psychologiczne, które tak naprawdę samemu trzeba sobie składać w głowie ze strzępków informacji. Wartka, bardzo wartka akcja. No i niesamowita wprost, wynikająca z dystansu do opisywanego świata ironia, szczególnie trafna przy przedstawianiu postaci.
W nawale informacji, zdarzeń, postaci całość cechuje szczególnego rodzaju bystrość. Bystrość umysłu, który pisał, bystrość postaci, narratora, ogółem bystrość strategiczna i – oczywiście, ponieważ seria to klasyka Dark Fantasy – magiczna. Wszystko razem wplecione w tajemnicę, która snuje się nie tylko na planie zdarzeń, ale i wewnętrznej motywacji bohaterów.
Dziesięć tomów to solidny kawał czasu, odwrotny do proustowskiego – ten leci szybko i nie ogląda się do tyłu. Nasi bohaterowie giną, zmieniają się, wędrują poprzez cały glob z najdalszej północy po skraj południa w poszukiwaniu swoich – Kompanii – korzeni. Kompania to nie tylko zawód, to też rodzina i religia. Filozofii jako takiej, wyłożonej kawa na ławę, okrągłymi zdaniami i wzniosłymi ideami darmo by tutaj szukać. Za to z przyjemnością i dużym zaciekawieniem można prześledzić filozofię życiową bohaterów, filozofię nie przegadaną, lecz tę właśnie wcieloną w życie.
Bawię się, delektuję, obracam zdania, przeglądam po parę razy niektóre fragmenty. Pewnie że nie całe 10 tomów jest równo napisane i równie pociągające, ale… Naturalnie nie polecam nikomu, kto nigdy nie zatonął w nieskończonych światach fantastyki; pewnie nie będzie się umiał w nich odnaleźć.
A dla odmiany, podczytuję po kawałeczku cudny Sekretny dziennik Adriana Mole lat 13 i 3/4, którego synek odkopał z półki i czyta po raz drugi. No ja też po raz drugi i też mam z tego niesamowitą zabawę…