Dziś był taki dzień, szary, ciemny, wilgotny, przygnębiający od samego patrzenia za okno. Bure, gęste, ponure coś oblepiło mój dom z każdej strony, nie chcąc odejść. Niby zima i podobno gdzieś spadł śnieg. Nie tutaj. Wilgotny smutek przenika nawet przez szczelne okna, obłapia nawet przy ciepłym kaloryferze. Wyjątkowo brzydki kolor nieba odbija się w ziemi, w horyzoncie, w domach sąsiadów. Wrony i sroki na nagim kasztanie za oknem nie są więcej radosnymi łobuzami, lecz wysłańcami ciemności. Nienawidzę szarej wilgoci; wnika mi w kości, sprawia że od środka porastam mchem.
Marudzę od rana sama do siebie, nie robię nic. Nie pracuje mi się. Biorę witaminę D, rozważając podwójną dawkę. Czy to aby wystarczy za słońce lub śnieg? Za iskry, za ogień, za ciepło, przejrzystość i czystość? Za modrą wodę? Za piękno?…
O nie, zasłaniam zasłony o 14, żeby się odciąć od szarego koloru. Od razu robi się ciszej, spokojniej, przytulniej. I nagle już wiem, znajduję rozwiązanie – Renata, ugotuj coś! Tak dawno już nie gotowałaś…
Rzucam szybkie spojrzenie wgłąb siebie. Chcę czegoś kojącego, sprawiającego przyjemność, zdecydowanie wieloskładnikowego! Chcę się nasycić, uzdrowić, pozbierać do kupy i od tej pogody i od niedobrego jedzenia na weekendowym wyjeździe. Od razu wiem, że chcę marchewkę, ale chcę też więcej. Chcę mocy, wsparcia, chcę konkretów. Czuję się, jakbym chciała zacząć w życiu wszystko od nowa, jakby Nowy Rok przyszedł dopiero teraz. Chiński Nowy Rok pewnie za miesiąc. Zerkam do kalendarza – za jeden miesiąc i jeden dzień stuka mi okrągła cyfra na urodzinowym koncie.
Czy późnozimowa szaruga może skłaniać do zmian? Jeśli się jej nie poddać, zdecydowanie wymusza zmiany. Albo w niej ugrzęźniesz, stracisz czas, albo coś zmienisz. Wracam do kuchni i życie mi się zmienia. Przynajmniej na dziś.
Potrzeba:
- 3 nieduże buraki,
- 0,5 kg ziemniaków,
- 1 kg marchewki,
- duża garść suszonych albo świeżych borówek,
- kilka kapeluszy suszonych maślaków albo innych grzybów,
- gałąź selera naciowego,
- łyżka posiekanej świeżej czerwona bazylii (albo pół zwykłej),
- 1 cebula,
- 1 por,
- 1 brokuł,
- 1/2 łyżeczki ekstraktu pomarańczowego (można użyć wyciśniętą pomarańcze i kawałek skórki),
- szczypta soli,
- 2 garści nerkowców,
- 1/2 pęczka zielonej pietruszki,
- sok z 1/2 cytryny,
- 2 łyżki musztardy z całymi ziarnami gorczycy,
- 1 łyżka miso (możesz użyć sos sojowy).
Wykonanie:
- Nastaw pół dużego garnka wody.
- Oczyść buraki, pokrój w grubą kostkę i wrzuć do gotującej się wody.
- Wyczyść ziemniaki, skrój w grubą kostkę, wrzuć do gotowania.
- Wyczyść marchew, tak samo skrój i dorzuć do garnka. Ta kolejność jest istotna ze względu na czas gotowania.
- Wrzuć borówki i grzyby.
- Dodaj grubo skrojonego selera naciowego i bazylię.
- Skrój pora i cebulę w duże kawałki i dodaj.
- Dodaj brokuła. Gotuj wszystko tak, żeby wyraźnie zmiękło, ale nie było rozgotowane.
- Zmniejsz ogień, i stopniowo zblenduj całość na krem (przyda ci się drugi garnek).
- Wstaw ponownie na niewielki ogień, posól i dobrze wymieszaj. Gotuj krem kilka minut, mieszając.
- Dodaj musztardę i miso. Moderuj smak. Powinny sprawiać przyjemność.
- Posiekaj nerkowce i natkę, dodaj, zamieszaj.
- Dopraw sokiem z cytryny. Jeśli chcesz możesz jeszcze ostatecznie doprawić musztardą lub miso. Nie gotuj.
Jeśli ktoś nie lubi kremu, może wszystkie składniki pokroić drobniej i zrobić standardową zupę. Wywar smakował świetnie przed blendowaniem.
Konsystencję można zrobić rzadszą, ja jednak zdecydowanie preferuję kremy stojące, z małą ilością wody. Lubię czuć, że coś mam w buzi, lubię się najeść takim talerzem.
Można dodać czosnek, jeśli chce się uzyskać bardziej wytrawny smak.
6 komentarzy
Świetnie napisane, głębokie, ciepłe.
Ja dzisiaj również podjąłem decyzje, co do zmian i udało się. Przełamanie nastąpiło.
Wierszem :)) Dobra zupa.
Pysznie napisane;-) Jak nie przekraczam zazwyczaj progu kuchni, to chyba dzisiaj zdejmę pajęczyny z lodówki…
będzie można otworzyć bez strachu :)))
no cholera dlaczego ja nie mam buraków !!! a spac mi sie nie chce 🙂 ugotuje jutro , tak kolorowo 🙂
Marta, w ostatnim zdaniu było, że można buraki wyłączyć z kremu, żeby był bardziej miękki i słodszy. Dałam je, bo ich potrzebowałam. Jak czasem brakuje jakiegoś składnika, to się nie ma co przejmować! Eksperyment najważniejszy 🙂