Wróciłam nocnym pociągiem z Poznania z tą samą zawrotną prędkością 50 km na godzinę, z jaką ostatnio podróżuje się u nas koleją. Opóźnienie zaledwie półgodzinne, dlatego prawie nie zwracam uwagi.
Stała użytkowniczka tejże trasy, siedząca w tym samym przedziale, wyznała innej częstej podróżniczce: “Oj, mało kiedy się zdarza, żeby był punktualny. Raz na dziesięć, jak jeżdżę”. Powiedziała to z tak niezachwianym spokojem, iż upewniłam się, że przez lata systematycznego opóźniania pociągów, PKP (czyli tysiąc spółek okołokolejowych) zwyczajnie wypracowało u swoich klientów pożądane zachowania. Klienci przyjęli do wiadomości fakt, iż rozkład jazdy to fikcja.
Ja również mało się tym faktem denerwuję, po prostu wliczam w zakładany czas przejazdu z rozkładu dodatkową godzinę. Mnie zresztą ćwiczą urzędnicy miejscy, którzy remonty krakowskich dróg i torowisk powierzają niewydolnym firmom, które pracując na jeden etat, ślimaczą byle robotę przez całe miesiące. Swoje odstałam też w tramwajach i autobusach.
Pełna promocja Slow Life w dodatku prawie za darmo. Koszt to tylko twój czas, ale kto by narzekał.
Wracam do domu przez niedzielną pustynię. Tylko upał vs. mroźna klima. Mózg się roztopił, ale cieszę się tak bardzo, aż do rdzenia. Prawie sobie zapomniałam jak fajnie jest się ruszyć gdzieś bez zobowiązań i jak się przy tym psychicznie wypoczywa. Wszystko jest slow today.