Miałam was nie męczyć osiemsetną wersją zupy z tych samych składników, co jednak poradzę, że po drobnej modyfikacji ilościowej i kolejnościowej znowu się okazało, że wyszła okropnie przyjemnie i żal byłoby, gdyby się zmarnowała?
W swojej przepastnej szafce na fasole i kasze od czasu do czasu znajduję coś fajnego, o czym sobie zapominam, że mam. Przedwczoraj znalazłam fasolę adzuki, którą wielbię, a której nie gotowałam już chyba parę miesięcy. To takie małe czerwone ziarenka, bardzo ładne i smaczne.
No dobra, idę i zrobię zdjęcie…
Od lewej adzuki, mung, potem soczewice czarna (beluga) i zielona.
Moczyła się moja adzuki ponad dobę, bo nie miałam czasu się nią wczoraj zająć. Zajęłam się dziś i bardzo się cieszę, bo mam co jeść jeszcze na jutro, a jutro dzień pakowania i wyjazdów a potem jedno wielkie wariactwo przez tydzień, kiedy wiem, że mój biedny, nieodporny organizm będzie cierpiał.
Zupa tymczasem mnie zaskoczyła, albo może po prostu wreszcie znowu koncentruję się w wystarczającym stopniu na tym, co gotuję. Jakoś ostatnie miesiące były pod tym względem trudniejsze. Nie da się zresztą ukryć – wiosna, lżej się je, zieleniny powoli przybywa i nowalijek też. Wszystko się chce bardziej na wiosnę.
Tak więc poproszę:
- 200 gr namoczonej adzuki,
- sok z 1/4 cytryny,
- parę suszonych grzybów,
- parę suszonych pomidorków,
- 1 burak,
- 2 spore marchewki,
- 3 średnie pietruszki,
- 1/2 dużego selera,
- 5 średnich ziemniaków,
- 1/2 pora,
- 2 liście kapusty włoskiej,
- 8 małych cebulek szalotek (nie zielonych, tylko bulwy),
- odrobinę szarej soli,
- 1 niedużą łyżkę prawdziwego masła.
Masło można pominąć. Ja dodałam, bo niedawno udało mi się dostać bardzo fajne i szkoda, żeby zjełczało od nieużywania.
Wykonanie:
- Namoczoną adzuki gotować 10 minut z cytryną, grzybami i pomidorami.
- Skrojone w mniejsze i większe plastry korzenie i pora dodać i gotować 10 minut.
- Drobno posiekane liście kapusty włoskiej i grubiej szalotkę dodać razem z solą i masłem, gotować 5-7 minut.
Miałam starego pora. Gdybym miała młodego, dałabym w punkcie trzecim. Jakieś pół godziny i zupa nadaje się do jedzenia. Niektóre warzywa można zostawić ciut chrupkie, zwłaszcza marchew. Można to osiągnąć krojąc korzenie na różne wielkości – marchew większą niż pozostałe. Efekt jest fajny.
Adzuki jest delikatnie słodkawa sama w sobie, w połączeniu z marchewką i ziemniakami dała bardzo przyjemną słodycz, nie trzeba było nawet moreli ani daktyli. Cytryna i pomidorki równoważą smak kwaśny, zupa nie jest więc mdła, ani bez wyrazu. Mnie się wyjątkowo podobała.
Jadę na prawie tydzień do Wiednia, ustawiam więc wpis na za parę dni tak, żebyście się nie stęsknili za bardzo. Smacznego!