Targ Pietruszkowy powrócił z ciekawszą ofertą!

written by Renata Rusnak 29 lipca 2014

Spełniły się moje zeszłoroczne marzenia, żeby inicjatywa Fundacji Partnerstwa dla Środowiska i Stowarzyszenia Podgórze stała się imprezą cykliczną – w tym roku już od czerwca na Podgórzu ponownie działa Targ Pietruszkowy.

Są tu różne cuda z okolicznych gospodarstw ekologicznych i naturalnych, ale oczywiście to, co cieszy mnie najbardziej, to coraz wyraźniejsza bioróżnorodność dostępnych plonów.

Zupełnie niedawno, ot raptem rok temu końcem sierpnia wróciłam ze Stanów, gdzie odwiedziłam ich Farmer’s Market (zdjęcia) w samym centrum Manhattanu z małym smuteczkiem w serduszku, że u nas nie uświadczy takiego bogactwa plonów i różnorodności warzyw i owoców.

Tymczasem z ostatniego Targu Pietruszkowego z dużą frajdą wyniosłam aż sześć odmian pomidorów, w tym te cudowne czarne, które tak bardzo posmakowały mi w Nowym Jorku, kilka odmian śliwek, jakieś nieznane mi ziemniaki no i żółte patisony, które jedzone na surowo razem ze skórką mają niezwykle ciekawy orzechowy posmak (muszą być małe, zanim zdrewnieją).

Sześć odmian pomidorów z lokalnego Targu Pietruszkowego

Różnorodnością upraw jak na razie na głowę bije wszystkich JEdynie, dostarczając nie tylko niezliczone ilości dyni, ale i papryk i ostatnio też pomidorów. Pisałam już o nich rok temu, odkrywając niebywałą kolekcję dyń na jesiennej edycji Najedzonych, w tym roku tylko podtrzymuję swoje zachwyty pasją eksperymentowania z rozmaitymi gatunkami tej samej rośliny jadalnej, oraz, co tu gadać, równie ważne – niestrudzoną edukacją klientów.

Mam taki pomysł, żeby przetestować te wszystkie dynie sukcesywnie wybierając po jednej – tym razem kupiłam taką w wypukłe prążki, bo mi się najbardziej spodobała.

Moje zakupy od JEdynie – testy dyniowe rozpoczęte od prążkowano-karbowanej. Kwiaty cukinii w całości zjadłam na surowo prawie jak cukierki

Nie kryję, jak bardzo się cieszę, że organizacja w tym roku zdecydowanie przewyższa zeszłoroczną. To, że w ogóle odbywa się druga edycja jest sukcesem całego miasta i całe miasto powinno podziękować organizatorom, szczególnie ze Stowarzyszenia Podgórze, którzy zasuwali nad koordynacją tego wszystkiego. To dobry krok w stronę powrotu do bezpośredniego kontaktu z rolnikiem, do sprawdzenia jakości produktów, które na stałych krakowskich targowiskach najczęściej są obsługiwane przez handlarzy a nie rolników. To oczywiście też krok ku zdrowiu i rozwojowi ekologicznego, lokalnego pożywienia, tak dla nas istotnego.

Wciąż brakuje mi gospodarstw rolnych, które zechciałyby trochę zainwestować w nowocześniejszą uprawę organicznych warzyw – namioty poza ścisłym sezonem, rozmaite maszyny oraz naturalne środki zwalczania szkodników, a przede wszystkim zgłębianie wiedzy na temat kompostowania i użyźniania gleby tak, by wzbogacić plony i nie dać się zjeść robactwu. Bardzo przydałyby się takie inwestycje, żeby sama oferta stała się szersza.

Koszyk Lisiecki, świetna inicjatywa kilku gospodyń z regionu

Koszyk Lisiecki, świetna inicjatywa kilku gospodyń z regionu

Nie dalej jak trzy dni temu na Slow Pikniku w Sierakowie rozmawiałam z Pavlem Portoyanem, który dopiero co wrócił z wyprawy do domu i opowiadał o paręsethektarowym gospodarstwie całkowicie i stuprocentowo ekologicznym, samowystarczalnym i opartym na mądrości przodków. Właściciel tego gospodarstwa ma nawet własne sklepy wyłącznie ze swoimi produktami – co opłaca się oczywiście tylko w przypadku tak dużych upraw i hodowli, ale jednak opłaca się bardzo.

Ja wiem, że Kaukaz i wschodnie rubieże Rosji to nie Małoposka – tu 120 ha w rękach jednej osoby jest najpewniej niewykonalne, ale Pavel tylko utwierdził mnie w przekonaniu, że powrót do korzeni rolnictwa naturalnego jest jak najbardziej możliwy. Że za cholerę do niczego nie potrzebujemy chemii i oprysków, randapu i GMO. Skoro nasi przodkowie bez posiadania maszyn byli w stanie utrzymać się przez cały rok siejąc, sadząc i hodując zgodnie z cyklami natury – dlaczego my nie jesteśmy? Coś tu się nie zgadza, i to nie zgadza się grubo…

Może jednak takie inicjatywy jak Koszyk Lisiecki, czyli konsolidacja kilku mniejszych gospodarstw w jeden większy, współpracujący ze sobą organizm nie byłaby złym rozwiązaniem? Tak się przecież kiedyś żyło – we wspólnotach.

Solidna dawka antyoksydantów – profilaktyka serca i nowotworów za darmo. Z bezglutenowym chlebkiem od p. Bogdana Smolorza

A moje ostatnie łowy powyżej to również niebywałe bogactwo wartości odżywczych i kluczowych dla zdrowia antyoksydantów, występujących w fioletowo-granatowych roślinach. Czy dodatkowo muszę kogoś przekonywać o ich świeżutkiej, niemal prosto z krzaka, niepryskanej pyszności? Takie śniadanie to dopiero raj dla podniebienia!

Więcej zdjęć na Facebooku.

Może Cię zainteresować

Napisz komentarz