Dziś najprościej na świecie – tylko quinoa i czarna soczewica. Dwie proste, ale bardzo smaczne i niebywale wartościowe roślinny, które nie wymagają żadnego zachodu (poza nabyciem ich w dowolnym sklepie organicznym, lub na osobnej półce w hipermarkecie).
Quinoa to świetne i bogate w łatwoprzyswajalne białko ziarno dodatkowo bez glutenu. Inkaskie złoto, podobno przez wieki główny żywiciel Ameryki Południowej.
Staram się kupować organiczną, najchętniej Fair Trade’ową, ponieważ Amerykę Południową zaludniają biedne społeczności, których z powodu rosnącej popularności quinoi w świecie zachodnim coraz częściej nie stać na swój tradycyjny, zdrowy i związany z lokalną tożsamością produkt.
Gotuje się ją cudownie prosto — wystarczy opłukać, wstawić do garnka z wodą w proporcjach dokładnie 1:2, na małym ogniu pod przykrywką. Równo 15 minut od zawrzenia wyłączyć. Można bardzo delikatnie osolić szarą solą.
Nadaje się i do dań słodkich i wytrawnych, można jeść samą, lub polaną jakimkolwiek sosem. Fantastycznie sprawdza się do surówek. Smak ma i ciekawy i łatwy w odbiorze, wydaje się być niezwykle przyjazna i w buzi i w brzuchu, jest bardzo wdzięczna do przyprawiania czymkolwiek, choć ja najbardziej lubię ją solo. Jakoś cieszy mnie jej niepodobny do niczego smak…
Czarna soczewica też jest prosta. Jak każda soczewica zresztą. Jest również bogata w białko. Czarną bardzo cenię za jej intensywny smak, który wyróżnia ją spośród pozostałych soczewic. Wydaje mi się najciekawsza spośród tych dostępnych u nas. Jej też nie przyprawiam za mocno, czasem prawie wcale. Dziś dodałam hyzopu, podgrzybków, malutki kawałeczek białej kapusty i odrobinę soli. Nie dość, że wyszła pyszna, to jeszcze fantastycznie skomponowała się z quinoą. Naprawdę polecam. Gotuje się równie prosto — przepłukać i w wodzie 2:1 i gotować koło 30–35 minut. Musi być całkowicie miękka.
Nie gotujcie strączków na chrupiąco, bo powodują straszne gazy… Soczewic nie namaczam. Soczewiczki mają bardzo krótką tolerancję na przegotowanie : ) Trzeba dokładnie nauczyć się rozpoznawać moment idealnego ugotowania, bo 2, 3 minuty później po prostu się rozpadają. Co oczywiście szkodzi tylko oku – dla układu trawiennego tak jest nawet lepiej.
Zachęcam do wypróbowania różnych odmian soczewic – każda smakuje inaczej i inaczej się komponuje.
Wszystkie cudne miseczusie ceramiczne na tym blogu są ręki Andrzeja Mędrka. Umilają mi życie na co dzień, choć z najładniejszych nie jadam ; )