Miałam ostatnio kilka rozmów na temat poczucia bezsensu życia, utajonej, podskórnej depresji, braku radości życia, tracenia entuzjazmu i podobnych, zatem wrzucam luźną notatkę. Oprócz zwykłych okoliczności towarzyszących depresji (podwójny konflikt – obniżenia poczucia własnej wartości oraz poczucia winy – który spełnia rolę biologicznego hamulca, chroniącego nas przed niebezpieczeństwem/walką/utratą życia), może nękać nas również tak zwana depresja niechcianego dziecka.
Nastroje depresyjne odczuwają osoby, których mózg automatyczny (podświadomość) wdrukował sobie program “depresja niechcianego dziecko”. “Niechciane dziecko” to jakakolwiek negatywna reakcja rodzica na pierwszą wieść o ciąży. Rodzic/rodzice mogą potem pogodzić się z myślą o dziecku i całe życie bardzo je kochać, ale pierwsza reakcja, podobnie jak okoliczności towarzyszące poczęciu (np. pękła prezerwatywa), potrafią negatywnie ukształtować i skutecznie zepsuć przyszłemu człowiekowi radość i lekkość istnienia.
Okoliczności, kiedy rodzice dowiadują się o nieplanowanej ciąży często są mocno stresogenne. U matki czy ojca pojawia się milion pytań, na które w danym momencie wydaje się nie być odpowiedzi: jak sobie poradzę z wychowywaniem? Skąd wezmę pieniądze? Czy mam siłę/pieniądze na kolejne dziecko? Czy mam odpowiedniego partnera, czy chcę spędzić z nim/nią życie? Co jeśli jestem za stara/za młoda, co jeśli choruję…
W chwili, gdy rodzic przeżywa silny stres w izolacji, np. długo nie powie nikomu o ciąży, albo w dodatku zastanawia się, czy urodzić dziecko czy nie, to cały ten stres wpisuje się w program “Projekt/cel” dziecka. “Projekt/cel” to to, co potem kształtuje nasze wzorce zachowania i to, co nasza podświadomość (mózg automatyczny) w sobie zakoduje, łącznie z wadami “wrodzonymi” i “dziedzicznymi” (najlepsze rozwiązanie mózgu automatycznego dla traumy rodzica, gwarantujące przeżycie płodu).
Depresja niechcianego dziecka
Osoby urodzone w takim programie będą miewać nawracające cyklicznie poczucie: “po co żyję?”, “jaki jest sens mojego życia?”, “jestem ciężarem dla innych” (poczucie winy), “lepiej żeby mnie nie było” i podobne.
Żeby to przepracować, wystarczy uświadomić sobie na bardzo głębokim poziomie to, co i tak podświadomie wiemy. Trzeba to wyjąć na zewnątrz, wypowiedzieć, nazwać, napisać na kartce: “jestem niechcianym dzieckiem” “rodzic/rodzice mnie nie chcieli, nie planowali, nie oczekiwali”, “rodzice się mnie nie spodziewali”.
Potem należy wypisać wszystko, co dotyczyło okoliczności naszego poczęcia i przyjścia na świat, np. “mama miała już roczne dziecko i była wykończona”, “tata był za młody i nie ogarniał życia”. “Rodzice nie mieli wtedy mieszkania/pracy/warunków, było im ciężko w życiu”. “Życie mojego ojca/matki na zawsze się zmieniło/załamało, odkąd się urodziłem/urodziłam”. Postarać się całą ich sytuację dokładnie zrozumieć oraz oddzielić od swojego własnego życia.
Powiedzieć sobie i napisać: “to były lęki i obawy mojej matki/ojca, taka była ich ówczesna sytuacja życiowa, to się przydarzyło im, to należy do nich, nie do mnie”. Spalić zapisaną kartkę.
Wybaczyć.
Jeśli nas nie porzucili po poczęciu – docenić, okazać wdzięczność, podziękować, że mimo wszystko zostali z nami, że pozwolili nam się urodzić. Że mimo ciężkich warunków, albo ich nieumiejętności i wad, zrobili wszystko, co było w ich mocy, żebyśmy doszli tu, gdzie jesteśmy.
Potem uświadomić sobie, że “ja (imię) wybrałam/wybrałem życie, ja chce żyć, ja tu jestem, bo taka jest moja decyzja”. “Moja dusza wybrała wcielenie/Bóg mnie tu przysłał”. “Mogę być wolny/wolna od strachu i poczucia izolacji moich rodziców, mogę jasno i wyraźnie widzieć cel i sens swojego istnienia”. “Nie jestem więcej bezbronnym dzieciątkiem, które nie przeżyje bez rodziców, żyję dzięki własnej woli, dlatego że ja (imię) potrafię żyć, wiem jak żyć”. W pełni uświadomić sobie to, co czyni nasze życie pięknym i sensownym (praca, hobby, przyroda, dziecko, partner/partnerka, pies, doświadczanie, przygody).
Trzeba przeżyć cud własnych narodzin na nowo. Ucieszyć się ze swojego przyjścia na świat, tu i teraz!
Należy to wszystko przepracować szczególnie, jeśli jest się dzieckiem porzuconym, opuszczonym przez jedno czy oboje rodziców, albo gdy rodzice dali ciała na pełnej linii i to na nas spadła cała odpowiedzialność za życie – swoje i ich. Porzucone dzieci w dorosłości będą ścigały cień swojego rodzica, będą się wiązały z mężczyznami i kobietami, którzy też porzucają, bo będą czuły przymus realizowania programu, według którego zostały poczęte. “Ojciec/matka mnie porzucił, ale dzięki temu żyję” “Żeby żyć, muszę wiązać się z ludźmi, którzy mnie porzucą”. Te osoby też same będą odrzucać wszelką bliskość, bo bliskość jest przyczyną problemów, niezgodnych z ich programem biologicznym. Przed bliskością, czyli prawdziwymi, zdrowymi więziami będą uciekać, bo te (według ich wzorca) prowadzą do bolesnego odrzucenia.
Żeby więc zacząć żyć własnym życiem, żeby przestać realizować wzorzec traum naszych rodziców, musimy zacząć zauważać drobne momenty w życiu. Chwile, podczas których możemy cieszyć się życiem, cieszyć się z tego, że istniejemy. Przyjmować z wdzięcznością to, że (i kiedy) inni nas doceniają, kochają, wspierają. Kiedy przyjaciele i rodzina mówią “dobrze, że jesteś”, “dziękuję za to, co dla mnie robisz”. Cieszyć się z każdej dobrze wykonanej pracy, odważyć się spojrzeć na siebie w lustrze i powiedzieć sobie: “ej, (imię), dobrze że jesteś!”
Niechciane w przeszłości dziecko, masz pełne prawo do życia, skoro już żyjesz!
Więcej o biologicznych konfliktach leżących u podstaw depresji i depresji klinicznej tutaj oraz tutaj (polecam uwadze drugi link, który niestety jest po angielsku). Tutaj dość sensownie o depresyjnych mechanizmach stresu, tutaj o tym, do czego takie trudne uczucia są nam potrzebne, a tutaj o tym, jak prawidłowo pisać listy/notatki uwalniające i wybaczać.
Polub/Udostępnij pod wpisem.
7 komentarzy
Bardzo dobry i potrzebny tekst. Napisany konkretnie, prosto, rzeczowo, w prosty sposób wyjaśnia skomplikowane sprawy. I do tego jeszcze z linkami do różnych źródeł. Super!
PS. Jeśli wracasz do blogowania, to bardzo się cieszę ?
Cześć Edyta 😉
To nie tak, że zarzuciłam blogowanie, po prostu bardzo dużo czasu zajmuje ogarnianie książki, logistycznie mnie zużywa. W dodatku wprowadziłam wiele zmian w życiu i jakby sama na razie nie wiem, co o nich sądzić :)) To znaczy wiem, ale potrzebuję czasu, żeby one się ukonstytuowały i żebym wiedziała, co mam o nich napisać dla innych 😉 Oprócz tego metoda, którą teraz pracuję wymaga wchodzenia bardzo głęboko w siebie, a to nie są rzeczy, o których pisze się publicznie 🙂 Teraz czeka mnie gorące pół roku z promocją książki, a co potem to się okaże. Mam bardzo dużo szkiców rozgrzebanych, których na razie nie chcę kończyć, ale… one day 😉
Bardzo ciekawy artykuł, choć nie akceptuje na 10O% wynikającego z tego czynnika determinizmu. Wydaje mi się że znacznie gorszym czynnikiem zaburzającym jest świadome doświadczenie porzucenia w wieku dziecięcym, a czynnikiem depresyjnym w wieku dojrzałym, porzucenie w relacji partnerskiej, bo otwiera starą ranę , marginalizując poczucie wartości istnienia a także tzw. Zasługiwania na miłość czy szczęście itd. Trzeba siebie afirmować przez samego siebie, najgorzej jak chce się tą wartość afirmować przez innych, czy grupy osób. Ale to cholernie trudne wyrwać się z tej społecznej matni, w której ktoś określa moją wartość, zwłaszcza w obliczu swojego dowartościowania kosztem drugiego. Powodzenia w publikacji!
poczucie odrzucenia w wieku dziecięcym, a szczególnie przyciąganie partnera, który w wieku dojrzałym odrzuci, jest wzorcem, który najczęściej jednak został zakodowany w okresie Projekt/cel. Potem jest tylko cyklicznie odtwarzany (warto zrobić sobie tzw. linię życia, czyli traumatyczny moment odrzucenia przez partnera podzielić dokładnie na pół, sprawdzić, co w tym wieku działo się w życiu, potem na pół i na pół, aż dojdzie się do 2, 3 , 4 lat – wówczas porównuje się lata do miesięcy ciąży i zwykle okazuje się, że w 2, 3, 4 miesiącu ciąży coś się wydarzyło u matki i ojca). Naturalnie zdarza się tak, że dziecko samo wytworzy sobie wzorzec odrzucenia – np. urodzi się oczekiwane u kochających się rodziców, którzy się rozstaną z hukiem, kiedy ono będzie miało kilka/kilkanaście lat. Ale wtedy nie będzie go dotyczyć depresja niechcianego dziecka, i zresztą też niekoniecznie wpadnie w depresję po rozstaniu rodziców, któremu towarzyszyć będzie zerwanie kontaktu z którymś z rodziców. Nawet niekoniecznie utrata np. w wypadku rodziców przez chciane dziecko wywoła w nim depresję. Raczej konflikty na tle rozstania, czyli skórne, albo te związane z więzami, czyli krew. Każdy rodzaj reakcji na traumę wywołuje inne objawy. Depresja ma zawsze podłoże poczucie winy (w tym przypadku bo istnieję i komplikuję życie swoim rodzicom) i gwałtownego spadku własnej wartości, czyli coś robię potwornie źle, coś mi nie wyszło, choć tyle się starałem – np. opuścił mnie partner, choć dałam z siebie wszystko. W przypadku niechcianego dziecka będzie to spadek własnej wartości związany z tym, że mnie nie chcieli, nie oczekiwali, nie przyjęli z miłością, czyli jestem zero.
Jak zwykle zmuszające do wyjścia ze swoich schematów. Dzięki…
proszę 😉
Zawsze czułam się niekochana i niechciana. Powtarzano mi przecież rodzice cię kochają. Kłamstwa. To ze inni kłamali że rodzice mnie kochają nauczyło mnie że miłość to “radź sobie sam i nie rób problemów innym swoim istnieniem, nie odzywaj się, nie miej uczuć, nie zawracaj mi głowy, tracę tylko czas na ciebie”. Od lat kocham tak siebie i innych. Mam 40 lat nie mam męża, dzieci. Nie potrafię kochać. Nienawidzę wszystkich.