Barszcz od którego robi się gorąco

written by Renata Rusnak 16 lutego 2012

Dziś burak czerwony – jedna z najważniejszych i najwartościowszych w naszej części świata roślin jadalnych. Pewnie zaraz obok kapusty i pora. Tutaj przygotowałam wariację na temat wigilijnego barszczu mojej mamy.

  • kilo dobrych, treściwych buraków czerwonych (używam wyłącznie bio produktów, nie tylko ze względu na zdrowie, ale też smak dawnych odmian warzyw i owoców),
  • dwie średnie pietruszki,
  • jedna średnia marchew,
  • ćwierć średniego selera,
  • dwa ziemniaki,
  • pół winnego, dużego (jedno małe), najlepiej kwaśnego jabłka,
  • ćwiartka-pół obranej cytryny,
  • około 4 litry wody,
  • płaska łyżka nieoczyszczonej soli.

Wszystko wyczyścić szczotką do warzyw, wypłukać, usunąć nożem, co konieczne, pokroić i wrzucić do wody z solą, gotować jakieś 40 minut.

Buraki można pokroić w plastry, a plastry w ćwiartki, resztę warzyw w kostkę. Będzie dość ładnie wyglądało. gotować z całymi kawałkami cytryny, z której przed pokrojeniem w raczej drobną kostkę warto wycisnąć sok i część jego dodać na samym końcu. Cytryny nie gotować w skórce, bo da gorzkawy smak; w skórce za to warto używać do herbat i napojów. Warto też samą skórkę, jeśli jest organiczna, wysuszyć na kaloryferze lub w piekarniku i zachować jako świetną przyprawę.

Na 10 minut przed końcem gotowania dodać po mniej więcej pół płaskiej łyżeczki:

  • ziaren bardzo ostrej papryczki (peperoni lub podobne),
  • zmielonego imbiru,
  • tymianku.

Ilość najlepiej uregulować samemu. Na talerz przed podaniem wycisnąć ząbek czosnku i skropić sokiem z cytryny. Można posypać szczyptą świeżo zmielonego pieprzu.

Takie piękne serca zapiekałam w piekarniku w Papuamu…

Różnica między tą wariacją, a wersją mojej mamy polega na przyprawach – mama oczywiście używa liścia laurowego i ziela angielskiego, zamiast imbiru czy peperoni, oraz na wigilię przygotowuje wersję wyłącznie solo, więc warzyw nie kroi drobno, lecz gotuje długo w całości (albo w połówkach).

Jak widać powyżej, nie dodałam żadnego tłuszczu. Wcześniej jednak zjedliśmy ogromne, słodkie i tłuściutkie ciastka w berlińskim Muzeum Historycznym…

Przepis podaję też dla zachęty – warto opracować taki zestaw ziół, który będzie nam najbardziej pasował. Nie zawsze robię buraki na ostro, często wolę łagodne, z lekkim posmakiem kolendry, dziś jednak chodziło o efekt rozgrzewający na przeziębienie. Tak czy inaczej nie trzeba się trzymać ustalonych smaków, lecz eksperymentować. Raz się uda lepiej, raz gorzej, ale praktyka czyni mistrza i porażkami nie ma się co zrażać.

Ta wersja barszczu jest bardzo klarowna. Można pić osobno, można zjeść z wsadem warzywnym. Nie zaszkodzi również całość zmiksować na krem. Smak powinien być wyraźnie warzywny, wyraźnie buraczany, ostro-kwaśny.

Unikajcie jednak przygotowywania barszczu czy kremu, który będzie w smaku tylko pikantny. Jeśli barszcz smakuje wyłącznie ogniem w paszczy znaczy, że został “spaszczony”. Jeśli używa się bezsmakowych warzyw przemysłowych, zwykle nic się z nich nie da wydobyć i wtedy jedyny ratunek można znaleźć w dużych ilościach przypraw. Albo polepszaczy smakowych. Dlatego polecam warzywa organiczne, albo od zaprzyjaźnionych lokalnych rolników. Wbrew pozorom nie jest ich tak trudno znaleźć, tylko nie można mylić rolników z handlarami na targach.

Może Cię zainteresować

2 komentarze

Agnieszka 11 stycznia 2014 - 23:42

O mamuśku, myślałam, że żartujesz z tym rozgrzewaniem… Albo że to będzie jakoś tak energetycznie a nie w kwestii temperatury! Upichciłam, bo barszcze czerwone kocham, zamieszałam trochę, bo mnie fantazja ułańska poniosła: dodałam świeżego rozmarynu i pora. Pożarłam i pół dnia chodziłam po domu w topie i dyszałam. Ale przeeeeeepyyyszne było 🙂 p.s. zostawiłam Ci odrobinę na jutro do spróbowania!

Reply
renata 12 stycznia 2014 - 12:53

Nie żartuję 😀 Wszystko, co pisze z tym jedzeniem, to prawda :))
Super, spróbuję, bo dawno nie robiłam 🙂

Reply

Napisz komentarz