Takie proste i dobre jedzonko zrobiłam, tak idealnie pod dzisiejszą pogodę leciutkie, że jem i jem i przestać nie mogę. To znaczy nie mogłam, bo w końcu jednak przestałam. Teraz trawię, prostując sylwetkę, żeby mnie za bardzo pod żebrami nie uciskało. Szczęśliwie za pół godziny większość tego powędruje dalej, nie odkładając skutków ubocznych, za to, hm, robiąc miejsce na mały deserek. Albo trzecią dokładkę. Kalafior i konopie – kto by pomyślał?
Jeśli warzywa kupuje się prosto od rolnika, albo ze sklepu bio, to kalafiory i brokuły często wokół kwiatu mają zostawione łodygi. Od dłuższego czasu mnie te łodygi nurtowały, bo jeszcze w czasach Papuamu, Adam przywoził całe brokuły, razem z długaśnymi liśćmi. Powiedział mi wtedy, że kiedy robił zaopatrzenie do jednego z ośrodków z surową dietą Ewy Dąbrowskiej, miał zlecenie, by przywozić całe rośliny razem z liśćmi. Chyba wyciskali z tego soki. Sama od dawna używam rozmaitych naci, nie tylko tych aromatycznych, ale i zwyklejszych. Raz, że są zdrowe, często wartościowsze niż korzenie (np. rzodkiewka), dwa, zastosowane do gotowania nadają potrawie wiele świeżości i zielonego smaku, które tak bardzo sobie cenię.
W Papuamu podjęłam się paru prób ogarnięcia liści brokuła, ale na marne. Moje umiejętności panowania nad zielonymi roślinami były w tamtym czasie na wczesnym etapie eksperymentowania z tradycyjnym wydaniem. Dziś trochę to inaczej wygląda, i jeśli tylko nadarza się okazja dostania brokułów z liśćmi, to ich chętnie używam.
Tymczasem jakoś niedawno zaczęłam gotować łodygi kalafiora. Dlaczego nie? Środek głąba jest naprawdę ogromnie smaczny, a te łodygi, czy tam kłącza, wyglądają naprawdę apetycznie. Spróbowałam na surowo i spodobał mi się ich delikatny i zieleńszy od kwiatu smak. Kilka razy dodałam do koktajlu, aż w końcu wrzuciłam do garnka z warzywami. Tak jak się należało spodziewać, miąższ okazał się bardzo delikatny, prawie aksamitny. Te najbardziej zewnętrzne łodygi mają po zewnętrznej stronię równą warstwę łyka, które nie jest przyjemne, ale nie jest też zdrewniałe. Można je albo oskrobać, albo po prostu zjeść, myśląc o tym, jak przydadzą się w jelitach. Tak czy inaczej są pyszne, co dziś się tylko potwierdziło. Tak więc od teraz ani kawałek kalafiora nie wyląduje w kompostowniku.
No bo dziś wyszedł mi genialny kalafior. Na grzybach i konopiach!
3 x K – Kalafior, konopie, kapusta
Cieciorka. Zacznij od tego, bo najdłużej się robi.
- 100 gr namoczonej brązowej cieciorki (biała będzie inaczej smakować i krócej się gotować, więc trzeba zachować czujność).
- 1 łodyga selera naciowego (albo dwie).
- łyżka garam masali (inne też będą pasować, może tylko nie słodkie).
- szczypta nieoczyszczonej soli.
Wrzuć do garnka, zalej wodą 2:1, i gotuj. Jak się wchłonie, wsyp przyprawy i posiekanego selera, dolej ponownie tyle samo wody i gotuj dalej. Kiedy odparuje połowa wody – przykryj garnek. Potem czuwaj, żeby nie spalić i ugotuj do całkowitej miękkości. Pod koniec, jeśli uznasz, że brakuje czegoś, dolej pół łyżeczki łagodnego octu jabłkowego, albo trochę soku z cytryny. Ja dolałam, ale lubię świeże smaki.
Kalafior.
- Do gotującej wody wrzuć liście z pęczka rzodkiewki i nogi z pęczka pietruszki.
- Dodaj 1-2 cykorie przekrojone na pół i 5-7 centymetrów dołu od strony głąba z kapusty pekińskiej.
- Zmiel w młynku 1 duży kapelusz prawdziwka na mąkę, wsyp do garnka. Niech się gotuje na spokojnym ogniu.
- Całą głowę kalafiora podziel na kawałki i wrzuć do reszty. Jeśli masz łodygi liści, to po umyciu, dodaj je przed kwiatami.
- Dodaj sparzony (przelany wrzątkiem) pęczek szpinaku (nie siekany) Jeśli masz tylko mrożony i siekany to wrzuć trochę do wody i nie zajmuj się nim więcej.
- Wciśnij ćwiartkę cytryny.
- Dodaj kopiastą łyżkę łuskanych ziaren konopi (są w sklepach bio, drogie skubańce, ale dobre).
- Posól troszkę.
Kontroluj stan kalafiorów, jeśli są miękkie wyjmij je z wody od razu, niech stygną poza garnkiem. Reszta może zostać w garnku, ale całość nie powinna się gotować dłużej niż 8-12 minut, zależy jak duże kawałki warzyw przygotujesz. Ja robię duże. Warzywa niech będą miękkie, ale nie rozgotowane! Uważaj na szpinak, żeby nie stracił koloru i w razie potrzeby też wyjmij go z wody.
Konopie z suszonymi prawdziwkami i kalafiorem są bombowe. Wywar, jaki spod nich wyszedł zwyczajnie wymiata. Delektuję się nim. Nie wiem, czy coś zdążę jutro z niego ugotować, czy raczej wypijemy prosto z garnka… Same konopie dodają wiele uroku wielu daniom – posypuję nimi różne kompozycje w zastępstwie sezamu, lnu czy orzechów. Z pewnością warto spróbować.
Kapusta pekińska.
Ostatnio ciągle jem kapusty. Najbardziej smakuje mi biała, uduszona z cebulą na zmielonych prawdziwkach i kminku, czemuś jednak rzadko bywa w moim sklepie organicznym pod domem. Już kilka razy z rzędu była tylko pekińska, dziś więc padło na nią.
- Posmaruj cienko dużą patelnię nierafinowanym olejem słonecznikowym i wrzuć na niego dwie posiekane cebule, niech się lekko przypieką.
- Dodaj łyżkę tymianku. Ja mam dziki z Sycylii, ale nada się każdy.
- Używasz minimalną ilość tłuszczu, więc podlej wodą cebulę, jeśli zacznie wysychać. Niech się nie przypali, bo nie będzie pasować.
- Posiekaj całą główkę pekińskiej, ale bez ostatnich 5-7 cm od głąba (ten kawałek wrzuć do garnka z kalafiorem). Najbardziej zielone końcówki liści odłóż na potem, tymczasem środkową część kapusty wrzuć na patelnię z cebulą. Wymieszaj, podsmaż chwilę, żeby się złamała. Możesz dolać trochę wody.
- Zetrzyj jabłko i razem z górną końcówką liści kapusty dodaj do reszty.
- Wciśnij sok z ćwiartki lub połowy cytryny, zależy jakie masz jabłko. Dopasuj te smaki do siebie. Jeśli posiadasz twardą odmianę jabłka, dodaj je razem ze środkową częścią kapusty.
- Możesz minimalnie posolić.
- Przykryj i duś 3-4 minuty.
- Kiedy będzie gotowa zmieszaj z górną częścią pęczka pietruszki.
Kapusta pekińska jest bardzo delikatna, można ją jeść na surowo, więc nie smaż jej dłużej niż parę minut, bo uzyskasz mamałygę. Całość prawie na pewno będzie ci smakować, bo jest dość uniwersalna. Na pyszny lekki, zwłaszcza późny obiad w sam raz.